Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 krew się polała, a potem wyschło

Go down 
AutorWiadomość
Red
Szef

Red


Liczba postów : 4
Dołączył : 26/10/2013

Godność : Tsakhiagiin Munkhtsetseg. Pierwsze jest nazwisko, drugie imię.
Wiek : 34.
Orientacja : Ace aro.
Wzrost i waga : 178 cm, 71 kg.
Znaki szczególne : Azjatycka uroda, aura zajebistości na trzy metry dookoła.
Aktualny ubiór : Szara koszula z rękawami podwiniętymi do połowy przedramienia, wąskie ciemne spodnie, pozbawiona ozdób czarna kurtka i sznurowane skórzane buty.
Ekwipunek : Telefon, szwajcarski nóż oficerski, glock 19, pęk kluczy.
Multikonta : Cas, Mel, Alexis.

krew się polała, a potem wyschło Empty
PisanieTemat: krew się polała, a potem wyschło   krew się polała, a potem wyschło EmptyPią Lis 15, 2013 10:10 pm

___Wszystkie latarnie przy jej ulicy były czerwone. Stały przy nich kobiety takie jak jej matka — Rosjanki, Chinki, Meksykanki, wywabione do Stanów obietnicami lepszego życia, porwane, sprzedane, przewiezione jak bydło, przeszmuglowane jak rzeczy, zniszczone przez narkotyki i choroby, młode, piękne, bez przyszłości — królowe rathelońskich ulic. Najbardziej na świecie chciała nie zostać jedną z nich.
___Od najmłodszych lat szwendała się z ich dziećmi po okolicy. Córka ulicy brzmi piekielnie pretensjonalnie, ale tym właśnie była; jeśli gdziekolwiek na świecie było jej miejsce, to tutaj, w labiryncie ulic dzielnicy czerwonych latarni. Tu był jej dom — sypiała na chodnikach i w zaułkach, jak ognia unikając „hotelu”, gdzie pracowała jej matka. Tu była jej szkoła — uczyła się czytać ze znaków i neonów, liczyła mijające ją samochody, pisała palcem w kurzu i brudzie. Tu się urodziła, tu spędziła pierwsze lata życia, i tu pewnie zostałaby aż do końca. Poszłaby w ślady swojej matki, zamieszkała w jakimś przyjemnym kurwidołku, zaczęła ćpać, dożyła może trzydziestki, zanim wykończyłyby ją prochy albo AIDS. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ot, kolejna dziwka ze slumsów, która całe życie spędziła w tym śmietniku. Ale nie. Nie ona. Dla niej było w tym mieście coś więcej, wiedziała to doskonale — nie wiedziała tylko, jak po to sięgnąć. Miała trzynaście lat, kiedy to po nią sięgnięto.
___Nadieżda była nowa przy ich ulicy. Nie była prostytutką, ale spędzała z nimi mnóstwo czasu; nie była z ich świata, ale rozumiała go. Była niesamowita. Była wszystkim, czym Mun (rozczarowana życiem, tęskniąca, choć sama nie wiedziała, za czym) kiedykolwiek chciała być — silną kobietą, która sama o sobie decyduje i nikomu i niczemu nie pozwala stanąć sobie na drodze. Była też — tak się przypadkiem złożyło — szpiegiem Fraternity. Wcześniej trzymała się z dziewczynami w innej części miasta, tutaj oddelegowano ją, kiedy jej poprzednik przestał się sprawdzać. Zadania miała dwa. Po pierwsze, słuchać wszystkiego, co damy ulicy miały jej do powiedzenia, i przekazywać potem informacje, komu trzeba. Po drugie, uważnie patrzeć na wszystko, co działo się w okolicy. No i wypatrzyła Mun.

*
___Krew była czerwona. Jasna, wyrazista i krzykliwa ze świeżej rany (zadanej z uśmiechem satysfakcji, otrzymanej z grymasem bólu). Ciemna, rdzawobrunatna na starych bandażach (stłumione syknięcie, opatrunki oderwane razem ze strupami). Kapryśna, zaborcza, trudna do wygonienia z ubrań, mebli, pomieszczeń (woda utleniona, ocet, anielska cierpliwość). Nie do zmycia z rąk (choćby je przez kwadrans topić we wrzątku i szorować; „precz, przeklęta plamo”, myślałaby z gorzką ironią, ale nie czytywała jeszcze wtedy Szekspira). Munkhtsetseg wiedziała o niej wszystko.
___Pierwszy własny pistolet dali jej do ręki kilka dni po osiemnastych urodzinach. Żadna znacząca data, po prostu wtedy uznali, że jest gotowa. Odłożyła na bok kastet, kij bejsbolowy i koktajl Mołotowa, skończyły się sielskie dni radosnego wandalizmu — ot, przekwalifikowała się. Nie lubiła słowa „zabójca”, źle leżało jej na języku. Эй ты, киллер!, wołała ją Nadieżda, chichocząc, ale Mun nie było do śmiechu.
___Z pierwszej roboty wróciła inna. Tym razem nie było Nadii, która przez ostatnie kilka lat była dla niej jednocześnie siostrą, matką, nauczycielką i tłumaczką. Nie było sympatycznego Sierioży, który uczył ją dbać o broń, tłuc facetów po pyskach, i mówić po angielsku z koszmarnym akcentem. Nie było nikogo — tylko ona. Ona, jej pistolet i gość, którego miała się pozbyć, niewielki wrzód na dupie Fraternity, odrobinę za bardzo irytujący. Przy okazji również poprzedni alfons jej matki, skończony skurwiel, ale to okazało się dopiero na miejscu. Rzuciła się na niego jak zwierzę. Złamała mu nos i kilka palców, rozdarła twarz paznokciami, wybiła szczękę i prawie odgryzła ucho, zanim wreszcie go zastrzeliła. Wróciła jak z rzeźni, uświniona swoją i jego krwią, kulejąc i ledwo trzymając się na nogach.  Pocięte wargi miała usmarowane w równych proporcjach juchą i czerwoną szminką, którą ukradła mu z kieszeni. Po raz pierwszy nazwali ją wtedy Red. Potem jakoś już zostało.
Powrót do góry Go down
 
krew się polała, a potem wyschło
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Mrożąca krew w żyłach historia pewnej kości.

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
na wstęp
 :: Historie postaci
-
Skocz do: