Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Sratatata, biatch.

Go down 
AutorWiadomość
Yuu
Zabójca

Yuu


Liczba postów : 49
Dołączył : 02/12/2013

Godność : Yuusuke Akira Hideyoshi Katsuyuki Noburo Ochida | Deuce Matthew Alvarez
Wiek : 23 lata
Zawód : Robi na kasie w Macu, żeby później mordować klientelę~.
Orientacja : Raczej hetero~.
Partner : ._. *siscon*
Wzrost i waga : 187cm | 75kg
Znaki szczególne : Podłużna blizna na policzku; dwubarwne tęczówki (prawa oliwkowa, lewa szmaragdowa); poprzekłuwane uszy (w lewym dwie dziurki w płatku, w prawym jedna w płatku i cztery idące wzdłuż obrąbka).
Aktualny ubiór : Hemoglobina: ...czarne bokserki? ._. I srebrne kolczyki-śrubki w każdej dziurce w uszach.
Oliver: ciemnoszare jeansy, wpuszczone w czarne glany 30-stki; czarna koszula o rozpiętym górnym guziku; czarna, skórzana kurtka; na szyi przewiązana biała bandana, a w uszach srebrne kolczyki-kółka.
Ekwipunek : Czarny Colt Peacekeeper (nabity, hai, hai); paczka Camel Milds Orange (+zapalniczka); paczka gum miętowych.
Multikonta : Yandere Loli | Błazen Posterunkowy

Sratatata, biatch. Empty
PisanieTemat: Sratatata, biatch.   Sratatata, biatch. EmptySob Sty 18, 2014 3:04 pm

Znasz ich. Musisz ich znać. Wszyscy o nich słyszeli, prawda? Są zwykłymi zwierzętami. Do tego bywają podobni do narkotyku, ale nie chodzi tu o jakieś działania uzależniające.
Wyniszczają.
Czekają tylko, żeby rozpruć Cię od środka, a potem znaleźć sobie kolejną ofiarę. I kolejną, i jeszcze następną. Do tego łażą w stadzie, ale nigdy ich nie widać. Durna, "nieistniejąca" wataha drapieżników, doskakujących do naszych gardeł. Naszych rodziców też zabili, a Ciebie zapewne gdzieś zabrali albo też z Tobą skończyli. Bo jeśli nie, to byłabyś teraz ze mną, prawda? A nie widzę Cię u mojego boku.
Ale wiadomo, że będę Cię szukał.


Paskudne, błękitne oczy przeszywały twarz młodzieńca na wskroś. Ten jednak ani drgnął, znów powtarzając swoje pytanie z zaborczą miną.
- Gdzie ją zabraliście...?
Wreszcie ustąpił, a na pomarszczoną twarz wstąpił łagodny uśmiech. Chłopak nie był nawet związany, więc nie zawahał się unieść ręki na starca, gdy ten usiadł obok niego. Uniknął jednak ciosu, a jego wzrok wyrażał szczere zaskoczenie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego chciano mu wyrządzić krzywdę. W swoim mniemaniu nie zrobił niczego złego. Niczego SZCZEGÓLNIE złego. Zakończył (oczywiście niewłasnoręcznie) tylko żywot dwójki ludzi, którzy zagrażali interesom zarówno jego, jak i jego wspólników.
- Nie tak szybko. - Rzucił łagodnie staruszek, klepiąc ciemnowłosego po ramieniu. - Nie wiemy, gdzie dokładnie jest, ale...
- Ale co...? - Warknął. - Co wiecie...? Powiedz mi, do jasnej cholery!

Powinni zdechnąć, każdy kolejno. Jeden po drugim, od tych najmniej ważnych, aż po samego ich przełożonego, o ile można tak nazwać takiego skurwola. Zabrali mi cię. Porwali. Pewnie do teraz przetrzymują cię w jakichś nieludzkich warunkach i torturują, bylebyś zdradziła im informacje, o których nawet nie masz pojęcia. Ale odbiję cię im. Zdechną marnie, choćbym miał ich zajebać w pojedynkę.

- Wilki. Znasz ich? Och, oczywiście, że znasz. Kto by nie słyszał o tych rzezimieszkach od siedmiu boleści. - Podjął mężczyzna, wzrokiem wręcz wwiercając się w oczy młodzieńca, który zdawał się być niewzruszony tym faktem. Słyszał już o tym, jakie okropne rzeczy potrafili uczynić ci idioci. Pokiwał więc jedynie głową, wsłuchując się w kolejne słowa "porywacza".
- Twoi rodzice współpracowali z nami w sprawie wyeliminowania ich. Niestety, zostali dopadnięci w połowie operacji. - Rzucił wreszcie, po długiej ciszy. Nie dał po sobie poznać kłamstwa. - Zresztą, sami widzieliście, jak to było.

Brutalni. Zepsuci do szpiku kości. Pewnie nawet teraz robią na Tobie jakieś chore eksperymenty. Po co ja to, do cholery, pisałem? Może gdyby nie to pieprzone opowiadanie, nie zabiliby mamy i taty, a my nadal bylibyśmy bezpieczni. Wszystko się zgadzało. Śmierć, Wilki, rząd... nawet dzień i jego pora. Wszystko moja wina, a teraz jeszcze nie mogę mieć pewności, czy nie dzieje się to, co sam opisałem.

***

Coś zachrzęściło pod podeszwami wysokich trampek. Szkło, dotychczas będące częścią ramki na zdjęcie, rozłupało się na wiele kawałeczków, skupiając na sobie uwagę młodzieńca. Przesunął wzrokiem po znajomych twarzach, przedstawiających zarówno jego rodziców, jak i jego samego. Czwarta osóbka, dużo niższa od pozostałych, została przygnieciona butem. Poczuł ból swojej siostry tak, jakby to jemu właśnie coś przeszło po twarzy.
Bo przeszło.
Nawet nie zauważył, kiedy przewrócił się na plecy, a zaraz po tym naparła na niego ciężka kupa metalu. Kiedy jej posiadaczka spostrzegła, iż nie powinna stanąć, gdzie stanęła, zeskoczyła z niego i przycupnęła.
- N-nic ci nie jest!? I co ty tu właściwie robisz!? Kim jes... - dziewczyna zamrugała kilkukrotnie powiekami, jak gdyby chciała się upewnić, czy właśnie nie znajduje się w jakimś marnym reality show, czy - co chyba byłoby lepszym rozwiązaniem - we własnych snach.
- Kim ja jestem? Kim ty jesteś! I co robisz w moim domu!?
Uniosła wzrok dwubarwnych, przysłoniętych zielonymi soczewkami, oczu na podnoszącego się z ziemi chłopaka, a następnie uniosła subtelnie kąciki ust. Jasnym było, że nie poznał własnej siostry w pierwszej chwili, ale dlaczego był aż takim idiotą, żeby nie przypomnieć sobie jej buzi w następnych? Czy to nie on czasem wspominał, że poznałby ją zawsze i wszędzie, choćby i pośród tysiąca jej klonów? Może to przez tę farbę na włosach?
- Powiedzmy, że też tu mieszkałam. - Westchnienie wyrwało się z jej ust. - Powiedzmy, że nadal bym mieszkała, gdyby nie pewien rozlew krwi. - Powoli wyprostowała nogi, wstając. - Powiedzmy, że cześć, braciszku.

Coś mi nie pasowało. Byłaś... inna. Może i wyglądałaś tak samo niedojrzale i słodko, ale coś się w Tobie zmieniło. To nie były soczewki. To nie były wielobarwne pasemka, zafarbowane z platynowego blondu na jakąś dziwaczną tęczę.
To ta aura.
Przestałaś być owieczką już w chwili, w której przestaliśmy się widywać, co? Kiedy Cię zabrali.
Stałaś się łowcą, wyrośniętym z ofiary.
Lwem chcącym odzyskać wolność, rozrywającym kraty klatki.
Wilczycą.


- Wszystkich oszukiwałaś... a potem tak po prostu zniknęłaś. - Szeptał, niemal nie mogąc powstrzymać gorzkich łez. Barwne kosmyki zafalowały, gdy Amasakawa podeszła bliżej swojego brata i objęła go w pasie. - Oni mi cię zabrali... zabrali mi cię! Ci skurwiele! Oni...
- Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek zmusił mnie do ucieczki?
Nie rozumiał. Spoglądał tylko w jej oczy, teraz ukazane w naturalnej barwie, kiedy zdjęła koci kamuflaż. Błękit rozbłysł, a fiolet uradował się i zaniósł pogodą.
- Wilki - podjęła - wcale nie zrobili niczego z naszymi rodzicami. Jesteś naiwny, jeśli sądzisz, że te rządowe szczeniaki mówiły prawdę. Nawet nie pamiętasz, co mówił nam ojciec.
- Mówił, że...
- Że razem z mamą też są... znaczy, byli Wilkami. Czy ty naprawdę masz taką słabą pamięć?

Jeśli to, co mówiłaś, byłoby prawdą, to wszyscy mnie okłamali. Dałem się okłamać. Ale jeśli tak, to czy, w takim układzie, to nie rząd ich wymordował? Nie wiem już, komu wierzyć. Po tych słowach tak po prostu uciekłaś, jakbyś nie chciała mnie oglądać, bo się wahałem. Jakbym stał się słaby.
Przecież to zawsze ja Cię broniłem.
Ufaliśmy sobie.
Ale teraz za cholerę nie mogę Ci uwierzyć. Jestem prawie pewien, że to oni wyprali Ci mózg.

Tak bardzo od niechcenia~.
Powrót do góry Go down
 
Sratatata, biatch.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
na wstęp
 :: Historie postaci
-
Skocz do: