Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 To coś nie powinno powstać. o3o

Go down 
AutorWiadomość
Go??
Gość




To coś nie powinno powstać. o3o Empty
PisanieTemat: To coś nie powinno powstać. o3o   To coś nie powinno powstać. o3o EmptySob Wrz 14, 2013 9:24 pm

To coś nie powinno powstać. o3o WhkGZDR

Godność:

    Nie dasz rady ogarnąć całego tego bałaganu. Nawet jej stara matka nie potrafiła. Cały ten bajzel zrodził się z niczego w główce tej dziewczyny, pozostawiając po sobie wielki chaos. "Mio Fujioka" - usłyszysz za każdym razem, gdy tylko spytasz o jej nazwisko. Jej ojciec ponoć kiedyś miał romans z jakąś Azjatką, ale to nie z niej wyszedł ten mały bachor. Czystokrwista, rodowita Szwedka o dość pospolitym imieniu, do którego nie zawsze się przyznaje. Jednakże po dłuższym czasie, zamiast podać to swoje z-dupy-wyjęte nazwisko, czy rzucić jakimś kochanym określeniem pokroju Misia lub innego Królisia (albo - co gorsza - Księżniczki) - zdradzi wreszcie, iż tak naprawdę imię to zwykła zlepka dukania, brzmiąca Mey, a nazwisko wygląda, jak wklepywane na oślep losowe klawisze, układające się w bełkot: "Kjellberg".

Wiek:

    Doprawdy, możnaby nazwać ten punkt inaczej, by nie urazić żadnej z co poniektórych panien i pani, które to nie mają ochoty zdradzać od razu całemu światu, ile to już lat spędziły na przyprawianiu mężczyzn o ból głowy i chęć spuszczenia im wpierdolu. Oczywiście nie dotyczy to (wstyd co do wieku. We wkurwianiu jest idealna) samej opisywanej w owym "dokumencie" dziewczynki, która, jakby nie patrzeć, ma przed sobą jeszcze co najmniej kilkadziesiąt wiosen, jak na razie licząc sobie ich zaledwie piętnaście. No to wiadomo, że to jeszcze smarkate trochę (autorka właśnie pojechała po samej sobie).


Grupa i ranga:

    Cała ta śmierdząca metropolia to tylko banda pozbawionych wolnej woli marionetek. Kukiełek na sznurkach, kontrolowanych przez wprawnych lalkarzy, zwanych Rządem. Wszyscy są tam władcami, a ich dzieci traktowane są, niczym książęta. I tu pojawia się nazwisko Kjellberg. Mey - małe, słodkie, zupełnie nieświadome wyczynów własnego ojca dziecko gubernatora oraz chrześniak jeszcze innego ważniaka. "Ja jestem politykiem, twój tatuś jest politykiem i ty TEŻ zostaniesz kiedyś politykiem. Ale na razie bądź sobie Księżniczką Marionetek."
    To tak do dupy brzmi...
    Złotym dzieciątkiem, które przez durną rodzinkę nie może pożyć, jak normalna, szara dziewczynka.
    No i ma pecha~.


Zawód:

    Niby to w jej wieku powinno się być zaledwie drobnym uczniem w podrzędnej szkółce obok sklepu monopolowego, czy tam - jak to w jej przypadku niegdyś było - siedzieć w mundurku na lekcjach w prywatnej placówce. I, owszem, jest uczennicą, aczkolwiek jej nauka przebiega w domu, wśród prywatnych nauczycieli, którym wujaszek płaci sporo, jak nie jeszcze więcej. A kiedy tylko zdarzy jej się mieć trochę wolnego czasu, jak na złamanie karku leci pomóc w pobliskiej ciastkarni. A czemu ma go aż tak mało? W końcu po lekcjach jest zawodowym, wolnym stalkerem, o czym (niestety) przekonał się już pewien nieszczęśnik~.



Umiejętności:

    Był już Daniel Murillo, była pseudo-zdolna Britney Spears... nawet ta japońska śpiewaczka operowa, której nazwiska nie pamiętam, ale w jednym odcinku durnej komedii Disney'owskiej (którą lubię, ale shuddup) zarzucono kimś na rodzaj Mori Kumiko, która w swojej karierze śpiewała same piosenki o tę...czy...? No, ale teraz do bardzo długiej listy osób z muzycznym talentem dołączyła Mey. I nie, naprawdę nie chodzi tu jedynie o jej głos, który sam w sobie, z tą uroczą, acz nie cukrową barwą, leje miód na uszy. Dzięki zręcznym palcom i sprawnym ramionom potrafi również zapanować nad wszelakimi instrumentami strunowymi, klawiszowymi i smyczkowymi. Z perkusją jeszcze się nie bawiła, zaś dętych zwyczajnie nie lubi. Nie przemawiają do niej, czy co.
    "Ty też kiedyś zostaniesz politykiem. Twój ojciec jest politykiem, twój wuj jest politykiem, twój ch... ukhm. Wszyscy są politykami, więc ty też musisz. No to wiesz, naucz się chociażby jednego języka, żeby się porozumiewać z tymi tam... debilami."
    I nauczyła się. A że przyswajanie języka angielskiego przyszło jej z nieziemską łatwością, to i prędko podjęła się poznawania innych, w ostateczności wpisując na swoją listę zarówno rodzinny szwedzki i właśnie angielski, jak i również japoński, koreański, włoski i hiszpański, nie zapominając oczywiście o tym, iż wciąż poznaje chiński, francuski i rosyjski.
    Może i swojego programu kulinarnego nie poprowadzi, ani też nie założy własnej piekarni, aczkolwiek nie można jej poskąpić pochwał, jeśli tyczą się one tego, jak świetnie radzi sobie z mąką, cukrem i jajkami (kurzymi, rzecz jasna. Nie róbmy z małej Mey zbereźnika). Nie obędzie się też bez margaryny i innych niezbędnych składników, już nawet nie wspominając o wszelkich urozmaiceniach w postaci bardziej lub mniej wyszukanych dodatków. Ot, takie małe cukiernicze zamiłowania.
    "Moou, znalazłabym cię nawet na drugim końcu świata, nie pojmujesz!?"
    Może i osoby... pardon, osoba, której w kółko to powtarza, niekoniecznie wierzy w prawdziwość tych słów, aczkolwiek prawdziwą prawdą jest, że gdy tylko wychwyci nawet najmniejszy ślad, wywęszy każdego, jak cholerny wyżeł. Bóg wie, skąd wytrzasnęły się u niej takie umiejętności w zakresie śledzenia. Bóg wie, dlaczego akurat ona została pieskiem na posyłki. I Bóg wie, czemu, do małpy-albinoski, jeszcze tego nie wykorzystała, żeby zarobić. Zachowuje tę zdolność dla siebie, jak gdyby mieli ją spalić na stosie za użycie jej dla dobra ogółu, czy którejś ze stron. Może naprawdę się tego boi?
    Nie. To z kaprysu.
    Jeśli koniecznie chcesz zaznać tej "magii", która, w gruncie rzeczy, jest tylko stekiem bzdur zrobionym na krwisto, możesz zgłosić się do takich osób, jakie rzekomo znają się na owych czarach. Wróżenie (czy inne gówno) z kart, kryształowej kuli, czy z fusów - to wszystko interesowało niegdyś Fujiokę, i to do tego stopnia, iż zażądała własnej talii tarota i prywatnego programu nauczania. Dzięki temu jest nie tylko za pan brat z astrologiczną jatką gwiazd i planet, ale i również świetnie radzi sobie z chiromancją, kabałą... no i podstawówkowymi wróżbami odprawianymi na kartkach wyrwanych z zeszytu.


Wady:

    Najchętniej ganiałaby za motylami cały dzień, goniła urocze ptaki z okrzykiem: "pośpiewaj mi!" i skakała po murkach i murach, ale jak to uczynić, kiedy ma tę świadomość, że zaraz potknie się o własne nogi, wyrżnie orła przez maleńki kamyczek i przeleci dziesięć metrów dzięki maleńkiej biedronce? Nie wspominając już o tym, że przedmioty czasami same wylatują jej z rąk, uwaga skupia się na czymś, na czym zupełnie nie powinna, a to, jaka potrafi być niezdarna, aż zaczyna bić po oczach.
    Czasami woli patrzeć na to, na co patrzą inni, a nie tylko ona, a dodatkowe efekty dźwiękowe, zainstalowane tylko w jej móżdżku - wyłączyć prostym przyciskiem OFF. Niestety, rzeczywistość nie jest tak kolorowa, Los potrafi być złośliwy, a życie lubi płatać figle, każąc jej jednocześnie reagować zupełnie inaczej, niźli "normalna" osoba, okazując nie zawsze takie emocje, jakie by chciała. Obecnie na schizofrenię choruje około pięćdziesiąt milionów osób, najczęściej z przywieszoną plakietką podtypu paranoidalnego. Co jednak, jeśli oprócz objawów odpowiadających tej jednej stronie, pojawiają się zupełnie inne, wykazujące zupełnie odmienne podtypy? Czyżby przeżywała ich kilka na raz? Choć tworzy to spójną, niezróżnicowaną całość.
    Ciężko się czasem oddycha, kiedy trzeba zrobić... cokolwiek. To brudne, miejskie powietrze aż drażni nozdrza i nakazuje kasłać, niejednokrotnie krwią. Tak bardzo boli, kiedy aż wypluwa się te słabe, chore płuca, przez które wciąż odczuwa się to uciążliwe kucie w piersi. No i jak tu biegać, kiedy się nie da? Jeszcze by umarła. Ma trudności nawet z rzuceniem się komuś na kark! No coo tooo maaaa byyyyyć?
    "Kochamkochamkochamkocham! *^*"
    Czyżby ktoś tu miał syndrom siostrzany? Chyba tak, skoro kiedy tylko pewien kochany, homoseksualny szatyn pojawia się w zasięgu jej wzroku, od razu zaczynają się piski zachwytu. Bo nawet, jeśli Takanori nie jest jej bratem (ba! Nawet nie zna jego prawdziwego mienia!), to jej pseudomiłość jest całkowicie w tym samym stylu, łącząc się jednocześnie z bezgranicznym uwielbieniem i fangazmowaniem na każdym kroku. No bo w końcu "Braciszek Ryan jest taki słodki, kiedy patrzy na nią z taką pogardą!".
    Czyżby ktoś wspomniał o... słodyczach? Jeśli nie, to dlaczego to małe-małe tak szybko przybiegło? W końcu nic nie mogłoby jej zwabić równie skutecznie. No, chyba, że mowa o Take. Ale poza nim i panem z numerem drugim, nie ma takiej siły, poza słodkościami we wszelakiej postaci. Nie tylko chodzi tu o te cukiereczki i mdlące żelki, czy przesłodzone herbatki i ciasteczka. Pluszowe misie i śliczne duperele też się zaliczają.
    Nie dałaby rady znieść tego okropnego widoku. Martwe oczy ścigałyby ją nieskończenie długo podczas snu i w najgorszych wizjach, prześladujących ją za dnia. Wystarczy, że spojrzy na dziecięce twarzyczki o słodkich, malinowych ustach, by cała sielanka dotarła do swego końca i zamieniła się w koszmar zwany lalkami. Nienawidzi ich. Najczęściej uciekłaby od każdej w kąt i schowałaby się w szafie. Nawet, jeśli pediofobia wydaje się być śmiesznym zjawiskiem, dla niej jest ona czymś gorszym od końca świata.
    "- Zaraz będzie ciemno~.
    - ZAMKNIJ SIĘ!"
    Jakby nie patrzeć, z noktofobią boryka się dość spora część społeczeństwa, aczkolwiek... nie w jej wieku. Dzieci w wieku od trzech do sześciu-siedmiu charakteryzują się panicznym strachem na myśl o ciemności. Więc... Mey to jak dwójka takich i jeszcze kawałeczek nóżki.


Wygląd:

    "Przeuroczy dzieciak" - rzekłby każdy, kto natknąłby się wzrokiem na osóbkę tego maleństwa. Tak, maleństwa. Bo mimo faktu, iż tatuś i mamusia mogli szczycić się pokaźnym wzrostem, jej pozostało męczyć się z ledwo sięgającą trzycyfrowej liczbą sto pięćdziesiąt trzy, jeśli liczyć w centymetrach. Właściwie, jakby na to nie spojrzeć, wizualnie nie dałoby się stwierdzić, iż jest to "aż" tyle. Wygląda raczej na jakiś metr czterdzieści parę, może nawet i mniej. Nie zmienia to jednak faktu, że jej włosy nie tylko wydają się, jak i również są dość długie. Sięgają bowiem bioder istotki, kręcąc się w delikatne, acz nie przesadnie zawirowane spirale, opadając miękko na ramiona i spływając w dół pleców. Ich barwę z kolei można określić na kilka różnych sposobów, lecz nie zalicza się ona do jednej, typowej kategorii. Ni to rude, ni białe, ni blond. Gdyby zmieszać typowy, platynowy blond, sporą ilość mleka i dodać do tego kapkę miodu i karmelu, wyszedłby właśnie ów odcień. Zresztą, to stwierdzenie nie odbiega zbytnio od samego zapachu jasnych kosmyków, przypominającego sobą sklep ze słodyczami, choć nie można tu mówić o mdlącej woni. Jest ona raczej przyjemna dla... nozdrzy.
    Warto również wspomnieć o kilku nieznośnych pasmach, opadających na prawą stronę twarzy. Owa przydługa grzywka nie różni się jednak kolorem od gładkiej, dziewczęcej cery. W końcu to kwestia kilku stopni jasności w górę, a powstanie coś, co można określić mianem czegoś na wzór białej czekolady. No... i to chyba właśnie jest karnacja Mey. Ale nawet, jeśli te dwie plamy zlewają się ze sobą niemiłosiernie, to na okrąglutkiej, pyziatej buźce postawione zostały dwa sporych rozmiarów punkty, zwane oczyma. Mają one okrągły kształt, a ich kąciki delikatnie opadają, w przeciwieństwie do bajecznie zakręconych w górę, gęstych rzęs o czarnym, niczym otchłań, ubarwieniu. Odbiegliśmy jednak od samego tematu owego kuleczkowego kontrastu, a więc i gałek ocznych Kjellberg. W zasadzie, chodziło o same tęczówki, prawda? O te ciepłe, orzechowe tęczówki, przesycone bezgranicznym i bezpodstawnym zarazem szczęściem i naiwną miłością do całego śmierdzącego świata, zarządzanego przez idiotów. Zdawałoby się, że to jedyna nadzieja na nie uznanie jej za jakiegoś niskiego, żeńskiego slendera, bo przecież ten słodko zadarty nos nie wyróżnia się zbytnio na tym jasnym tle, skoro jego kolor jest generalnie taki sam. Chłodne, niewielkie uszy, poprzebijane po trzy razy, też jakoś nie pasują. Dopiero, kiedy dostrzeże się śnieżnobiałe, maleńkie ząbki, czy może raczej to, spomiędzy czego wychynają podczas uśmiechu, okazać się może, że, choć wąskie, to jednak wciąż malinowe wargi są czymś na rodzaj kolejnego akcentu, wybijającego się na tle chłodnej delikatności.
    I to na tyle, jeśli chodzi o ciemne "elementy" jej ciała.
    Zwykle bliżej przyglądają się tylko twarzy. Albo piersiom. No, ale warto by jednak zalicz... przejrzeć wszystko po kolei, począwszy od, załóżmy, szyi. Wysmukłej, acz niezbyt długiej, rozdrażającą się, by dać istnienie szczupłym, wątłym ramionom, z których wyrosły niemal nienaturalnie długie "przednie łapy" o mocno wystających kościach i szczupłych dłoniach o podłużnych, kobiecopodobnych palcach.
    A tak wracając do tych piersi...
    Bardziej płaskiej postaci nie miałam. Jest niemal idealnie prosta, jak spód żółwiej skorupy. Oczywiście nie oznacza to, że brak jej wcięcia w talii, bo owo posiada i... chyba tylko to ratuje ją od zostania określoną mianem całkowitego eunucha-transwestyty. Nie wspominając już nawet o kończynach dolnych, które wyglądają, jak gdyby były całkowicie pozbawione tkanki tłuszczowej i utrzymywały się na samych - bardzo długich zresztą - kościach i skórze, mając za fundament niewielkie stópki.
    A co z ubiorem? No chyba nie będzie świecić klatą na ulicy, szczególnie przy jej... ukhm... pozycji. Zapytana o to, co lubi nosić, zapewne odpowiedziałaby: "cokolwiek, byleby było kolorowe i urocze". Nie może się więc obyć bez koszulek z pandzimi nadrukami, lolicich sukienek, różnobarwnych spodenek na szelkach, czy czegoś, co stylem zahaczyło by o tak zwaną decorę, gdy wszędzie doczepione są kokardki i naszywki wraz z przypinkami. Co ciekawe, na półce z butami nie znajdują się pantofelki, sandałki i różowe trampki w kokardki (no, może po jednej parze...) - całe miejsce zostało zajęte przez kolejne pary glanów, desantów, a także kilka dwójeczek wysokich trampek, sięgających niemal kolan.


Charakter:
    Mogę rzygnąć tęczą? Tak na wszelki wypadek? Nie ma potrzeby? Och, dobra, trzymam za słowo samą siebie. Jeśli złamię to przyrzeczenie, idźcie mnie powiesić na haku. Oczywiście, nie ma tu miejsca na cechy godne psychopaty, czy innego pojeba, bo to nie ten typ i nie ten móżdżek, o ile w ogóle jakikolwiek. Otóż mamy tu do czynienia z osobowością dość... bo ja wiem... można to ująć jako jako taki paradoks, choć jednocześnie coś mi w tym stwierdzeniu nie pasuje.
    Nie rozwodząc się nad wstępem, przejdźmy do konkretów. Przede wszystkim, już przy pierwszym spotkaniu da się zauważyć, iż to dziecko jest dość nieśmiałe. Bardzo niepewnie podchodzi do obcych... i tu pojawia się pierwsza sprzeczność. Jednocześnie po kilku sekundach czuje się na tyle przekonana do osoby, której imienia nawet nie zna, iż rzuca się jej na kark z radosnym okrzykiem i elaboratem dotyczącym przyjaźni, tęczy i radosnych pegazów, czy kucyków. Nie wspominając nawet o ponycornach.
    Next one: podobno jest niesamowicie odważna. Przynajmniej taką gra, jednocześnie pozwalając swoim kolanom uciekać spod kontroli i telepać się jak te galaretki, byleby tylko mogły udowodnić, jakim to tchórzem naprawdę nie jest. Przynajmniej nie zwiewa z krzykiem albo nie chowa się za pierwszą napotkaną na drodze osobą, byleby tylko uniknąć wzroku oprawcy, czy tam ręki sprawiedliwości, która jest niesprawiedliwa. A dlaczego? To w punkcie trzecim.
    Third: wciąż czuje się winna. Niezależnie od tego, co się stanie i czy faktycznie miała z tym coś wspólnego, czy nie - ZAWSZE musi przyjąć winę na siebie, zalewając się łzami i krzycząc, że nie chciała. I choć dowody wskazują na kogoś zupełnie innego, to ona musi zostać ukarana, bo to przez nią i ona wszystko psuje. W gruncie rzeczy, naprawdę nigdy nie jest winna niczemu i niczego nie rozwala, ale kto zrozumie kobiety i, co gorsza, wytłumaczy im, jak to naprawdę jest z tym światem?
    Po czwarte: niesamowicie otwarta (*zerka na punkt pierwszy*...), jeśli spędzić z nią trochę czasu. Ba! Mogłaby spisać każdemu z osobna inną biografię o sobie, oczywiście zawierającą te same informacje, aczkolwiek z innymi dedykacjami i wstawkami od autora, wyznając wszystkim miłość na zupełnie różne sposoby. Z drugiej zaś strony, zapytana o jakąś swoją cechę, odpowiada z niemałą trudnością. Co, jeśli powie za dużo? Co, jeśli ktoś w ogóle czegoś się o niej dowie? Czy to nie jest równoznaczne ze złamaniem zasad Konfucjusza? No i... jak ktoś ją zna, to tak trochę niezręcznie się robi.
    Czasem małomówna. Woli oszczędzać słowa, by nie wyjawić za dużo, a także nie palnąć nic głupiego przy nieodpowiednich osobach. W końcu są wszystkie te głupie bankiety i przyjęcia, i jeszcze inne duperele. Najczęściej jednak nie przebiera w wyrazach i wyrzuca z siebie wszystko, co ma w głowie i mówi, co tylko ślina na język przyniesie, stając się przez to niesamowitą paplą.
    Wciąż chodzi z szerokim uśmiechem na mordce. Mogłaby zarażać nim świat, ile tylko wlezie, ciesząc się DOSŁOWNIE z byle gówna, bo "mucha będzie miała co jeść". No i... z uśmiechem wszystko wygląda dużo lepiej, niż z podkówką, desho? Niestety, jeśli taka zjawi się na jej buźce, to chandra utrzyma się naprawdę bardzo długo. I nie ustąpi, choćby nie wiem, co. No, dobra. Jakiś sposób zawsze się znajdzie.
    Jednocześnie jest potworną beksą. Wystarczy, że przetrze sobie kolano, a w jej oczach już pojawiają się łzy. Już nawet nie mówiąc o momentach, w których ktoś sobie z niej zażartuje, czy podrzuci ironiczny tekst. Wtedy to w ogóle się dzieciak załamuje. Ale nie ma takiego żalu, którego nie dałoby się rozpuścić. A w jej przypadku powstrzymanie łez jest naprawdę bardzo proste.
    Choćby miała skręcić sobie przy tym kark, pomoże, jak tylko się da. Każdemu, bez wyjątku. Nieważne, w jakiej sprawie. I to nie oczekując niczego w zamian. Bezinteresowność jest ponoć niezła, hm~? Trzeba jej o to spytać.


Dodatkowe informacje:

    Ten wielki, kudłaty zwierz u jej boku to naprawdę nie jej kuzyn. Ba! Żeby jeszcze jakiegoś miała. No, ale jeśli nie kuzyn, to co? Niedźwiedź? Nie no, niedźwiedzie mają zupełnie inną budowę. Krótsze łapki i w ogóle... no i co to niby za gatunek? Niedźwiedź złotowłosy? Nie... to chyba Golden Retriever. Tylko kto mu, do cholery, nadał imię "Svenbjorn"? To brzmi, jak danie Afrykanerów... albo wymioty.
    Tu dziura w skórze, obok wpięta w koszulkę przypinka, tam dziwnie ułożone włosy, upięte kokardkami i odzdobne torby wypchane po brzegi... mangami. Kolejny otaku nam się rodzi, huh? No, ale nic dziwnego. Jej rodzina słynie z zabawnych zainteresowań. Zawsze to jakieś hobby.
    Zawsze musi mieć chociażby jedną wolną rękę, by móc trzymać w niej swoją najcenniejszą pamiątkę. Prababka Mey podarowała jej tuż po narodzinach nieco starego, sflaczałego i wielokrotnie łatanego pluszowego zajączka z wydłubanym prawym oczkiem. Sam w sobie był kremowy, acz załatano go szarymi skrawkami materiału.
    Poniaczeponiaczeponiaczeponiaczeponiaczeponiacze.
    Czy coś.
    Strzela mi w kościach. Znaczy... jej nie. Mnie strzela. I mogę to sobie tu napisać, a co. I PONOĆ MAM STO LAT. Znaczy... Take tak mówi. Czy tylko mnie się wydaje, że Mey ma ten fanatyzm po mnie? ;-;
Powrót do góry Go down
The Black Dahlia
Zastępca

The Black Dahlia


Liczba postów : 157
Dołączył : 29/08/2013

FUNKCJA : Wysoko kwalifikowany admin-socjopata.
Godność : Nicole Davis [zm. Shetani Skoir-Arato].
Wiek : 24 lata
Zawód : Właściciel Elysium Comp., zarządza Asylum.
Partner : Gettin' married to the devil.
Wzrost i waga : 172 cm | 47 kg
Znaki szczególne : Wychudzona; elektryzująco jasne błękitne tęczówki; trzy, podłużne blizny pod lewym okiem; mnogość tatuaży [plecy, kark, wierzch dłoni, bok+biodro]; s o c j o p a t k a. Aktualnie srebrzysto-białe włosy.
Aktualny ubiór : Puf, cinq!

To coś nie powinno powstać. o3o Empty
PisanieTemat: Re: To coś nie powinno powstać. o3o   To coś nie powinno powstać. o3o EmptySob Wrz 14, 2013 9:37 pm

Czemu masz kartę szybciej ode mnie...? ._.

Dobra, dobra. Ogólnie to mogę już walnąć akcept, bo wszystko ładnie i pięknie opisane. Nazwa rangi powala, ale jakoś mnie to nie dziwi. Masz... jakiśtamczas (dwa tygodnie, kurna – Take Shet: I lobe you.), by napisać historię, bo kundle pogryzą po kostkach.
Good luck & have fun, Mio. ~
Powrót do góry Go down
 
To coś nie powinno powstać. o3o
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
rozrywkowo
 :: Archiwum
-
Skocz do: