Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 I’ll throw away all of the thorn-like memories from my eyes.

Go down 
AutorWiadomość
Matthew
Zastępca

Matthew


Liczba postów : 34
Dołączył : 05/01/2014

Godność : Matthew Cedric Skarsgård
Wiek : 28 lat.
Zawód : Płatny zabójca/ dla niepoznaki barman.
Orientacja : Heteroseksualny.
Wzrost i waga : 187cm; 78kg.
Aktualny ubiór : Czarne jeansy oraz skórzana kurtka, biała koszula.
Ekwipunek : Pistolet, telefon, klucze, zapasowy magazynek, portfel.
Multikonta : Bastian.

I’ll throw away all of the thorn-like memories from my eyes. Empty
PisanieTemat: I’ll throw away all of the thorn-like memories from my eyes.   I’ll throw away all of the thorn-like memories from my eyes. EmptyNie Sty 05, 2014 3:50 pm

Szczerze? Pierwsze jedenaście lat jego życia było względnie spokojne, sielsko wręcz. Może w rodzinnym domu nie zawsze się przelewało, ale z całą pewnością nie musieli liczyć się z każdym kolejnym groszem, więc właściwie zaliczali się do tych przeciętnych członków społeczeństwa gdzieś z pogranicza klasy niższej i średniej. Kiedy miał osiem lat, urodził mu się młodszy brat - oczywiście szybko przejmując miejsce tego, któremu poświęcano najwięcej uwagi, ale wtedy to nie miało aż tak dużego znaczenia - w końcu sam Matt nie stanowił tutaj wyjątku. Ogólnie to nie ma problemu w nazwaniu go, w tamtym czasie, idealnym przykładem starszego rodzeństwa. Niby przeciętna, niczym nie wyróżniająca się z pośród innych kochająca się rodzinka. Do czasu...
Wszystko co dobre, szybko się kończy, czyż nie?
Zima dwutysięcznego szóstego zniszczyła wszystko - chociaż z pozoru życie straciła tylko matka Matta, to przecież wraz z odejściem kobiety cała rodzina się sypie. Oni też nie byli wyjątkiem.
Mężczyzna, wtedy jeszcze jedenastoletni pokurcz był jedynym świadkiem morderstwa - jego ojciec zabrał Charley'a na wizytę do lekarza. On został wraz z matką, by pomóc jej przygotować obiadokolację. Chociaż bardziej to poobserwować, jak krząta się pośród kuchennych szafek, bez najmniejszego problemu przerabiając zupełnie nieapetycznie wyglądające składniki na coś przepysznego. Czarna magia po prostu! Oczywiście czasem coś jej podał, zamieszał, ale na tym by się kończyło.
Przyjemną atmosferę późnego popołudnia przerwało łomotanie do drzwi.  Dlaczego? Do tej pory Matthew jest w stanie jedynie snuć domysły, ale to znowu nie tak, że przejmuje się tym tak bardzo jak kiedyś. Przecież tamten dzień zmienił jego nastawienie na zawsze. Gdyby nie ta śmierć, nigdy nie zaszedłby do miejsca, w którym jest obecnie.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że on też może paść ofiarą, jeśli nie będzie wstanie uciec. Nawet nie zastanawiał się nad tym, czy kobieta jeszcze przypadkiem nie żyła. Skoro ona poświęcała siebie, ratując jego, nie należało z okazji rezygnować. Wciąż był młody, miał przecież przed sobą całe życie... szkoda je utracić, jeśli jest szansa, prawda?
Szczerze? Nawet nie chciałby już cofnąć czasu. A jeśli już, to tylko po to, by móc spojrzeć oprawcy w twarz, ewentualnie samemu wpakować mu kulkę między oczy.
Po tej ucieczce, która jak nietrudno się domyśleć, kosztowała go sporo energii i stresu [a także niezłego kombinowania, w jaki sposób niby ma niepostrzeżenie opuścić mieszkanie na trzecim piętrze bloku], zupełnie się zmienił. Ojciec był w szoku, kiedy ze stoickim wyrazem twarzy opowiadał mu, co miało miejsce. Właściwie to nie wiadomo czy dlatego, że wstrząsnęła nim wiadomość o śmierci życiowej partnerki, czy raczej dlatego, że nie poznawał własnego dziecka. Otóż, który normalny syn nie uroni żadnej łzy nad tragedią matki? Przecież go chroniła... jak mógł być tak bardzo nieczuły? On, który w kółko i w kółko potrafił powtarzać, jak bardzo ją kocha, nieraz rezygnując ze wspólnych zabaw z dziećmi sąsiadów, tylko po to, żeby posiedzieć z nimi w salonie, rozmawiając o wszystkim i o niczym?
Co było jeszcze większym zaskoczeniem, po tych wydarzeniach o wiele bardziej zaczął przykładać się do treningów sztuk walki. Wprawdzie uczęszczał na nie, odkąd skończył sześć lat - za namową matki, w połowie Koreanki - jednak trenerzy jeszcze nigdy nie widzieli u niego takiej zaciętości. Skąd ta nagła zmiana w zachowaniu? Wiedzieć mogli o niej tylko ci, którzy wcześniej byli z nim blisko... w końcu wtedy zaczął powoli zrywać z nimi wszystkie kontakty. Dystansował się. Unikał innych. Co najważniejsze - nie zachowywał, jak na normalnego chłopaka wkraczającego w wiek nastoletni przystało.

Ostatnią próbę sprowadzenia ich do normalności podjął ojciec, gdy Matthew miał piętnaście i pół roku. To wtedy z niewielkiej mieściny oddalonej o godzinę drogi od tejże metropolii, przeprowadzili się do Rathelonu. Nieświadomie popełnił tym samym największy błąd, jaki tylko mógł. Oczywiście, z punktu widzenia osoby trzeciej. Według białowłosego wyszło tylko i wyłącznie na plus.

Urwanie wszelkich nici łączących go z poprzednim miejscem zamieszkania przyszło nawet łatwiej niż przypuszczał, zaś on sam... cóż, mógł wreszcie żyć dokładnie tak, jak chciał - nikt nie znał dawnego Matthewa, nikt nie przyrównywał do siebie obu obrazów. Nie pytał o przeszłość. Zamiast tego padło jedynie pytanie, czy nie chce zostać członkiem gangu, ale o tym za chwilę.
Sam nie jest pewny, jakim właściwie cudem po raz pierwszy zetknął się z Fraternity. Nie mniej, jeśli pamięć go nie myli - a to przecież bardzo mało prawdopodobne - to wszystko zaczęło się podczas jednej z nielegalnych eskapad jego, i jego znajomych... Albo raczej ludzi, w których towarzystwie nie czuł się aż tak ograniczony, a z których idiotycznych pomysłów z reguły wynikały najśmieszniejsze sytuacje.
W każdym razie, nie był jakimś przesadnym altruistą, ale tego dnia postanowił raz jeden wykazać się jakimś ludzkimi odczuciami, pozwalając im zwiać jako pierwszymi, samemu pilnując ich tyłów. No bo skąd mogli wiedzieć, ze akurat wpakowali się na miejsce walki dwóch różnych gangów? Chociaż, będąc szczerym to to akurat brzmiało ciekawie, a i może stanowiło główny powód, dla którego Matt jednak zrezygnował z ucieczki. Chcąc nie chcąc, znalazł się w samym centrum tego wszystkiego, zupełnie przypadkiem opowiadając się po jednej ze stron. Tej zwycięskiej, jak się nietrudno domyślić. Jako świadek, powinien zostać od razu "zdjęty", nie mniej, pomoc, przez niego udzielona coś dla wygranych znaczyła, a jego stwierdzenie, że z miłą chęcią by do nich dołączył... po prostu zakończyło sprawę. Przecież, dlaczego mieli rezygnować z kogoś, kto mógł się przydać? Nawet jeśli na ten moment był tylko niewyszkolonym, zbuntowanym nastolatkiem. Oczywiście na dłuższą metę zaufano mu dopiero po pewnym czasie. Do gangu nie przyjmujesz ot, tak człowieka z ulicy, tym bardziej, napotkanego podczas jednej z walk! Przecież równie dobrze mógł być podstawionym szpiegiem. Nie spodziewał się niczego innego, ale nagroda za cierpliwe oczekiwanie była tego wszystkiego warta.

Miał szesnaście lat, pierwszy raz przystawiając komuś nóż do szyi. Nawet jego samego zdziwił całkowity brak poczucia winy... A z drugiej strony, jeśli ktoś nie miał najmniejszego problemu z pozbawieniem go matki, to dlaczego on miał się przejąć? Wtedy jeszcze nie radził sobie tak dobrze z bronią palną, więc pozostawała najbardziej prymitywna forma działania. Nie mniej, seryjny morderca, pod którego okiem odwalał tę konkretną robotę już widział potencjał. Oczywiście dalsze szkolenie, trening - czy jak chcecie to nazwać - było niezbędne, tyle że teraz nie patrzono na niego jak na byle pokurcza, który chce się zabawić. Zyskiwał w oczach towarzyszy. Powoli, ale stopniowo. W końcu nie zawahał się ani razu, niezależnie od tego, jakiego zlecenia by nie dostał.

Ojciec zostawił swoich synów na pastwę losu, kiedy zrozumiał, że nie jest w stanie nic zmienić, a dzieci nie dało się już przywrócić do normalności... przecież on wcale tak stary nie był, miał szansę na kolejną próbę, prawda? Mogłoby się udać, jeśli zakopie przeszłość wyjeżdżając gdzieś daleko, jak najdalej od wspomnień.
Trzeba widzieć szok - pierwszą głębszą emocję od lat - jaki odmalował się na twarzy Matta, kiedy po wejściu do ich mieszkania zastał jedynie Charley'a siedzącego na kanapie, chyba w jeszcze większej rozsypce niż on sam, w chwili śmierci matki. To, że nie zamierzał brata zostawić było jasne... bez przesady znowu! Jakieś uczucia jeszcze pozostały. Szczególnie te w stosunku do zupełnie niewinnego dzieciaka. Jeśli zaś chodzi o sprawę odejścia ojca... To przecież dobrze. Nikt nie musiał przypominać mu o przeszłości, prawda? Hazy niewiele o matce pamięta, więc... tak, on mógł zostać, nawet jeśli utrzymywanie ich obu, połączone z nauką wydawało się trudniejsze, niż w rzeczywistości. Ale to raczej kwestia tego, że pieniądze zarabiane na czarno przynosiły znaczny zysk.
Charley'a należało trzymać na dystans - z tego zdawał sobie sprawę lepiej, niż ktokolwiek inny. Zresztą, opiekun i zastępstwo ojca było ze starszego z rodzeństwa żadne. Może kiedyś; na pewno nie teraz. Co wcale nie zmienia faktu, że przez około trzy lata był zawsze. No, przynajmniej starał się być. Później młodszy spokojnie potrafił poradzić sobie sam, dlatego ich relacje uległy powolnej, acz doskonale widocznej zmianie. Nie było spędzania czasu we dwójkę, odłóżmy na bok jakiekolwiek przyjacielskie zachowania. Przynajmniej z pozoru, bo w końcu to tylko dla bezpieczeństwa! Nie ulega przecież wątpliwości, że Matt spokojnie jest w stanie zamordować każdego, kto tylko tknie Hazy'ego. Inna historia, że nikt sobie z tego nie zdaje sprawy.

To zabawne, jak szybko z przekonanego o swojej niezależności smarkacza, szwendającego się bez celu po ulicach miasta stał się kimś więcej. Dorósł zaskakująco szybko, może nie stając się takim, jakim wyobrażali go sobie kiedyś rodzice. Nie, na pewno nie chcieli, aby ich syn został mordercą. Niezliczone życia, które przesunęły się przez jego ręce; informacje, które zdobywał przy okazji zjednywały mu zaufanie członków Fraternity. Do tego stopnia, że wraz z upływem czasu wysunął się niemalże na sam szczyt. Bycie prawą ręką szefowej może i ma w sobie coś upierdliwego... więcej pracy umysłowej, mniej tej w terenie, ale jednak zdołał przywyknąć. Zwłaszcza, że na żadnym krześle siedzieć bezczynnie nie zamierza. Od papierów mają sekretarzy, on dalej jest od brudnej roboty. I czasem od wydawania rozkazów.
Powrót do góry Go down
 
I’ll throw away all of the thorn-like memories from my eyes.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
na wstęp
 :: Historie postaci
-
Skocz do: