FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Personal hell. Pon Paź 28, 2013 1:21 pm
Przede wszystkim należałoby zacząć od tego, że dom ten nie jest prywatną własnością Takanoriego, pomimo tego, że od dłuższego czasu jest on jedyną osobą, którą można tam zastać. Właściwie brak odpowiedniego świstka nie przeszkadza Cowell'owi w uznawaniu tych czterech kątów za swoje własne, co z kolei absolutnie nie przeszkadza jego – nie ukrywając, całkiem zamożnemu – wujkowi, który nie miał oporów z tym, by hojnie obdarować swojego jedynego bratanka. Dopóki dzięki pracy jest w stanie opłacać wszelkie rachunki, mieszkanie w nieużytkowanym od dłuższego czasu domu nie stanowi problemu dla żadnej ze stron. Mężczyzna od dłuższego czasu i tak pochłonięty jest własnymi problemami, związanymi z prowadzeniem wytwórni muzycznej, toteż tylko od święta przypomina sobie o istnieniu ciemnowłosego, dla którego swojego czasu stał się jedynym członkiem rodziny. Ale kto narzekałby na taki brak uwagi, skoro dookoła jest wszystko, czego potrzebuje? Sam dom znajduje się w dzielnicy przedmieść, którą określa się, jako „lepszą”, choć trzeba przyznać, że w porównaniu do niektórych domostw z sąsiedztwa prezentuje się raczej skromnie. Zapewne dlatego, że nie należy do największych i brak mu basenu, choć podwórko jest wystarczająco przestrzenne, jednak dzięki temu to psy mają większy teren do wybiegania się, tym bardziej, że teren jest ogrodzony, a znak na furtce dosadnie ostrzega przed możliwym niebezpieczeństwem. Sam dom składa się z parteru i piętra, które jest jednocześnie poddaszem. Na parterze znajdują się kuchnia, salon oraz garaż, zaś na poddaszu – sypialnia oraz łazienka. Samo wnętrze prezentuje się dość przyzwoicie. Może nawet zbyt.
Co ciekawe – w domu nie ma żadnych obrazów, roślin i innych ozdób (także nie sugerować się niektórymi zdjęciami). Trudno nie zgodzić się z tym, że są one zupełnie bezużyteczne. Czasem jednak sprawia to, że dom wydaje się pusty i chłodny, jednak trudno o rodzinną atmosferę, gdy mieszka się samemu i na dodatek nie przepada się za gośćmi.
Salon Jest to pomieszczenie, które właściwie wita gości u progu i jest ono najbardziej przestrzenne w całym domu. Wydawało by się, że część tych metrów kwadratowych jest absolutnie zbędna, biorąc pod uwagę, że meble mają swoje wytyczone miejsce, zaś cała reszta zagospodarowana jest wyłącznie przez dywan i w niewielkim stopniu przez schody, prowadzące na górę. W salonie znajdują się drzwi prowadzące do kuchni oraz duże, szklane i rozsuwane drzwi, które prowadzą na taras za domem.
Kuchnia Jest połączona z jadalnią. W kategorii wielkości można by określić ją, jako średnią. Ogólnie aktualnie jest to najrzadziej odwiedzane pomieszczenie, zresztą jak na jedną osobę wydaje się za duże. Pomimo tego, że znajduje się tu dużo przydatnego do gotowania sprzętu, zdecydowanie najczęściej używanym jest ekspres do kawy. Reszta tylko okazjonalnie. Zresztą o wiele prościej zjeść poza domem, niż niepotrzebnie brudzić talerze.
Łazienka Ta z kolei nie jest zbyt obszerna i znajduje się ona na poddaszu. W dzień niewielkie okienko zapewnia wystarczająco dużo światła. Ogólnie znajduje się tam zarówno wanna, jak i kabina prysznicowa oraz umywalka, z niewielką szafką na ręczniki i kosmetyki pod spodem. Nad umywalką z kolei znajduje się średniej wielkości lustro.
Sypialnia Jest dość przestrzenna. Znajduje się w niej dwuosobowe łóżko, które zajmuje miejsce pod ścianą równoległą do tej z drzwiami, prowadzącymi do pokoju. Okno dachowe dość dobrze oświetla pomieszczenie za dnia. Znaleźć tu można także jedną komodę z ubraniami, większą szafę z lustrzanymi, rozsuwanymi drzwiami, której środek także wypełniony jest odzieżą, a także niewielkie biurko i fotel. Ponadto w rogu obok łóżka zaszczytne miejsce na stojaku zajmuje czarna gitara akustyczna. Można odnieść wrażenie, że robi tylko za ozdobę, niemniej jednak nią nie jest, a domownik doskonale wie, jak się nią posługiwać.
A garaż, jak to garaż, jest szary, nudny, jest tam kilka regałów z narzędziami i nawet samochód się znajdzie, bo – owszem – Ryan jest szczęśliwym posiadaczem prawa jazdy, a od jakiegoś miesiąca wozi się srebrnym Audi TT z 2013, w dobrym stanie.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Pią Lis 01, 2013 10:50 pm
Raz po raz przechadzał się wzdłuż ogrodzenia, z rękoma wciśniętymi głęboko do kieszeni bluzy. Nie potrafił ani nie chciał odpowiadać sobie na pytanie, dlaczego znowu zechciał ciągnąć te bezsensowne cyrki, skoro z góry był świadom jak nieprzyjemnie skończy się dla niego ta sytuacja, jeśli coś pójdzie nie tak. Również dlatego nie wahał się dalej. Przystanął, rozejrzał się dyskretnie i - nie widząc albo ignorując możliwych obserwatorów - zrobił krok w kierunku bramy i wyciągnął rękę, zaciskając palce na czarnym pręcie. Odetchnął głęboko raz czy dwa, naciągnął bardziej kaptur na blond czuprynę, wyciągnął z ucha słuchawki i pozwolił im swobodnie wisieć i zaraz uniósł stopę, następując na kondygnacji, zerkając w górę z pod przymrużonych powiek. W gruncie rzeczy znalezienie się po drugiej stronie nie stanowiło problemu, ale zaciął się dosłownie na sekundę. Gdy jednak ta minęła, nie pozostawało mu nic innego jak podciągnięcie się z cichym stękiem, wdrapując się wyżej. Po krótkiej chwili podtrzymywał się dłońmi po obydwu stronach ud, usadowiwszy się względnie wygodnie z zaostrzoną częścią między nogami i znowu zerknął zamyślony w stronę trawnika, rozważając możliwe scenariusze swojej śmierci. Dopiero impuls z podświadomości zmusił go do podniesienia tyłka ze swej pozycji. Z dość głośnym szczękiem wszystkich detali jego ubioru, chłopak wylądował na zgiętych nogach na gruncie, podpierając się jedną dłonią. Szlag. Był przekonany, że nieodpowiedni dobór stroju znacznie utrudni mu tę nieplanowaną wycieczkę i po części miał rację. Niebawem znikąd wyłonił się Buster, na którego widok Shirai przybrał obronną pozę, gotów uciekać, lecz po chwili zorientował się, że jego obawy były bezpodstawne. Czworonóg najwyraźniej nie zamierzał urządzać sobie z niego kolacji, ani zmuszać do szalonej ucieczki w celu wyjścia z tej sytuacji w jednym kawałku. Chłopak odetchnął z ulgą. Właściwie to nie powinno go to dziwić, chociaż chyba podświadomie był pewien, że Ryan obrócił nawet psa przeciwko niemu, wyłącznie dla swojej przyjemności. Ciężar spadł mu z serca gdy zorientował się, że Cowell nie zaprzątał sobie nim głowy na tyle, by bawić się w dodatkową tresurę psa. Podźwignął się więc na równe nogi, otrzepał niepotrzebnie kolana i poprawił kaptur, który zsunął się nieznacznie podczas skoku. Tym razem już bez udziwnień skierował się prosto do drzwi, starając się przy tym nie rzucać zbytnio w oczy, choć teatrzyk, który urządził przy bramie wyraźnie temu przeczył. Wyłącznie upewnienie, że dom stoi o tej porze pusty dodał mu odwagi. Nie sądził, by chłopak bawił się w zmianę grafiku z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, a wciąż dobrze pamiętał dni, w których pracował. Na szczęście i... nieszczęście. Bezproblemowo dotarł do drzwi, choć dopiero tutaj zaczynały się schody. Kucnął przy nich, zerknął za siebie raz jeszcze, rzucając krótkie spojrzenie psu, który właściwie nie był zbytnio zainteresowany jego obecnością i wrócił spojrzeniem do zamka, mrużąc oczy jakby podejrzliwie. Może to jednak podstęp...? Cholera, skąd mu to przyszło do głowy? - Popieprzyło cię - wymruczał do samego siebie, grzebiąc w kieszeni bluzy, z której zaraz wydobył pęk kluczy. Poprzebierał kilka okazów, a następnie odczepił od metalowego kółeczka skupisko drucików, z pomiędzy którego wyciągnął jeden wyjątkowo powyginany. Zapytacie pewnie po cholerę ten rytuał?. Otóż biedny Shi nie posiadał kluczy do mieszkania byłego, co niestety nie działało na jego korzyść, biorąc pod uwagę to, co zamierzał zrobić. Po powyginaniu drutu jeszcze bardziej, do momentu, gdy zdawał się on być niezdatny do użytku, chłopak wsunął go do zamka w drzwiach, wyciągając rękę, by złapać nią klamkę. Przygryzł dolną wargę, skupił się całkowicie na danej czynności i rozpoczął bardzo intensywnie przebierać drutem, próbując wyłapać odpowiedni moment do przekręcenia go. Cała czynność trwała kilka dobrych chwil, ale chłopak nie poddawał się. Wreszcie osiągnął zamierzony cel, czego dowodem był charakterystyczny szczęk, na którego dźwięk Mały podniósł się do pionu i ochoczo nacisnął na klamkę, otwierając drzwi. Wdarł się do środka, na powrót wcisnął małe słuchawki do uszu i ostrożnie zamknął za sobą drzwi, opierając się o nie i przez moment po prostu wpatrując w bliżej nieokreślony punkt. Nie kwapił się nawet, by zamknąć drzwi od środka, w końcu nie zamierzał zostawać tu na długo... Jeśli ktokolwiek wciąż miał pytania odnośnie powodu, dla którego się tu znalazł - otóż sam Shirai nie do końca wiedział, co go tu kierowało. Nie rozdrabniał się jednak na tym, zaś spokojniejszy rytm piosenki brzmiącej teraz w uszach uspokoił go na tyle, by wolnym krokiem rozpoczął spacer po mieszkaniu, w którym w dalszym ciągu panował półmrok, zaś chłopak nie zamierzał włączać światła w obawie, że ktoś go złapie... Z początku dreptał bez celu, rozglądając się na boki i dostrzegając bez trudności, że od jego ostatniej wizyty niewiele się zmieniło. Cóż, to akurat nie było powodem do zdziwienia. By mieć jednak całkowitą pewność, postanowił ponownie zwiedzić wszystkie pomieszczenia, jak gdyby dla upewnienia się, że kompletnie nic nie uległo większej zmianie. Dlaczego? Każda dostrzegalna zmiana mogła świadczyć o tym, że... Nie, nawet nie chciał o tym myśleć. Wędrówka nie zajęła mu długo, ponieważ pomimo wyznaczonego celu, dość szybko o nim zapomniał. I nie, nie chodziło o to, że chłopak miał umiejętność skupiania się na poziomie pierwszej lepszej surykatki. Wystarczyło mu znaleźć się w progu sypialni Ryana. Chyba nie powinieneś, prawda? Przecież nikt się nie dowie, prawda? Nie był w stanie odmówić sobie tej przyjemności, więc uległ i po kilku niepewnych krokach znalazł się na łóżku, opadając na nie i wtulając się w pościel z gardłowym pomrukiem stłumionym przez materiał. Odetchnął głęboko i przymknął leniwie powieki, równocześnie zrzucając szamocząc się z trampkami przy pomocy własnych stóp, jednak szybko pozbył się tego balastu, zwijając w kłębek na wygodnym materacu. Wytrzymał kilka sekund w bezruchu i wznowił wiercenie się na nim, równocześnie rozkopując na podłogę poduszki. To miejsce przywoływało wspomnienia wywołujące nieprzyjemny uścisk w piersi chłopaka. Shirai podniósł się wolno do siadu, rozejrzał wokół siebie i na krótki moment zatrzymał wzrok na losowym fragmencie skołtunionej już nieco pościeli. Nagle zapragnął po prostu położyć się tutaj i zasnąć, ale dobrze wiedział, że nie powinien. Jednakowoż nie przeszkodziło mu to w zrzuceniu z siebie bluzy, a następnie ponownym zakopaniu się w pościeli. Po chwili niemalże się w niej turlał, sprawiając, że po kilku minutach łóżko z zasłanego zmieniło się w zwykły barłóg. Ani świadomość, że robił coś w gruncie rzeczy złego, ani prawdopodobieństwo zostania przyłapanym nie powstrzymało go również od zapadnięcia w sen, co nastąpiło niedługo po tym, jak ułożył się wygodniej i zatopił w przyjemniejszych wspomnieniach, pozwalając sobie na odpłynięcie. To raczej nie mogło skończyć się dobrze.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Sob Lis 02, 2013 12:54 am
Była późna noc. O tej porze ulice osiedla były już opustoszałe, a tylko w niektórych domostwach paliły się jeszcze światła lamp. Mimo to cisza, która panowała w okolicy pozwalała na chwilowe poczucie się tak, jakby było się ostatnią osobą na tej planecie. Trzeba przyznać, że to wrażenie było miłą odmianą zaraz po tym, gdy miało się do czynienia ze zbyt dużą ilością ludzi. Przymusowe przebywanie w ich towarzystwie potrafiło wypruć człowieka ze wszystkich sił – szczególnie o tak późnych porach. Ryan jednak zdążył już przywyknąć do takiego trybu życia, choć nadal przyjemność sprawiała mu jedynie możliwość opuszczenia swojego stanowiska za barem po pracy w klubie. Trudno uwierzyć, że ktoś z takim podejściem dobrze radził sobie na tym stanowisku, a biorąc pod uwagę, że mógł darować sobie uprzejmości wobec klientów, których interesowało jedynie to, żeby jak najszybciej się schlać, była to całkiem przystępna robota. Wystarczyło zaledwie kilka dni tam, a już zdobywało się podstawową wiedzę na temat tego, jak radzić sobie z nieproszonymi gośćmi lub z uczestnikami imprez, którzy w swoich szaleństwach posuwali się za daleko. Przypadki bywały lżejsze, ale i cięższe. Powiedziałby, że nigdy nie było tam nudno, gdyby nie to, że większość wybryków, o których ludzie lubili wspominać później z rozbawieniem, nie robiła na nim wrażenia. Gdzieś w drodze na świat zgubił poczucie humoru lub po prostu w którymś momencie wyszedł z założenia, że głupota wielu ludzi była zjawiskiem przewidywalnym. Nie od dziś wiadomo, że trudno wczuć się w sytuację, gdy już ma się świadomość tego, co może nastąpić. Nawet przechadzając się samotnie chodnikiem w drodze do domu, miał gdzieś tę świadomość, że w pobliżu mógł znajdować się ktoś, kto miałby chrapkę na zawartość jego portfela, niemniej jednak chłopak cały czas patrzył przed siebie, już z wyuczeniem pokonując trasę wiodącą ku jego azylowi. Obyło się bez zbędnych niespodzianek. W niedługim czasie ciemnowłosy znalazł się na swoim podwórku. Klucze, którymi wcześniej przekręcił zamek w furtce brzęczały cicho w jego ręce, a ten znajomy dźwięk zwabił dość sporych rozmiarów wilczura, który leniwie kołysząc ogonem na boki, ruszył właścicielowi na powitanie. Nawet w mniemaniu Cowell'a w tej chwili wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Odtrącił łeb Kundla domagającego się drapania za uchem na rzecz szybszego znalezienia się wewnątrz domu. Nie dało się ukryć, że sama pogoda nie była zbyt przyjemna. Nadchodząca jesień dobitnie dała o sobie znać tymi zimnymi nocami. Znalazłszy się przy drzwiach, wsunął odpowiedni klucz do zamka, jednak przekręcenie go okazało się być zbędne. Tyle wystarczyło, by wszystkie myśli dotyczące tego, że ten dzień nie różnił się niczym od pozostałych, nagle go opuściły. Ściągnął brwi i ostrożnie nacisnął klamkę, po czym powoli otworzył drzwi, dzięki czemu cały zabieg okazał się być bezgłośny. Zerknął z ukosa na czworonoga, który wciąż zachowywał się, jakby nic się nie stało. Było to poniekąd uspokajające, ponieważ Takanori był w stu procentach pewien, że gdyby miał w domu intruza, Buster już poderwałby się z miejsca i wbiegł do domu, ujadając jak oszalały, byleby tylko wywabić wroga. Oczywiście, o ile był ktoś, kto zdołałby się przedrzeć przez pułapkę w postaci psich szczęk. Nawet, jeśli to byłoby możliwe – psisko powinno leżeć martwe na trawniku, a raczej nie zdarzało się, by jego wujek miał w zwyczaju wpadać bez zapowiedzi. Koniec końców najprostsze rozwiązania zawsze przelatywały ludziom koło nosa. Obyś nie spierdolił, pchlarzu. Wciąż starając się zachować ciszę, wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Przez moment stał jeszcze w ciemnościach, nasłuchując uważnie, jednak było zupełnie cicho. Wszystko wskazywało na to, że istniała szansa, że sam zapomniał zamknąć, gdy wcześniej wychodził. Zazwyczaj zapomina się o takich drobnostkach, jak przekręcenie cholernego klucza. No jasne. Już bez najmniejszego zawahania wcisnął włącznik światła, zaś salon ukazał mu się w całej swojej krasie. Nienaruszony, co można było uznać za dobry znak. Nishimura potarł ręką kark, jednocześnie przekręcając zamek w drzwiach, zaś tę czynność już teraz na pewno miał zapamiętać. Schylił się i rozwiązał sznurówki desantów, które zaraz zsunął z nóg. Skórzana kurtka z kolei zawisła na wieszaku, a młodzieniec od razu ruszył po schodach na górę. Aktualnie zależało mu już tylko na tym, by wziąć prysznic, a później runąć na łóżko i – o ile tym razem udałoby mu się zasnąć – spać do południa, na co mógł sobie pozwolić. Potarł ręką oczy, będąc już blisko sypialni, a gdy właśnie miał przekroczyć jej prób, zatrzymał się gwałtownie. Może w pomieszczeniu nie było za jasno, jednak światło z korytarza pozwoliło mu na zarejestrowanie, że coś mimo wszystko było nie w porządku. No tak – kiedy twoje łóżko wygląda, jakby przeszło po nim tornado, co nie jest twoją sprawką, a obok niego leżą buty, które nie należą do ciebie, to wiedz, że coś się dzieje. W pierwszej chwili Ryan nie był jednak w stanie stwierdzić, z kim ma do czynienia. Jedyna ocena, której był w stanie poddać niezidentyfikowany obiekt to: niegroźny. Tyle wystarczyło, by zechciał przerwać jego sielankę, ponieważ nikt nie miał, kurwa, najmniejszego prawa, by ładować się do jego łóżka, bez jego wiedzy. Nie mógł się powstrzymać od trzaśnięcia pięścią we włącznik światła, choć nie spodziewał się, że widok blond kosmyków, które wyróżniły się na tle pościeli, sprawi, że gardło zaciśnie mu się na chwilę z czystej wściekłości. Shirai. Co ten mały dupek w ogóle tu robił? Odwidziała mu się rola boczącej się księżniczki. Trzeba jednak przyznać, że jakieś trzy miesiące temu ten widok sprawiłby, że miałby ochotę wziąć go na kilka różnych sposobów, jednak na dzień dzisiejszy zastanawiał się, czy powinien wypierdoli go oknem czy pofatygować się i wskazać mu drzwi wyjściowe. Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośniejszy huk. Szarooki uderzył otwartą ręką o drewniane drzwi, tak na wszelki wypadek, gdyby do jasnowłosego jeszcze nie dotarło, że czas na pobudkę. W następnej kolejności czekało na niego wywlekanie stamtąd siłą. ― Zdaje się, że pomyliłeś domy. A nawet cholerne łóżka. Schlałeś się czy po prostu jesteś idiotą? ― prychnął, mrużąc oczy. ― Stawiam, że to drugie. Tak czy inaczej radziłbym ci wypierdalać w podskokach. Masz kilkanaście sekund na to, żeby zrobić to samemu, a jestem pewien, że w tej kwestii nie chcesz, żebym ci pomógł ― oparł się bokiem o framugę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obrzucając chłopaka wyczekującym i zniecierpliwionym spojrzeniem. ― To jak jest, Shi? O ile dobrze pamiętam, kilka dni temu byłeś wielce obrażoną księżniczką. Miałem się nie fatygować i tego nie zrobiłem, ale najwidoczniej gówno to dało. Jak zawsze.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Sob Lis 02, 2013 2:48 am
Nie podejrzewał nawet, że mógł być aż tak niesamowicie zmęczony, by wystarczyło umościć się wygodnie w odpowiednim łóżku, by momentalnie zapaść w sen. Ten dzień nie owocował w atrakcje, zwłaszcza że jego większość spędził na sali, tradycyjnie nie robiąc sobie zbyt wiele z trwających zajęć, choć miał już rok w plecy. Ale zwłaszcza on nie zmęczyłby się tym do tego stopnia, by zasnąć raptem kilka minut po znalezieniu miejsca do spoczynku. A jednak wystarczyło mu tylko znalezienie się w odpowiednim łóżku i już znalazł się w objęciach Morfeusza, całkowicie obojętny na świat zewnętrzny. Nieświadom tego, że niebezpieczeństwo zbliżało się do niego szybkimi krokami, podczas gdy on leniwie przewracał się z boku na bok, pomrukując przez sen z delikatnym uśmiechem na ustach. Kroki właściciela łóżka nie mogły go obudzić, bo zdołał zapaść w tak głęboki trans, by nie robiło to na nim wrażenia. Właściwie miał całkowicie wyjebane na to, że ktokolwiek mógłby zajść teraz do sypialni w której rezydował. Było mu zbyt dobrze, by przejmować się otoczeniem. Niestety jego odpoczynek niechybnie miał zakończyć się w dość brutalny sposób, ale niczego niepodejrzewający Shirai wciąż trwał w stanie spoczynku, regenerując energię sprzed kilku dni i pławiąc się w przyjemnych wizjach, które wymuszały szerszy uśmiech na jego twarzy. Czy ktokolwiek mógłby chcieć wybudzać ze snu coś tak niezaprzeczalnie urokliwego? Otóż okazywało się że owszem, ale o tym zorientował się dopiero gdy huk rozlegający się w pokoju wymusił na nim wzdrygnięcie się i gwałtowne otwarcie powiek. Z początku nawet się nie ruszał. Wolno rejestrował widoki wciąż nieco zamglonym spojrzeniem, poruszając się machinalnie i bez celu. Nie zdołał nawet uświadomić sobie, gdzie dokładnie się znajduje, bo nim pamięć podsunęła mu odpowiednie informacje, w pokoju rozległ się tak znajomy mu głos. W bezwarunkowym odruchu zdziwienia chłopak gwałtownie podźwignął się do siadu i spojrzał w kierunku drzwi, szeroko otwierając oczy i prezentując jednocześnie źrenice w pełnej ich krasie. Nie kwapił się nawet do wyjaśnienia, co dokładnie tu robił. Prawdę mówiąc nie zamierzał tutaj siedzieć na tyle długo, by Ryan zdążył wrócić, więc nie miał okazji na wymyślenie sobie odpowiedniego argumentu. A teraz tego czasu zwyczajnie nie posiadał, pozostawało mu więc jedynie pełne dezorientacji wpatrywanie się w chłopaka, próbując doprowadzić rozchełstane ciuchy do porządku, wraz z równoczesnym ogarnianiem potarganej czupryny, która wydostała się z frotki podczas szamotaniny. Jednocześnie próbował odzyskać język w gębie, który najwyraźniej spanikowany wcisnął się w głąb jego gardła, tworząc gulę, której nie potrafił przełknąć bez ataku duszności. W gruncie rzeczy nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy, zwłaszcza że sen stępił jego zmysły do stopnia, w którym nie zdołał nawet wejść odpowiednio szybko w swoją rolę, więc gdy wreszcie na powrót skupił wzrok na Cowellu, wyglądał na... zdeterminowanego? - Nie fatygowałeś się, więc... ja to zrobiłem - skończył ochryple, nie ruszając się z miejsca. I co to dokładnie miało znaczyć? Kolejny szturm na nieświadomego niczego Ryana. Pod pewnym względem można było chłopaka podziwiać, nikt normalny nie miałby w sobie tyle samozaparcia, by bez wahania pozować na gotowego na wszystko, świadom jak fatalnie mogłaby potraktować go ta druga strona. - Wcale nie chcesz mnie stąd wyrzucać - oznajmił nieco ciszej jednak z pewną dozą zaciętości. Był prawie pewien, że po tych słowach zostanie bezceremonialnie wykopany, ale przynajmniej nikt mu nie zarzuci, że nie próbował wszystkiego. - Gdyby tak było, nie budziłbyś mnie przed wypieprzeniem za drzwi tylko po prostu to zrobił - skończył niezmordowany, starając się wyglądać na pewnego siebie, chociaż serce tłukło mu się w piersi tak energicznie, iż obawiał się, że Cowell je słyszy.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Sob Lis 02, 2013 10:43 am
Za wolno. To, że jasnowłosy grał na czas wcale nie stawiało go w lepszym świetle. To, że widok uroczego śpiącego w jego łóżku byłego, nie sprawi, że Ryan nabierze ochoty, by pozwolić mu spać dalej było aż nazbyt oczywiste. Pewnie dlatego, że „były” oraz „łóżko” były złym połączeniem w jednym zdaniu, gdy chodziło o jego własne łóżko (to jest, należące do Cowell'a). Na całe szczęście szarooki zdusił w sobie chęć podejścia do Shiraia i wytargania go stamtąd siłą. Zaspani ludzie byli uciążliwi. Młodzieniec zacisnął na moment zęby i pięści, jakby to miało mu pomóc utrzymać wszelkie negatywne emocje w ryzach. Naprawdę zaczynał odnosić wrażenie, że miał do czynienia z kretynem. W dodatku Mały zwyczajnie włamał się do jego domu. Ciemnowłosy od razu połączył ze sobą fakty – poza jego wujkiem, to właśnie blondyn był jedyną osobą, której obecność była traktowana obojętnie przez jego psa. I to on mógł bez problemu otworzyć zamek w jego drzwiach. No i miał tupet, skoro po tym wszystkim jeszcze ładował mu się pod kołdrę, która pewnie już zdążyła przesiąknąć tym słodkim zapachem truskawek, który miał przypominać mu później o tym, że naprawdę był świadkiem tego wydarzenia i nie było to urojenie wywołane zmęczeniem. Nieprzychylny wyraz uwydatnił się na twarzy Takanoriego, gdy Ishikawa wreszcie poderwał się do siadu. Aktualnie milczał, czekając na to aż Wilk wykona jego polecenie i nie będzie sprawiał problemów. Zresztą wyglądał na takiego, co nie do końca był świadomy tego, dlaczego w ogóle się tu znajdował i jakim cudem musiał teraz stawać twarzą w twarz z właścicielem nieswojego domu. Teraz już nie można było mówić o przykrych zbiegach okoliczności. Ostatnio usłyszał, że nie powinien walczyć z przeznaczeniem, jednak widocznie nie miał z czym walczyć, bo pomaganie mu sprawiło, że los przestawał być tylko przypadkowym trafem, z którym koniec końców należało się pogodzić. Przysłowiowe stawanie na rzęsach, by to zmienić wcale nie zachęcało, by zgodzić się z wcześniejszym stwierdzeniem. Nie byli już w cholernym gimnazjum, gdzie wraz z zauroczeniem wysyłano ukochanej osobie liściki miłosne, byleby tylko naprowadzić ją na „właściwą drogę”. Aktualnie jednak ciemnowłosy czuł się, jak ten nieszczęsny obiekt zauroczenia, choć zamiast liścików dostawał jasną wskazówkę w swojej sypialni. Gimnazjalna sytuacja w wersji hard. ― No właśnie, kurwa, widzę ― mruknął sucho i uniósł brwi, ignorując to marne zdeterminowanie. Nie chciał już nic mówić na temat tego, że w tym momencie chłopak powinien już zakładać buty. Bunt wobec tego nie miał najmniejszego sensu, jednak paniczyk od siedmiu boleści miał na ten temat inne zdanie. „Wcale nie chcesz mnie stąd wyrzucać.” Widocznie przegapiłem moment, w którym „wypierdalaj” nabrało nowego znaczenia. Nie powiedział tego na głos, ponieważ tym samym wciąłby się w tę niedorzeczną wypowiedź blondyna. Gdyby organizowano konkurs na osobę, która jest mistrzem w karmieniu się złudnymi nadziejami, Kundel mógłby zdobyć w nim puchar za pierwsze miejsce albo złoty medal. Jednak paradoksalnie do tego, co przywódca właśnie myślał, nie wydawał się być ani zaskoczony, ani też bardziej rozdrażniony tym stwierdzeniem. Przynajmniej nic z zewnątrz na to nie wskazywało. Na chwilę tylko odwrócił głowę w bok i przymknął oczy mierzwiąc włosy z tyłu głowy. Wyglądało to tak, jakby koniec końców zamierzał odpuścić, bo argument Shiraia uderzył w samo sedno. Może właśnie chciał, żeby młodzieniec doszedł do takiego wniosku. ― No tak... ― wyrwało mu się, a ton wskazywał na to, że właśnie dotarło do niego coś oczywistego, jednak jednocześnie dawał do zrozumienia, że zdanie nie zostało dokończone, a owa końcówka mogła zostać zapełniona mnóstwem słów. Srebrzyste tęczówki na nowo skupiły swoją uwagę na urokliwej buźce jasnowłosego, nie zdradzając absolutnie żadnych zamiarów szatyna. Prawda była taka, że w tej chwili mógł zrobić dosłownie wszystko – wcielić w życie plan wyrzucenia go z domu, wyjść z pokoju, zgadzając się na to, żeby został, ale mu nie przeszkadzał, opuścić dom samemu, wezwać cholerną policję i zgłosić włamanie, a nawet... Stop. Nie. A może jednak...? Odbił się od framugi i zaczął powoli zbliżać się do chłopaka. Nic nie wskazywało na to, by zachowywał się gwałtownie, co w jakiś sposób mogło pozwolić na odgonienie od siebie myśli o tym, że zaraz oberwie się po mordzie. Kto jak kto, ale Ishikawa już doskonale poznał się na tym, jak w rzeczywistości wygląda wkurwiony Take i prawdopodobnie nie chciał go już więcej takim widzieć. Aktualnie nie widział, ale jednocześnie nieświadomość tego, co Ryan zamierzał także nie budziła pozytywnych odczuć. ― Nic się przed tobą nie ukryje, co? ― rzucił, gdy znalazł się już obok łóżka. W tym samym czasie powoli nachylił się i oparł ręce po obu stronach chłopaka, tworząc iluzję pułapki, z której nie było wyjścia. Jedna z jego jak zwykle zimnych dłoni zetknęła się z ręką Shiraia. Zaraz przysunął usta do jego ucha, praktycznie stykając się swoim policzkiem z jego, jakby to, co za moment miał powiedzieć mógł usłyszeć tylko on. Jakby był to sekret tak wielki, że nawet ściany nie mogły o nim usłyszeć. ― Niczego nie ułatwiasz, przychodząc tutaj. Oczywiście, że nie mam ochoty cię wyrzucać, w końcu uwielbiam oglądać cię w tym wydaniu, a teraz myślę już tylko o tym, jak szybko rozłożysz przede mną nogi. Dobrze wiesz, że nie chciałem do tego wracać ― wymruczał, a finał wypowiedzi zakończony został przygryzieniem płatka jego ucha. Cofnął twarz, której Shi znów mógł się przyglądać. W końcu nadal była dostatecznie blisko. Nawet za blisko. Niesforna grzywka zdążyła już częściowo przysłonić jedno oko Nishimury, jednak drugie wyraźnie przypatrywało się blondynowi z wyczekiwaniem. Bliskość już sama z siebie świadczyła o tym, że liczył już tylko na to, że chłopak za moment rozchyli posłusznie usta. Jak dawniej. Oto definicja zabawy.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Sob Lis 02, 2013 5:38 pm
Nazbyt oczywistym był popełniony przez niego błąd i chyba tylko stępienie zdrowego rozsądku sprawiło, że nie zerwał się na równe nogi i nie wykonał bez szemrania polecenia Ryana, aby jak najszybciej znaleźć się poza terenem jego domu. Shirai winien bez wahania wykorzystać zbytek łaski jakim było niespuszczenie mu łomotu, o którym pamiętałby znacznie dłużej, następnym razem nie przekraczając już granicy. Bo właśnie tym było znalezienie się w sypialni swojego byłego, podczas gdy nawet idiota wiedział, iż coś takiego nie miała prawa mieć pozytywnych dla kogokolwiek konsekwencji. A blondyn nie tylko nadwyrężał nerwy Cowella, któremu za wszelką cenę starał się ostatnimi czasy przypodobać w mniej lub bardziej groteskowy sposób, ale jeszcze napawał samego siebie strachem. Niepewność z trudem maskował przy pomocy uporu, równocześnie odrzucając płynące z podświadomości mądre rady, by wziąć nogi za pas. Nie wyobrażał sobie nawet jaką trudność sprawi mu wytrzymywanie wzroku Cowella, z uporem maniaka nie odwracając przy tym spojrzenia na bezpieczniejszy grunt. Chwila wahania mogła kosztować go wiele, jednak bierne obserwowanie jak wyraz twarzy starszego nie staje się łagodniejszy, a raczej skrajnie oziębły, uświadamiało mu po raz wtóry jak bezmyślnie zachował się tamtego dnia, choć jeszcze wtedy potrafił dla własnej przyjemności odnaleźć mnóstwa logicznych wytłumaczeń. W tym wypadku nawet ewidentne kłamstwo mówione prosto w oczy byłoby doskonałym wyjściem. Ale czasu cofnąć nie mógł, pozostawało więc dzielne znoszenie tortur psychicznych, na które skazywał się zresztą z pełną determinacją, świadom nieprzyjemności. Teraz też, mimo że starał się jak tylko mógł, nie umiał całkiem się przełamać i znieść stawania z nim twarzą w twarz w takich okolicznościach bez wolno rozchodzącego się uczucia paniki. W dodatku czuł się fatalnie, kiedy już wyszło na jaw, że nie tylko przeznaczenie kierowało tymi niefortunnymi dla jednego, zaś nieco mniej dla drugiego trafami. Zdarzało się bowiem, by Shirai naciągał prawdę chcąc nieco ułatwić przeznaczeniu robotę. Do tej pory jednak nie musiał jasno przyznawać, że był tak piekielnie konsekwentny w dążeniu do odzyskania go. Uświadomiwszy to sobie drgnął niespokojnie. Dużo gorszy był brak wyrzutów sumienia. Nieomal cieszył się z całą nieśmiałością, że wbrew wszystkiemu miał okazję go zobaczyć. Nawet w tak fatalnych okolicznościach. Nie pozostawało mu nic innego jak przystawanie po swoim, chociaż sam dobrze wiedział jak beznadziejnie brzmiała jego wypowiedź. Ogromnie by się zdziwił, gdyby przywódca był zadowolony z takiego stanu rzeczy. Jakby jego zdanie na mój temat nie było już wystarczająco tragiczne. Westchnął cicho i poruszył się niespokojnie, wciąż trwając w jednym miejscu, bo mimo wszystko nie odpuszczał, nawet jeśli był z góry na przegranej pozycji. A może nie? Wszystko wskazywało na to, że im dłużej będzie się opierał przed wypierdoleniem w podskokach, tym większa będzie złość młodzieńca, a jednak... Coś się zmieniło. Minimalnie, ale wciąż na tyle, by zyskać sobie całą uwagę jasnowłosego. Uniósł łuki brwiowe i spojrzał nań pytająco, lecz z jego ust wydobyło się jedynie ledwo słyszalne "co?", którego nie umiał powiedzieć na głos. Niezrozumiały pomruk wyrażający jak bardzo był w tej chwili skonfundowany. Nie podejrzewał, że nim minie kolejne kilka minut niezręcznych tłumaczeń z jego strony, sytuacja ponownie diametralnie się zmieni. W pierwszym odruchu miał zamiar umknąć przed nim, wystraszony samym faktem, że Ryan się do niego zbliżał. Musiał uważniej skupić się na mowie jego ciała, by zrozumieć, że tak nie wygląda ktoś, kto zamierzałby za fraki wyciągnąć go z łóżka i bezceremonialnie wystawić przez drzwi. Nie znaczyło to jednak, że to uspokoiło skołatane nerwy chłopaka, a bicie serca jakby na zawołanie stało się znacznie żywsze, wywołując w nim chęć by przycisnąć do piersi dłoń, pragnąc je uspokoić. - Najwyraźniej - wydusił z siebie niemrawo z bladym uśmiechem, unosząc głowę, by przypadkiem nie spuścić z niego wzroku. Słowo może i miało brzmieć jak potwierdzenie, ale rozrastająca się w gardle masa nadała mu nieświadomego pytającego brzmienia. Dodatkowym utrudnieniem była jego niespodziewana bliskość, przez którą cofnął się minimalnie, wciągając powietrze do ust i niemalże się nim krztusząc. Zaraz zacisnął powieki mocniej niż powinien, zaciskając szczękę i drżąc mimowolnie poprzez jedno muśnięcie z jego strony. Nie wyobrażał sobie, że zachowanie spokoju będzie tak trudne. A Ryan najwyraźniej usiłował sprawić, by było to jeszcze trudniejsze. Już sam pomruk tuż przy uchu wywołał mrowiącą falę przebiegającą wzdłuż kręgosłupa Kundla, lecz znacznie gorsze były słowa. I gdy już sądził, że uda mu się przetrwać ten teatrzyk bez najmniejszej reakcji, Cowell bezczelnie pokrzyżował mu plany. Usilnie zaciskające się wargi nie potrafiły powstrzymać wydobywającego się z gardła jęku, który stłumiony zabrzmiał jak żałosne westchnienie, w odpowiedzi na niewielką pieszczotę. Obawiał się przed otwarciem oczu, więc dopiero gdy upewnił się, że nie czeka go więcej niespodzianek ze strony ciemnowłosego, ostrożnie uniósł powieki, orientując się z niebezpiecznie niewielkiej odległości między nimi. Cofnął się nieco, zaciskając palce w pięści. Jego oddech stał się nieco cięższy, zaś Shi przez dłużącą się chwilę po prostu przypatrywał się twarzy starszego, dopóki jego usta nie otworzyły się całkiem mimowolnie... - Dlaczego? - wydukał niespodziewanie dla samego siebie. Ostatnie czego pragnął to powrót do normalności. Nim ten zechciał się odsunąć, prawą rękę zacisnął na jego nadgarstku. Z jednej strony bał się go, a to uczucie nie chciało przejść, ale z drugiej już i tak czuł się tak, jakby kompletnie pozbył się dumy. Był w stanie błagać o więcej, gdyby nie trudności w składnym mówieniu.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Nie Lis 03, 2013 1:20 am
Takanori miał tę przewagę, że obecność Shiraia nie działała na niego w krępujący sposób. Jeszcze brakowałoby tylko tego, by oboje gubili słowa i ostatecznie poprzestawaliby na milczeniu. Nie to, żeby cisza w jakiś sposób mu przeszkadzała, jednak pomimo szczędzenia słów innym, nigdy nie zapominał języka w gębie, gdy przychodziło co do czego. Było to o tyle wygodne, że patrzenie na ludzi, którzy dawali zapędzić się w kozi róg sprawiało, że uporanie się z nimi stawało się znacznie prostsze. Sami sobie na to pracowali, obnażając swoje słabości. Ishikawa znajdował się w o tyle wygodnej sytuacji, że jedynym obserwatorem tych kilku drobnych, aczkolwiek znaczących wad, był Ryan. A może tego wcale nie można było nazwać fartem? Możliwe, ze ciemnowłosy był jedyną osobą, przy której blondyn zachowywał się w ten sposób. Możliwe też, że jako jedyny nie powinien oglądać go w takim stanie. Nie tym dziurawiącym duszę spojrzeniem. Ale prawda była taka, że nie obchodziło go to. Gdyby został poproszony o zaprzestanie patrzenia się w TEN sposób, pewnie na życzenie nie byłby w stanie tego zrobić. Nie chciałby. Poza tym taki już był, a druga strona powinna przywyknąć do tego, ze przychylność ze strony ciemnowłosego była zjawiskiem, które graniczyło z cudem. Kto jak kto, ale Ishikawa nie powinien już na nią liczyć. A jednak w tym wszystkim najgorsze było to, że po tym wszystkim właściwie zachowywał się niezmiennie. Nadal był tym samym, drobnym chłopakiem, który reagował w nerwowy sposób na obecność Cowell'a (i trzeba przyznać, że ten perfidnie to wykorzystywał), nadal był w stanie odstawiać zadziwiające cyrki, choć teraz nie były one traktowane z równą pobłażliwością. Cholera, nawet pachniał tak samo, jak zawsze. Ale nie da się od tak zapomnieć o brudach. Odstawianie teatrzyku wcale nie było takie proste, jednak postarał się o to, by ten trud nie został dostrzeżony. To, co robił było dla niego tylko gestami. Zniekształconymi, biorąc pod uwagę, że było wiele gorszych rzeczy, które chciałby mu zrobić. Najskuteczniejszą metodą było jednak mierzenie prosto w psychikę. Może finalne rozwianie odbudowywanych na nowo nadziei miało dać jasnowłosemu do zrozumienia, jak bardzo bezsensowny był jego upór. Fakt faktem – w takich kwestiach samozaparcie było ważnym elementem, ale nie gwarantowało stuprocentowego sukcesu. To samo było ze szczerością reakcji Małego. To nic, że nadal sprawdzał się w roli zakochanego szczeniaka, który wykazywał się wrażliwością na drobne gesty, bo trudno było wyrzucić z głowy tamten obraz, który w jednej chwili sprawił, że ich mały – i widocznie niedoskonały od samego początku – świat runął. Teraz uciekasz? Rysy jego twarzy wykrzywiły się w pytającym wyrazie, gdy Kundel postanowił się cofnąć. Logicznym byłoby, gdyby na złość przysunął się i możliwe, że to wiązałoby się ze złośliwą kradzieżą pocałunku, jednak nie poruszył się. Szare tęczówki przesunęły wzrokiem po jego obliczu, chcąc zarejestrować każdą, nawet najdrobniejszą zmianę. Doszukać się odpowiedzi na pytanie, co było z nim nie tak. Nie tego właśnie chciał? Nie ładuje się nikomu do łóżka, nie mając w tym konkretnego celu. Trzeba jednak przyznać, że Nishimura rzeczywiście miał bardzo zaniżoną opinię na ten temat, dlatego też teraz nie potrafił już przyznać, że Shirai w tej chwili podchodził do niego inaczej, niż do swojego jednorazowego (choć to nie do końca było wiadome) wybryku. „Dlaczego?” ― A dlaczego nie? ― mimowolnie odpowiedział pytaniem na pytanie, choć wiadomo, że to nie załatwiało sprawy. Uczuwszy uścisk na nadgarstku, wlepił zamyślone spojrzenie w jego rękę. Już zaprawdę nie potrafił zdecydować się czy chce od niego uciekać czy jednak zatrzymywać go obok? ― Sądzę, że po prostu mogę. A ty? Nie po to tu przyszedłeś? ― rzucił i wwiercił zdecydowane spojrzenie w jego szaroniebieskie oczy. Uniósł też wolną rękę i, zanim jeszcze biedny Shi zdążył zareagować, jego podbródek znalazł się w niezbyt mocnym, ale pewnym uścisku palców. Tym samym Takanori zmusił go do ponownego zmniejszenia odległości pomiędzy nimi, zaś wymusiwszy na młodzieńcu delikatne odchylenie głowy, przesunął kciukiem po jego dolnej wardze w sugestywnym geście. Aktualnie twierdził, że mógł pozwolić sobie na wszystko, choć zduszenie w sobie poirytowania wcale nie wychodziło mu na dobre. W jego opanowaniu było coś, co zupełnie nie pasowało do tej chwili. ― Jeżeli się mylę, to czego oczekujesz? ― zamilkł na moment i puścił jego podbródek na rzecz ledwo wyczuwalnego muśnięcia palcami gładkiej skóry na jego szyi. I ona pozostawała taka sama. Cudem udało mu się powstrzymać od skrzywienia, ale ta gra musiała jak najszybciej dobiec końca. ― Tak czy inaczej, mógłbym dać ci ten drobny kredyt zaufania. Myślę, że powinieneś wiedzieć dlaczego ― odparł i pokiwał ledwo widocznie głową, by podkreślić przekonanie. ― Na ogół nie przepadam za powielaniem błędów innych i hipokryzją, ale jeżeli to miałoby sprawić, że któregoś dnia skończysz podobnie, to dlaczego nie? Z tą różnicą, że zajmuję wygodniejszą miejscówkę. Jedyny problem jest taki, że naprawę nie mam ochoty upodabniać się do ciebie ― w jednej chwili spokojny ton znów zamienił się ten, który niczym nie różnił się od rozcinającej skórę żyletki. ― Daj spokój, Mały... ― tak ze wszystkim? ― Naprawdę jesteś aż tak kurewsko naiwny? Samo patrzenie na ciebie mnie wkurwia. I pomyśleć, ze wystarczy kilka kłamstw, w które bardzo chciałbyś uwierzyć, by uznać, że mogłoby być tak samo ― prychnął i tym razem sam się odsunął, przy okazji szarpnął ręką, chcąc zmusić Ishikawę do puszczenia trzymanego nadgarstka. Wyprostowawszy się, znów mógł spoglądać na niego z góry. ― Ale spójrz na plusy, teraz możesz bez konsekwencji pierdolić się z każdym! A jeśli wreszcie zejdziesz mi z oczu, pewnie będzie to ostatni raz, kiedy ci to wypominam. To chyba uczciwa stawka? ― pytanie, które padło można było zaliczyć do retorycznych, biorąc pod uwagę, że cofnął się o dwa kroki, by pozwolić mu na założenie butów. Nawet zerknął w ich stronę, gdyby Shirai jeszcze nie zrozumiał, o co mu chodziło.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Nie Lis 03, 2013 5:45 pm
Nie podejrzewał, że jedno pytanie mogłoby pociągnąć za sobie lawinę, której nie chciał słyszeć. Shirai pragnął jedynie zrozumieć powód nagłej zmiany w zachowaniu starszego, lecz jeśli miało to zostać okraszone zwyczajowym skurwielstwem Ryana, nie powinno nigdy do tego dojść. Słów jednak cofnąć nie potrafił, pytanie zawisło między nimi, a w chłopaku wszystko kotłowało się w zabójczym tempie. - Nie, wcale nie po... - zdołał wyszeptać na bezdechu tak cicho, że słowa brzmiały jak szmer, nim chłopak uniósł jego brodę. Uścisk w piersi nie zelżał, a palce blondwłosego mocniej zacisnęły się wokół trzymanego wciąż nadgarstka. Nie zdołałby teraz wyjaśniać mu jak naprawdę miała się sytuacja. Szczerze wątpił, by wyjaśnienia go interesowały, w końcu to tylko strata jego cennego czasu. A jednak... jednak ponownie sprawił, że zakiełkowało w nim ziarenko nadziei. Zakłamane wrażenie, że nie wszystko zostało zaprzepaszczone jednym jedynym błędem, którego dopuścił się z niewyjaśnionych dotąd powodów. Niemal posłusznie rozchylił wargę ze wzrokiem utkwionym w jego twarzy, jak gdyby oczekiwał, że ten jednak zrobi coś, co sprawi, że spory zostaną zażegnane. Idiotyczne. ,,Czego oczekujesz?" To było całkiem dobre pytanie. Doskonałe, lecz Shirai nie znał na nie odpowiedzi. Chociaż może niekoniecznie... Nie znał odpowiedzi, która zadowoliłaby Ryana. Wszystkie jego pragnienia skupiały się bowiem w osobie, która znajdowała się przed nim i której motanie mu w głowie najwyraźniej przynosiło niewypowiedzianą satysfakcję. - Ci... - urwał prędko, odruchowo opuszczając głowę, gdy uwolnił jego podbródek. Następna dawka dreszczy na moment odebrała mu oddech, lecz zmusił się do zachowania spokoju, przymykając na moment oczy i niezgrabnie prostując się, by po raz kolejny wbić w niego spojrzenie. Nagle naszła go chęć, by to przerwać. Kazać mu zatrzymać dla siebie niewypowiedziane jeszcze słowa. Intuicja w ostatniej chwili zdołała go przestrzec przed nieuchronnym. Otworzył i zamknął usta, zmuszony do wysłuchania słów, które mogły być jeszcze gorsze niż powtórka z brutalnego pobicia zaserwowanego mu już przez ciemnowłosego. Z początku wcale nie było tak źle. Dzielnie zniósł początek monologu, nie pozwalając sobie na odwrócenie wzroku i odpłynięcie choćby na jedną chwilę. Nie było to tak trudne jak z początku sądził. Wzdrygnął się spłoszony słysząc nagłą zmianę tonacji. Nie bardzo wiedział co było gorsze... Słowa, których zmuszony był słuchać, czy sposób, w jaki ten wyrzucał mu to, co o nim sądził? Owszem, mogł po prostu wstać, zabrać buty i wyjść, przerywając tę farsę. Nie mógł się na to zdobyć z wrodzonego masochizmu? Prawdopodobnie. Najwyraźniej był naiwny. Nieświadomie skinął głową na to stwierdzenie, przygryzając wargę, ponieważ był w stanie przystać na to, byle tylko nie słyszeć dalszej części... Mógł się spodziewać, że to wszystko było marną grą pod publiczkę, a Cowell po raz któryś z kolei bezczelnie wykorzystał jego naturę, bawiąc się jego kosztem. To nie było już nawet smutne, czy żałosne... Przyciągnął do siebie rękę gwałtownie; nie próbował nawet go zatrzymać kiedy wyrywał się z jego uścisku, praktycznie sam mu pomógł, rozluźniając posłusznie palce. Nie ulegało wątpliwości, że chłopak w dalszym ciągu miał go za zwyczajną dziwkę. W dodatku taką, której nie należał się nawet udawany szacunek. Ścisk wewnątrz zaczynał doskwierać mu coraz bardziej i nawet nie kwapił się już, by na niego patrzeć. W tej sytuacji nawet to było trudne. Spuścił wzrok i zacisnął powieki, wyglądając coraz żałośniej. I bez tego wszystkiego czuł się jak ostatnia szmata, Cowell po prostu dosadniej uświadomił mu, że nic się nie zmieni. ,,To chyba uczciwa stawka?" Nie bawił się w dramatyczne pauzy. Przełknął wreszcie drażniącą gulę w gardle, próbując zarazem nie dać się ponieść. Ale chyba było na to zbyt późno. - Pierdol się - warknął łamiącym się głosem brzmiącym jakby należał do kogoś innego. Wciągnął ostro powietrze do ust i w końcu ruszył się z miejsca. - Mam dość... mam serdecznie dość - mówił po to by mówić cokolwiek, nie zastygnąć w miejscu, nie dać się uciszyć. - Naprawdę sądzisz, że... że możesz traktować mnie jak zwykłą kurwę? Sądzisz, że przyszedłem tutaj tylko po to, by dać ci się zaliczyć? Po co? W końcu mógłbym pierdolić się z każdym! Tak właśnie myślisz, prawda? - wyrzucał z siebie coraz głośniej, zaciskając i rozwierając pięści. Podniósł na niego wzrok i bez trudu można było teraz dostrzec wyraźne czerwone obwódki na jego oczach, świadczące najwyraźniej o przekroczonym kresie wytrzymałości. - Faktycznie jestem naiwny. Liczyłem chyba, że nie okażesz się tak samo zimny i obojętny jak zwykle, ale czego ja się spodziewałem... Nic się nie zmieni, nieważne ile razy bym przeprosił, czego bym nie zrobił, dla ciebie i tak wciąż będę problemem! - warknął i odetchnął głębiej, przesuwając się na brzeg łóżka i przerzucając stopy na podłogę. Zacisnął dłonie mocniej, niemal wbijając paznokcie w delikatną skórę i pociągnął nosem. - Od... od dwóch pierdolonych miesięcy robię wszystko, bylebyś dał mi szansę, dał dojść do słowa! I naprawdę nie rozumiem dlaczego, skoro widzę, jak niewielkie znacznie mógł mieć dla ciebie ktoś, kogo bez problemu zacząłeś traktować jak zwykłą szmatę! To dla ciebie wygodne, prawda?! Nikt nie utrudnia ci zachowywania się jak zwykły skurwiel, nie masz żadnych zobowiązań, nie musisz się dla nikogo starać! - Krzyknął, stając na równe nogi. - Zakładam, że nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego to zrobiłem, prawda? Nie muszę pytać, w końcu wiem jaka jest prawda, ale chciałbym umieć oszukiwać się, że wcale tak nie było! Że nie jesteś tak kurewsko spaczony, by tylko swoje zdanie traktować jako święte i tylko własne błędy jako godne wybaczenia... - Przy ostatnich słowach głos wyraźnie mu się załamał, lecz Shirai nie podniósł wzroku z podłogi, zaciskając oczy niemożliwie mocno. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a najzwyczajniej w świecie udławi się własnym językiem. Przełknął z trudem ślinę i wolno otworzył oczy, już od jakiegoś czasu czując dotkliwą wilgoć pod powiekami. Uniósł niemrawo dłoń i potarł powieki, a następnie sięgnął po jednego buta. Zacisnął na nim palce i - zanim zdążył się zastanowić - podniósł na niego wzrok i cisnął trampkiem w Cowella, pociągając ponownie nosem. Miał gdzieś, że odruch sam w sobie był niemożliwie infantylny. W tej jednej chwili naprawdę go to nie obchodziło. - Mam naprawdę serdecznie dość... Uważasz się za jebany ideał. Nie umiesz nawet zejść ze swojego kurewskiego piedestału, bo przecież dużo łatwiej jest sprowadzać ludzi do parteru za pomocą własnego buciora - warczał bez ładu i składu, raz po raz nakręcając się na nowo. Wolałby, żeby ktoś go uciszył, nim powie coś, co przysporzy mu jeszcze więcej kłopotów. Irytacja roznosiła go od środka, na równi z niesamowicie drażniącym bólem. Był już zmęczony... Najchętniej trzasnąłby go w twarz, zrobił cokolwiek, by na jego twarzy pojawiło się coś więcej prócz złości albo obojętności. - Pierdolony manekin!
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Nie Lis 03, 2013 9:37 pm
Od początku do końca wiedział, że jego słowa nie będą prowadzić do niczego, co określić można by, jako „dobre”. Był to w pełni zamierzony cel. Nie oczekiwał już nawet odpowiedzi na pytania. Nawet lepiej, że Shirai nie potrafił skończyć tego, co w obecnej sytuacji wydawało się po prostu oczywiste. „Nie po to przyszedłem”. „Chcę ciebie”. Ciemnowłosy sam dokańczał w głowie niewypowiedziane słowa i wcale nie było to przejawem pewności siebie. To było coś, co po prostu można było wyczytać z twarzy jasnowłosego. Zbyt wyraźne, by to zignorować, gdy znało się go na tyle dobrze, by częściowo odgadnąć, co w danej chwili miał na myśli i jak się czuł. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że przez tamten czas Takanori nauczył się tych drobnostek na pamięć, choć wielu machnęłoby na to ręką. Ale jakie to miało teraz znaczenie? Jedynie takie, że kiedy teraz obserwował, jak stan blondyna się pogarsza, nie zamierzał spasować. Było to zachętą do dalszego rozdrapywania ran, a nie przemilczenia bolesnych kwestii. Widocznie Ishikawa był mało spostrzegawczy, skoro nie doceniał tamtych sytuacji. Skoro nie potrafił zadowolić się tym, co miał. Może to nie było wiele, jednak widziały gały co brały. Nikt nie zmuszał go do tego, by pakował się z buciorami w jego życie, ale skoro już to zrobił, mógł być pewien, że lojalność będzie dość istotna, gdy miał do czynienia z kimś, na kogo zaufanie trzeba było ciężko pracować. Z tym, że o ile musiał wypruwać sobie flaki w walce o „coś więcej”, tak utrata tego była znacznie prostsza. Jak zdmuchnięcie olbrzymiego domku z kart, nad którym spędziło się kilka bitych i uciążliwych godzin. Trudno jednak stwierdzić czy efekt był wart aż takiego zachodu. Tak czy inaczej, był niemalże pewien, że Mały będzie chciał, jak najszybciej się ulotnić. I dobrze. Nie chciał go w swoim łóżku, ani w innej części swojego domu, ani na cholernym podwórku. Znał go jednak na tyle, by druga jego strona opowiedziała się za tym, że istniał cień szansy na to, że chłopakowi puszczą nerwy. Nie pomylił się. Wściekłość jest gówniana, co? Ale tu nie o wściekłość chodziło. Miało boleć. Jeżeli jedna osoba liczy się z cudzym zdaniem, a to zdanie nie było za dobre, nie było szansy na to, by choć trochę nie ubodło. Plus był też taki, że ktoś tu wreszcie przypomniał sobie o tym, jak należało składać bardziej rozbudowane zdania. Brawa dla pana w pierwszym rzędzie, który został gwiazdą dzisiejszego wieczoru. Jednak przyjemność z bycia w centrum uwagi została bezczelnie odebrana tym, że pomimo gorzkich słów, naszpikowanych niebezpieczną ilością jadu, Cowell nie wyglądał na poruszonego tą sceną. Zupełnie tak, jakby Shi właśnie opowiadał mu o pogodzie. I... był bardzo wkurwiony na to, że na zewnątrz jest za zimno. Z tym, że dokładnie przysłuchiwał się jego słowom od momentu, w którym ten kazał mu się pierdolić. Nie zamierzał mu przerywać, bo jeżeli to miało przyspieszyć moment opuszczenia jego posiadłości, to mógł powstrzymać się od komentarzy. A przecież często nie odpowiadał lub po prostu wolał udać się w zaciszne miejsce. Rzecz w tym, że teraz wszystko wskazywało na to, że decyzje Shiraia były zmotywowane jego zachowaniem. Że to on był tym złym, który zaprzepaścił swoje szanse, bo nie potrafił mu wybaczyć. Że to, iż zamiast okazać, że było mu cholerne przykro, wolał przelać na niego swoją frustrację i jednocześnie dać mu do zrozumienia, że przez ten cały czas w ogóle mu nie zależało. Jasne, kurwa, skomentował w myślach, tłumiąc prychnięcie poprzez zaciśnięcie zębów. Skrzyżował też ręce na klatce piersiowej, znów okazując swoje zniecierpliwienie, a kąciki jego ust wygięły się w poirytowaniu, które rozbłysnęło także w srebrnych oczach chłopaka, spoglądających na jasnowłosego z góry. Obserwowanie go, gdy był bliski płaczu, nie robiło na nim wrażenia, gdy w grę wchodziły podobne zarzuty. Z kolei kiedy blondyn podniósł się z łóżka, Ryan mimowolnie cofnął się do tyłu. Sądził, że Kundel zrobił to tylko dlatego, żeby wreszcie wcielić w życie plan wyjścia. Ale nic z tego. Aż dziwne, że był w stanie wyrzucić z siebie aż tyle słów, ale wkurwienie robiło swoje. Doprowadzało do bezmyślności. Może przywódcę też do niej doprowadziło jakieś dwa miesiące temu? To nie to samo, do cholery. But uderzył w jego ramię i opadł na ziemię z hukiem. W tym momencie zaledwie zacisnął palce na materiale swojej koszulki. Nawet nie miał ochoty mu oddawać, chociaż faktycznie był to moment, w którym należało by sprowadzić go na ziemię, chociażby poprzez spoliczkowanie. Tak, powinien to zrobić. Aktualnie jednak rozchylił usta, by coś powiedzieć, ale zamknął je. Na tę chwilę chamskie zapytanie o to, czy już skończył wydawało się być nie na miejscu. Nie na miejscu dlatego, że miał jeszcze całe mnóstwo innych rzeczy do powiedzenia. „Pierdolony manekin!” ― Zamknij się ― nie podniósł głosu, ale jego ton był wystarczająco stanowczy, by dać do zrozumienia, że naprawdę nie miał ochoty słyszeć już nic więcej. ― Co tu jeszcze robisz, skoro tak bardzo masz tego dość i doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że niewiele rzeczy się zmieni? Hm? Liczyłeś na to, że gdy następnego dnia obudzę się, uznam, że źle zrobiłem albo powiem, że jednak ci wybaczam? ― pokręcił głową, samemu udzielając odpowiedzi na to pytanie. Nie. Nie czuł żadnej skruchy z powodu tego, że dotkliwie skrzywdził go fizycznie. Wtedy wydawało się to jedynym wyjściem. ― Aż tak trudno było ci dojść do tego, ze taki po prostu jestem? Szczerze w to wątpię. Dokładnie zdawałeś sobie sprawę z tego, że z wielu rzeczy nie zrezygnuję ze względu na ciebie, ale były takie, które faktycznie mogły zejść na dalszy plan. Jednak nie to teraz jest ważne. Zakładam, że szukałeś sobie kogoś, kto mógł ci to dać albo – co wydaje mi się znacznie gorsze – stwierdziłeś, że przetestowanie mnie w ten popierdolony sposób będzie doskonałym rozwiązaniem ― tym razem sam nie powstrzymał się od warknięcia. Przesunął palcami po skroni i zmrużył oczy, chcąc najwyraźniej przedziurawić chłopaka wzrokiem. ― Skoro już bardzo chcesz to wiedzieć – tak, uważam, że mogę traktować cię jak zwykłą kurwę. I faktycznie nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego to zrobiłeś. Wiesz czemu? Bo gówno mnie to obchodzi, choć widzę, że nadal uważasz, że cokolwiek cię usprawiedliwia. Zanim zaczniesz uważać się za pokrzywdzonego, może zastanowisz się nad jednym ― zamilkł na chwilę i przysunął się bliżej, zaś wyciągnąwszy rękę, chwycił go za nadgarstek. Przesunął rękę ku jego dłoni, zmuszając go do przynajmniej częściowego wyprostowania palców. ― Myślisz, że czułbyś się świetnie, widząc, że ktoś inny kładzie na mnie ręce? ― uniósł brwi i uniósł jego rękę, by nakierować ją w stronę swoich włosów, któych pewnie ostatni raz pozwolił mu dotknąć. To samo z policzkiem i wargami. Sam z tego zrezygnował. ― Albo, że to ja dotykam kogoś innego? Kogoś, kto nawet nie ma świadomości, że w każdej chwili możesz przyjść. Zresztą... ― natychmiast puścił jego dłoń. ― To oczywiste, że nie możesz wiedzieć jak to jest. Przecież nigdy nie spojrzałem na kogoś innego ― ściągnął brwi. Wyglądało to tak, jakby próbował skarcić go za to, że kiedykolwiek mógł uznać, że to możliwe. ― Widzisz, jestem zajebiście idealny ― w tej chwili chyba nie mógł być bardziej sarkastyczny. ― Naprawdę nie sądziłem, że doczekam się momentu, w którym będziesz zachowywał się tak, jakbyś znał mnie zaledwie tydzień. Ale jestem wobec ciebie okrutny, hm? Zawsze taki byłem. Pewnie ktoś taki nie zasługuje na to, żeby się za nim uganiać. Skoro jesteś w stanie sam dojść do takich wniosków, to przestań. Dobrze wiesz, że nie będę inny. Myślał, że ta cała farsa polegała właśnie na tym, by nie kazać nikomu się zmieniać. Najwyraźniej się przeliczył.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Nie Lis 03, 2013 10:49 pm
Nie sądził, by cokolwiek było w stanie uciszyć go w tej chwili, a jednak wystarczył krótki rozkaz padający z ust starszego, by zabrakło mu języka w gębie. Nie wystraszył się, nie chodziło o to... Przyzwyczajenie robiło swoje, choć w dalszym ciągu wszystko się w nim gotowało. Przerwa na zebranie oddechu była jednak dobra, chociaż naprawdę wolałby, by ten nie mówił już ani słowa. Tak w końcu byłoby najlepiej, prawda? Wykrzyczeć się, wyrzucić złość kotłującą się w nim i kumulującą coraz bardziej za każdym razem, kiedy ten ostentacyjnie okazywał mu chłód. Trudniej było zaakceptować odwet. Ale przycisnął dłonie do boków, ponieważ te rwały się w górę, by zacisnąć się przy uszach chłopaka. Równie dobrze mógłby zacząć wrzeszczeć, by zamknął mordę, nie mówił już nic więcej. Sam jego wzrok był cholernie raniący, słowa jedynie pogarszały sprawę. Upór odmówił protestów, kazał mu stać cicho i wysłuchać tego, co miał do powiedzenia Ryan. Nawet jeśli potęgowało to beznadziejność sytuacji, zaciskało wyimaginowaną pętlę wokół jego serca i płuc. - Nie wiem, naprawdę nie wiem - wyszeptał bardziej do samego siebie. Każdy mądry już dawno zebrałby swoje manatki, uznając że nic mu po tym. Trzeba było być naprawdę chorym masochistą, by przetrwać to wszystko i wciąż mieć nadzieję na więcej. Nie przyswajał do wiadomości, że z góry przyjęto jego porażkę. Przygniatała go siła argumentów, chociaż... Dobrze wiedział co zrobił, doskonale znał swój błąd, przeanalizował go już wielokrotnie i miał pełną świadomość, że wina była głównie po jego stronie. Co jednak nie przeszkadzało mu twierdzić, że musiał istnieć powód. Nawet jeśli wcześniej tego nie wiedzieli, od dłuższego czasu coś musiało być nie tak. Inaczej nigdy nie dopuściłby się tak karygodnego czynu. Mechanicznie cofnął się o krok, niemalże lądując ponownie na łóżku, od którego nie zdołał się zbytnio oddalić, ale zachował równowagę, chociaż palce zaciskające się na jego nadgarstku zrobiły to za niego. Ponownie zacisnął dłoń w pięść, czy raczej próbował, ponieważ zostało mu to sprawnie uniemożliwione. - Przestań - jęknął, starając się szarpnąć ręką na tyle, by wyrwać ją z kleszczy. Na nic. Jedynym buntem było ponowne wpatrzenie się w podłogę, byle dalej od niego... Nawet dotyk był w tej chwili bolesny. Nie chciał tego czuć, miał wrażenie, że ręka zacznie go piec, jak gdyby słowne obelgi nie były wystarczająco bolesne. Kiedy dłoń odzyskała wolność, Shirai szybko przyciągnął ją do siebie, zaciskając palce drugiej ręki wokół trzymanego przed momentem miejsca i jakby masując ją, w celu pozbycia się nieprzyjemnego uczucia. Mógłby uciąć sobie teraz tę dłoń. - Nigdy nie chciałem, żebyś się był inny... Zrozumienie czegoś to zupełnie inna sprawa, wiesz? - wymamrotał znacznie ciszej, ponownie zaciskając powieki, prawie pewien, że przez to i tak nie powstrzyma łez napływających do oczu. - Nie oczekiwałem też, że nagle mi wybaczysz... Miałem nadzieję, że pozwolisz mi do siebie dotrzeć. Idiota, prawda? W końcu po cholerę się starać, skoro i tak masz to w dupie. Jak wszystko inne... Na chuja próbować przedrzeć się przez ten twój wyimaginowany jebany mur, za który możesz wypierdolić kogoś po byle drobnostce - zaczął znowu głośniej. Potrząsnął głową, pozwalając, by roztrzepana grzywka częściowo zakryła jego twarz. - I nie, nie mówię, że to co zrobiłem jest drobnostką. Nigdy tak nie twierdziłem. Nie usprawiedliwiam się... Popełniłem błąd, ale, kurwa mać, nic nie dzieje się bez przyczyny, prawda?! - podniósł głos, uśmiechając się naprawdę żałośnie. Pokręcił głową znowu. - Może masz rację, może i chodziło o test. Nic nie pogorszy mojej sytuacji, prawda? Więc w porządku, chciałem zobaczyć, że potrafisz czuć cokolwiek więcej. Że umiesz to okazać, nawet jeśli była to wściekłość na mnie. Teraz lepiej? Przyznałem się do winy, proszę, może chcesz mnie uderzyć jeszcze raz?! - To wszystko było kłamstwem. A przynajmniej tak właśnie sobie wmawiał, nawet jeśli maleńka cząstka wyraźnie krzyczała, że nie do końca. Ale było już za późno. Tak samo późno jak na zachowanie spokoju. - Nienawidziłem tego... - wyjęczał ponownie nim powstrzymywane wciąż łzy popłynęły mu po policzkach. Otarł je prędko, ale widocznie na niewiele się to zdało. - Możesz mnie uderzyć, naprawdę. Jeśli... to miałoby sprawić, że przestaniesz t-tak... na mnie patrzeć - wychrypiał, znowu skupiając zamglone już ale wciąż wyzywające spojrzenie na jego twarzy. Pozbycie się resztek godności nie było takie trudne.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 04, 2013 12:40 am
„Nie wiem, naprawdę nie wiem.” Świetnie. Tym sposobem na pewno do czegoś dojdziemy. Te myśli zachował dla siebie. W takich wypadkach należało polegać na domysłach, ale te nie zawsze były słuszne. Ciemnowłosy należał raczej do konkretnych osób, także starał się nie owijać w bawełnę, gdy miał mówić o czymś, co w jego mniemaniu było nie w porządku. Tego samego oczekiwał od drugiej strony. Co prawda Shirai i tak powiedział już dziś całkiem sporo, jednak odpowiedzi na podstawowe pytania wciąż nie zostały ujawnione. Ryan mógł przypuszczać, że w którymś momencie coś poszło nie tak, ale nie miał pojęcia co. Nic dziwnego, skoro ludzie byli dla niego czymś w rodzaju określonego schematu. Schematu, od którego on w wielu przypadkach odstawał. Pewnie na świecie było wielu ludzi, którzy wedle zdrowej części społeczeństwa byli spaczeni emocjonalnie. On taki był. Tym samym nie potrafił przypomnieć sobie jakiejkolwiek zmiany, która mogła tak negatywnie wpłynąć na jasnowłosego. Rozwiązanie, które mu się nasuwało zaczynało ściśle dotyczyć tego, że najzwyczajniej w świecie to, jaki był po prostu zaczęło mu przeszkadzać. Jego oczekiwania były nieadekwatne do tego, co mógł dostać. Ale, do cholery, nie musiał od razu przekraczać niedopuszczalnych granic. Bał się, że argumenty słowne nie byłyby wystarczające? Że zostałby brutalnie sprowadzony do parteru? Owszem – istniała taka możliwość, aczkolwiek pięćdziesiąt procent szansy opowiadało się za tym, że wcale nie musiało być aż tak źle. Albo Takanori miał naprawdę wredną opinię nawet w oczach własnego chłopaka. Teraz już byłego. W pierwszym odruchu wzruszył lekceważąco barkami, starając się przynajmniej częściowo odsunąć na bok wcześniejszą irytację albo po prostu zamaskować ją tym, czego tak bardzo nienawidził – okrutną obojętnością. Zachowywał się tak, jakby łzy Ishikawy były warte tego, co zrobił, ale z drugiej strony... Zawsze płakał przez kogoś, kogo nienawidził? ― Co miałem zrozumieć? Wiesz, w takich momentach nie myśli się o tym, co zrobiło się nie tak, że do tego doszło. Jeśli miałem uświadomić sobie, że to wszystko było gówno warte, to trzeba przyznać, że lekcja ci się udała ― pokiwał głową ze sztucznym uznaniem. Jeszcze chwila, a zacznie polecać jego metody edukacyjne znajomym. ― Nie rozumiem tylko co masz na myśli, mówiąc, że chciałeś do mnie dotrzeć. Trudno w ogóle móc o to walczyć, gdy odstawia się takie sceny. Tak, to nie była drobnostka. Może nawet potraktowałbym to z przymrużeniem oka, ale – sam rozumiesz – cholernie egoistyczny ze mnie dupek. Skręca mnie na samą myśl o tym, że musiałbym się z kimś dzielić czymś, co jest moje. Co prawda w przypadku rzeczy nie ma tego samego problemu, co z osobami, które myślą samodzielnie, ale niekoniecznie wychodzi im to na dobre. Mówisz, że istniała przyczyna – jasne, rozumiem. Był uroczy i trudno mu było odmówić, a przecież ktoś taki, jak ja na pewno by się tym nie przejął ― warknął na końcu i mimowolnie skrzywił się, jednak szybko odzyskał rezon. Jakaś niewidzialna siła sprawiła jednak, że uniósł rękę i zacisnął kurczowo palce na koszulce chłopaka, tuż pod szyją. Wyglądało to tak, jakby cios, o który Mały tak bardzo się prosił naprawdę miał nadejść, pomimo tego, że ten odkrywał przed nim swoje słabości. ― I co? Uważasz, że moja wściekłość była tego warta? Idiotyzm. Nie wydaje ci się, że niektóre rzeczy należy potraktować, jako oczywiste? Ktoś, kto pozwala ci wejść z buciorami do swojego życia, łamie swoje własne zasady i ma ochotę przypierdolić każdemu, kto chociażby spojrzy na ciebie nie tak, jak trzeba, z całą pewnością ma cię w dupie. Brzydzę się samą myślą, że naprawdę potrafiłem zrobić dla ciebie wszystko. A nie. Wybacz, że nie trzymaliśmy się za rączki w jebanym parku i że nie wspominałem o tym na głos ― rzucił ostro, a wypowiedź zakończył szarpnięciem go za koszulkę, by zaraz po tym gwałtownie odepchnąć go od siebie i puścić. Jasnowłosy miał to szczęście, że przynajmniej zafundowano mu miękkie lądowanie, choć Cowell nie był do końca zadowolony z tego efektu. Odetchnął głębiej i potarł twarz dłońmi, by zaraz po tym odwrócić ją w kierunku drzwi. Rezygnacja zaczynała się w nim potęgować. ― Już wystarczy. Okładania go czy tych wszystkich słów, które zdawały się nie mieć już wielkiego znaczenia? W końcu czas przeszły sprawiał, że poniekąd traciły one na wartości. Szarooki miał też po dziurki w nosie widoku Shiego. Pewnie dlatego, że zachowywał się zbyt... Po prostu zbyt! Nie dało się tego zwyczajnie określić słowami. W jego wypowiedziach było całe mnóstwo paradoksów. ― Nienawiść nie jest twoją mocną stroną ― mruknął i zerknął na niego z ukosa.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 04, 2013 2:07 am
Sam nie potrafiłby wskazać dokładnego momentu, w którym coś zaczęło się między nimi psuć. W gruncie rzeczy był całkiem wymagający, nawet jeśli przy Cowellu często zachowywał się jak niemowa. Trudno było jednak schować całkowicie do kieszeni swoją paniczykowatą postawę. Z drugiej strony, może zaczął mu doskwierać charakter ukochanego, może w końcu przestał mieć siły na znoszenie tego całego skurwielstwa, nawet jeśli dobrze wiedział z kim się wiązał. Powodów mogło i zapewne było wiele, miał jednak wrażenie, że powiedzenie na głos teraz, że cokolwiek mu nie pasowało, niewiele by zmieniło. Ryan i tak miał o nim takie, a nie inne zdanie. Ot tak nie przestanie myśleć o nim w kategoriach dziwki, nie miał na co liczyć, chociaż naprawdę chciałby wymazać z jego pamięci ten niefortunny epizod. Tak naprawdę nic nie usprawiedliwiało zwyczajnego zeszmacenia się, a do tego doprowadził przez swoją bezmyślność. Gardło zaciskało mu się raz po raz, uniemożliwiając protesty, czy choćby słabą obronę swojego tyłka. Właściwie wychodziło na to, że jakkolwiek by się nie zachowywał - czy biegałby za nim jak ten cholerny pies, wkurzał się i obrzucał obelgami, czy po prostu przepraszał... Efekt był ten sam. Żaden. Jedynym postępem była faktyczna rozmowa do której doszło, choć trudno to nazwać dojrzałą konwersacją na poziomie. - Chciałem, żebyś zrozumiał teraz - wymruczał, próbując przerwać bolesny dla niego monolog; już wystarczająco nasłuchał się ich w przeciągu ostatnich minut. Dość. Nie miał pewności, czy nie zrezygnuje całkowicie ze starania się o jego względy tylko po to, by nie musieć słuchać tych bezlitosnych wywodów. Jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z wątpliwej wartości dokonań. Połowa z tych słów ryła się w jego głowie równie boleśnie co ciosy zadawane przez rozwścieczonego Cowella. Ten sam efekt uzyskałby okładając go pięściami. Łzy i tak nie przestawały cieknąć, nieistotne jak wiele razy ocierał je wilgotnymi już dłońmi. Ponowne potraktowanie go jak szmacianą lalkę przyjął już raczej biernie. Na jego twarzy w dalszym ciągu malował ból, czy równie negatywne uczucie mające służyć za reakcję na prawdę, którą słyszał. Chyba to było z tego wszystkiego najgorsze. A jednak z szeroko otwartymi oczyma i równie uważnie słuchał, nieporadnie unosząc dłoń, by chociaż starać się oderwać go od siebie. Nie dostał na to zbyt wiele czasu, a i nie wykorzystał go odpowiednio, bowiem gdy następna dawka uderzających brutalnie w podświadomość słów wywołała żałośniejsze zanoszenie się, ten miotnął nim i odepchnął. Bardziej dosadnie nie mógł demonstrować mu swojego obrzydzenia. W miarę sprawnie pozbierał się w całość, podpierając dłońmi za plecami i unosząc do siadu, z głową opuszczoną w dół. Konwulsje wstrząsnęły nim parokrotnie, kiedy Shirai przycisnął otwartą dłoń do twarzy, intensywnie zmuszając się do zachowania spokoju. ,,Już wystarczy." Faktycznie. Wszystko powinno zakończyć się tu i teraz, o czym był przekonany, ale w dalszym ciągu nie mógł zmusić się do ruszenia się z miejsca. Ukrywał twarz w dłoniach do pewnego momentu. To dziwne, ale słowa wypowiedziane głosem pozbawionym negatywnych emocji podziałały na niego znacznie mocniej. Wolno przetarł oblicze po raz ostatni, opuścił rękę i podniósł na niego wzrok. Zaczerwienione oczy nieładnie odbijały się na zazwyczaj urodziwej twarzy. - Masz rację... nie jest - przyznał słabo. Nim odezwał się znowu, musiało minąć trochę czasu. Wciąż był pewien, że choćby otwarcie ust zapowiedziałoby dalszą porcję potępienia. - To niczego nie zmieni, ale... przepraszam - wydukał najciszej jak się dało. Jedynie dobry słuch lub umiejętność czytania z ruchu warg ułatwiłaby zrozumienie tego, co pragnął przekazać. - Popełniłem błąd... Masz pełne prawo... do nienawidzenia mnie - ciągnął dalej, coraz obojętniejszym tonem. I tyle. Pozostawało jedynie czekać, chociaż był całkiem przygotowany na słowo ,,wypierdalaj", które miał zaraz usłyszeć. Jedynie nadzieja trzymała go na tym cholernym łóżku. W tej jednej chwili zrobiłby wszystko, czego zażyczyłby sobie Ryan. Łącznie z zabraniem butów z podłogi i niepokazywaniem mu się więcej na oczy. Dalsze przekonywanie go nie miało już sensu.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 04, 2013 1:05 pm
Pokiwał ledwo widocznie głową w potwierdzeniu jego ostatnich słów. Tak, miał do tego całkowite prawo. A mimo to nie wyglądał, jakby w tej chwili miał ochotę rozwalić mu łeb o ścianę i trzaskać nim o nią tak długo, aż wreszcie wyrzuciłby z siebie to całe gówno, które zalegało w jego świadomości. Może było to zasługą tych ledwo słyszalnych przeprosin? Trudno stwierdzić, skoro milczenie, które zawisło w powietrzu było tak ciężkie, że jeszcze chwila, a mogło stać się namacalne. Szare tęczówki na zmianę zahaczały o twarz jasnowłosego, skupiając się przede wszystkim na zaczerwienionych od łez oczach, to wznosiły spojrzenie ponad głowę chłopaka, by na moment oderwać się od tego żałosnego widoku. Możliwe, że właśnie rozważał nad tym, czy powinien przyjąć przeprosiny czy też zakończyć ich spotkanie oczekiwanym „wypierdalaj”. Bądź co bądź, na pewno niczego nie dało się w pełni naprawić. Niesmak miał pozostać jeszcze na bardzo długo, choć naprawdę przez moment chciał mieć tę możliwość, by wyrzucić z głowy obraz tamtego potknięcia, jednakże ten jak na złość tam pozostawał. Ryan nawet w najmniejszym stopniu nie czuł się za to odpowiedzialny, choć argumenty Shiraia wskazywały na to, że wina leżała po obu stronach. Ale przecież nie da się stworzyć czegoś, co byłoby naprawdę idealne. Tak idealne, że nie byłoby szansy na to, że kiedykolwiek pierdolnie lub sprawi, że niepotrzebnie zagra się drugiej osobie na nerwach. Po prostu. A atmosfera coraz bardziej gęstniała. Ciemnowłosy poruszył się, przestępując z nogi na nogę i odchrząknął znacząco, jakby chciał przypomnieć Ishikawie o tym, co miał zrobić. Być może ten wniosek nie byłby mylny, gdyby zaraz po tym Cowell nie przykucnął naprzeciw niego. Wrażenie mogło powrócić falą, gdy sięgnął po buta leżącego obok niego, pewnie zamierzając postawić go przed blondynem. Ale nie. Ten wylądował nieco dalej, jakby po prostu był tylko przeszkodą w tym miejscu. Później, oparłszy łokcie na swoich udach, splótł ze sobą palce. Dopiero po kolejnej dłużącej się chwili, zadarł głowę i ponownie przyjrzał mu się, lecz tym razem częściowo oceniającym wzrokiem, a i w jakiś sposób wyczekującym. Prawdopodobnie znów zamierzał zapędzić go w kozi róg, ale raczej nie w ten bestialski sposób. Chciał najzwyczajniej w świecie dowiedzieć się, jaki był cel tego wszystkiego. Mieć wszystko czarno na białym, a nie patrzeć, jak Mały z każdą chwilą coraz bardziej zaprzecza samemu sobie, urywa zdania i posłusznie przytakuje jego teoriom. Już zapomniał jak powinien się z nim obchodzić? Całkiem szybko. ― Nie mam ochoty na zabawę w podchody. Podejrzewam, że nie jest to wygodne także dla ciebie. Więc co miałem zrozumieć teraz? To, że jestem niewylewnym sukinsynem czy, że...? ― nie dokończył, unosząc brew w pytającym wyrazie. Po prostu nie potrafił znaleźć słów, w które normalni potrafili ubierać swoje odczucia w danej chwili. Dla niego wypowiadanie się na ten temat było zbędne. Zresztą faktycznie przeważnie wyglądał tak, jakby absolutnie nic nie miało wpłynąć na jego stan. Oczywiście, że zachowywanie dystansu było znacznie prostsze. Nie był sentymentalny, ale skoro Shi tak bardzo chciał wbić mu coś do głowy, to teraz miał okazję, żeby spróbować. Może nie gwarantowało to wielkiego sukcesu, aczkolwiek teraz w najgorszym wypadku mógł w końcowym efekcie powiedzieć mu, że po prostu ma wyjść. To, co miał do powiedzenia zdążył już z siebie wyrzucić. Właściwie, gdyby teraz się nad tym zastanowić, powiedział aż za dużo. ― Ale jeżeli bardzo będziesz chciał teraz wyjść, nie zamierzam cię zatrzymywać. To powinno być dla ciebie zrozumiałe ― mruknął. I bynajmniej nie chodziło tu już o to, że Shirai nie mógł liczyć na to ze wzgląd na to, co się stało, ale przede wszystkim chodziło tu o teraz, a teraz po prostu nie wypadłby najlepiej, rezygnując z drobnej możliwości. Nie było w tym już zabawy, ani gry na jego uczuciach, choć momentami jeszcze taka chęć wzbierała w nim. Trudno było zdusić w sobie całkowicie uczucie tego, że na to zasłużył, ale przynajmniej na chwilę je wyciszył. I czekał. Nie do końca wiedząc na co.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 04, 2013 6:06 pm
Gdyby ten otworzył usta, by go wygonić, chłopak pewnie bez wahania skinąłby mu głową, posłusznie jak ten pies zebrał swoje rzeczy i zniknął mu z oczu. Jego granica została przekroczona w momencie, kiedy przestał ronić cieknące łzy. Mimo wszystko czuł się odpowiedzialny, choć sprawiał wrażenie ofiary w tej całej sytuacji. A przecież zawinił. Chciał to jednak naprawić, choć był ograniczony, więc skutkowało to jedynie na niekorzyść samego Shi, nie wspominając już o rozdrażnieniu do jakiego doprowadzał byłego. Cisza ciążyła, drażniąc niemiłosiernie, a natrętnie utkwiony w nim wzrok niczego nie ułatwiał. Z samej postawy Cowella mógł wyczytać, że jego obecność tutaj nie przestała być równie niemile widziana co wcześniej. Nie odzywał się wyłącznie z obawy, że może z pełną świadomością pogorszyć już i tak nieowocną dyskusję. Drgnął zauważanie na dźwięk chrząknięcia, lecz nie wstał. Postanowił sobie w duchu, że dopiero gdy usłyszy wyraźny rozkaz, by się wynosić, zrobi to. Nie musiał długo czekać na dalszy ciąg, nawet jeżeli automatycznie odsunął się do tyłu, jakby był przekonany, że ten przerzuci go przez ramię i wywali za próg. Tak się nie stało, ale nie umknęło jego uwadze złapanie drugiego buta. Ale i to nie wróżyło dla niego najgorzej. W sumie nie wiedział co dokładnie miało się teraz wydarzyć. Nasuwało mu się pytanie, co dokładnie Ryan pragnął osiągnąć. Wpatrywał się więc w niego na tyle intensywnie, by przyciągnąć jego spojrzenie. W końcu ten wyszedł mu na przeciw. Z tym że wzrok jakim go uraczył, wprawił blondyna w większe osłupienie. Nie wspominając o podjęciu tematu, kiedy ten po prostu oczekiwał wygnania. - Nie chcę teraz wychodzić - odpowiedział cicho, kręcąc głową. Nie był pewien co do trafności swojej decyzji, prawdopodobnie powinien dwa razy się nad tym zastanowić. Ale wreszcie zyskał jego uwagę. Bez pomocy wrzasków. - Chciałbym... chciałbym ci powiedzieć, że wtedy nie wiedziałem... co robię. Ale to byłoby kłamstwem - zaczął wolno, ostrożnie dobierając słowa. Trochę poniewczasie, ale przynajmniej próbował. - Możliwe, że faktycznie chciałem coś osiągnąć... Tylko zabrałem się do tego od złej strony - przyznał bez jego pomocy, w dalszym ciągu nie dochodząc do sedna sprawy. - Wiedziałem jaki jesteś, faktycznie. Akceptowałem to... W dalszym ciagu tak jest - dodał niepotrzebnie, zmuszając się do kontynuowania, choć głos zniżał się mu się bezwiednie do szeptu. - Ale bywały te momenty. - Rzucił po kilku głębszych wdechach. - Chodzi mi o to, że... Czasami chciałem czegoś więcej. I wydawało mi się, że powinienem to dostać bez mówienia - westchnął. Uniósł rękę w górę i grzbietem dłoni potarł wystarczająco zaczerwienione już oko. - I raz jeden pojawił się... on - wyrzucił z siebie ledwo dosłyszalnie, opuściwszy rękę. - Byłem ciekaw. Chyba chciałem się upewnić, że... że mógłbym mieć coś... innego? - Mruknął pytająco, jakby sam nie wiedział co to dokładnie było. - I nie chodziło nawet o to, że był uroczy, czy że traktował mnie inaczej. Bo to nie było to. Nie zrobiłem tego też po to, byś to zobaczył... Nie chciałem, byś był... świadkiem - zaniósł się i musiał odwrócić wzrok, oddychając ciężej. Niespodziewanie drgnął i przygryzł wargę. - Nie. Wcale tak nie było - zaprzeczył własnym słowom, ale nie śpieszył z wyjaśnieniem. - Prawdopodobnie liczyłem, że gdy... że gdybyś to zobaczył, może coś by się zmieniło. Naiwnie wierzyłem, że nie skończy się to najgorszym z możliwych scenariuszy. Że coś cię tknie. Nie musiałeś się zmieniać, w końcu nigdy nie ukrywałeś tego jaki jesteś - westchnął, jakby dopiero to zrozumiał. - To nie było nic konkretnego. Po prostu po pewnym czasie zacząłem sądzić, że doskwiera mi twoja natura. Ta oszczędność w okazywanych uczuciach. Myślałem, że pogodziłem się z tym, że nie będę miał wszystkiego... - wyszeptał, a następnie przycisnął obydwie dłonie do twarzy. Nie w celu zakrycia łez, ponieważ na daną chwilę dały mu spokój. - To było chciwe i egoistyczne, wiem - wymamrotał, oszczędzając mu na moment widoku jaki stanowiła jego twarz, mizerna od nadmiaru emocji.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 04, 2013 10:15 pm
Prawdopodobnie jedyną myślą, która trzymała go w ryzach przed wyrzuceniem z siebie kolejnych gorzkich słów, było to, że sam się o to prosił. Ścisnął splecione ze sobą palce mocniej, chcąc tym gestem powstrzymać się od przerwania jasnowłosemu lub trzaśnięciu mu w twarz za to, że w ogóle śmiał wspominać o tamtym pieprzonym dupku. Ryan był jednak częściowo świadom tego, że trudno będzie uniknąć wdrażania się w niektóre szczegóły. Nie chciał też złamać danego sobie postanowienia, dlatego starał się wysłuchać tego, co Shirai miał mu do powiedzenia już od bardzo dawna, nawet kosztem wewnętrznego rozdrażnienia. Nie było to jednak tylko słuchanie, ale także analizowanie tych wypowiedzi. Okazało się to dość przydatne, biorąc pod uwagę to, jak bardzo blondyn gubił się w swoich zeznaniach. Raz było tak, drugi raz inaczej, a za kolejnym razem jeszcze inaczej. Coś mu nie pasowało, ale jednak z drugiej strony zdawało się, że uważał, iż jednak było znośnie. Czegoś mu brakowało, ale jednak całkowita utrata wszystkiego sprawiła, że i tak było źle. Naprawdę nie było łatwo, by trafić w samo sedno ze swoimi domysłami. Takanori mógł usprawiedliwić go działaniem pod presją, jednak nie wierzył, by ta miała miejsce. W końcu byli tu sami, a było pewnym, że za ścianami nie krył się nikt, kto mógłby usłyszeć o tych wszystkich niedociągnięciach ich przeszłości. Wyraz, który krył w sobie zdezorientowanie, pojawił się na twarzy ciemnowłosego. Właściwie rzadko kiedy zdarzało mu się zgubić w danej sytuacji. Tak. Nie. Tak. Nie. No zdecydowałby się wreszcie! Cowell już mimowolnie pokręcił głową, a wraz z tym lekkim poruszeniem, wcześniejsza dezorientacja zniknęła, jak ręką odjął. To nawet dobrze, biorąc pod uwagę, że ostatecznie nie uzyskał prawidłowej odpowiedzi na swoje pytania. „Chciałem”, „powinienem”, „liczyłem” – wszystko to okazało się być wracaniem do czasu przeszłego. Nie tego oczekiwał i nie to było im w tym momencie potrzebne. Nie wokół tego miał kręcić się rozpoczęty temat. Ishikawa nie wykorzystał odpowiednio swojej szansy na wyjaśnienia. ― Idiota ― mruknął i – wbrew temu, jak mogło to wyglądać – wypowiedziane słowo brzmiało dość pobłażliwie. Przynajmniej jak na obelgę wypowiedzianą przez Nishimurę. ― Pytałem o teraz. O to, co myślisz i masz na celu w tej chwili, a nie o to, co przychodziło ci do głowy wcześniej ― sprecyzował, choć wcześniej uważał, że nie będzie to konieczne. ― Mam sformułować pytanie inaczej? ― zamilkł na chwilę i wyciągnął ręce w stronę materaca. Podciągnął się do góry, znów nachylając się nad młodzieńcem, ale tym razem nie było w tym już żadnej gry aktorskiej, która miałaby wyciągnąć na wierzch jego naiwność. ― Naprawdę przyszedłeś mówić mi, jak bardzo nie odpowiadało ci moje podejście czy przyznać, że jednak się za tym stęskniłeś, hm? ― zmrużył na chwilę oczy. W tym samym czasie chłodna dłoń młodzieńca perfidnie wsunęła się pod materiał koszulki blondyna. Palce zahaczyły o gładką skórę jego brzucha, a później delikatny dotyk powędrował w kierunku jego boku, gdzie stał się dosadniejszy wraz z zaciśnięciem na nim ręki. ― Masz pewność, że gdybym teraz zgodził się przymknąć na tamto oko i uznać, że był to tylko wybryk zmotywowany głupotą, już nigdy więcej nie będziesz chciał bawić się w popieprzony testy? To oczywiste, że mógłbyś mieć coś innego, ale od kogoś innego. Chcesz? ― Pewnie nie, skoro przywlokłeś tu swoją dupę, dokończył w myślach i nie bacząc na to, jak młodzieniec może zareagować, przysunął twarz do jego szyi i musnął ją wargami, jakby umyślnie starał się utrudnić mu udzielenie odpowiedzi. Nikt ni powiedział, że będzie łatwo. ― Swoją drogą, pewnie nigdy nie zastanawiałeś się, jak trudno jest być z kimś o takiej gębie ― nawet nie musiał kwapić się o podniesienie głosu, z tej odległości Ishikawa i tak mógł usłyszeć to wyraźnie i mógł domyślić się, że chodziło właśnie o niego. Mały pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili mógł wykorzystać swoje wdzięki, co już zresztą udowodnił. Ale teraz nie wdzięk się liczył. Stawka była znacznie wyższa. ― Więc?
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 04, 2013 11:44 pm
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak nieskładnie się wypowiadał, ale i tak sporo z siebie wyrzucił, biorąc pod uwagę to jak trudno było mu czasem ubrać w słowa swoje myśli, których w tej chwili był natłok. Nawet jeśli zboczył z tematu, chciał mu to w jakiś sposób wyjaśnić. Ostatecznie kiedyś zostałby do tego zmuszony, nawet jeśli jego wypowiedź była oszczędna w sens i nieświadomie mogła zirytować Ryana. Wciąż oczekiwał tego, że ten wysłucha jego słów i każe mu wyjść, chcąc pozbyć się problemu jak najszybciej. Właściwie można rzecz, że wręcz na to czekał, nie odrywając dłoni od twarzy. Czuł się nad wyraz bezpiecznie w tym prowizorycznym ukryciu, nie będąc narażonym na oceniający wzrok ciemnowłosego. Nie był pewien, czy Cowell w istocie orientował się jak cholernie przerażający momentami bywał. A o ile wiedział, to czy był świadom w jakim natężeniu trafiało to do samego Shiraia. Idiota? Odsunął dłonie od twarzy, by spojrzeć na niego uważniej. Był szczerze zdziwiony tym tonem i nie trudno było wyczytać to z jego twarzy. Nie spuszczał z niego wzroku, ściągając brwi skonfundowany. Co miało oznaczyć to określenie? Faktycznie, był idiotą, kretynem, wszystkim co najgorsze mówiąc szczerze, ale nie spodziewał się już kolejnych obelg... A już na pewno nie takich, przez które zaczynał mieć coraz większy mętlik w głowie, przez wzgląd na wydźwięk tego słowa. Zamrugał parokrotnie, odchylając się zaraz do tyłu, by podeprzeć na łokciach. Samo wspomnienie poprzedniego zbliżenia nie przyprawiało go o przyjemne doznania. Kiwnął głową na wcześniejsze pytanie, chociaż prawdopodobnie nie musiał. Zastanawiał się jedynie czy Cowell był aż tak okrutny, by po raz kolejny bawić się jego uczuciami, zwłaszcza gdy był w takim stanie? Usilnie próbował skupić się na słowach, nie zaś czynach. Cholerny... - Stęskniłem - wymamrotał posłusznie, napinając mięśnie brzucha pod wpływem samego dotyku jego chłodnej dłoni. Wzdrygnął się przy tym niespokojnie, z automatu przenosząc wzrok na wędrującą rękę. Wyciągnął się też bezwiednie, odsuwając od świadomości fakt o byciu dotykanym. To skutecznie utrudniało mu skupienie się na czymkolwiek innym. - Ja, ja nie... - Niemal zachłysnął się powietrzem, machinalnie odchylając głowę i uwydatniając szyję. Na moment się zapomniał, a koniec zdania pozostał w eterze. Praktycznie niemożliwym było udzielanie sensownych odpowiedzi, kiedy ten bawił się z nim z taką łatwością, więc zdobył się na nią po kilku dłuższych chwilach. - Chcę tylko ciebie... Nikogo innego - wymruczał. - Nie zrobię tego ponownie - dodał jeszcze ciszej, przełykając ślinę i zmuszając się do otwarcia oczu. - I... mogę sobie wyobrazić jak trudno - wyszeptał w końcu ze śladowym rozbawieniem, na moment wracając do typowej postawy. Uniósł też dłoń, by spróbować oprzeć ją na jego torsie. Odetchnął głęboko i przygryzł wargę na krótką chwilę. - Tylko ciebie - powtórzył dobitnie. Pieprzyć resztki dumy. Już i tak wyzbył się jej niemal do końca, płaszcząc się przed ciemnowłosym, chociaż równie dobrze mógł przełknąć swoją porażkę i poszukać szczęścia gdzie indziej. Problem polegał na tym, że ledwie bez niego wytrzymywał. Czy może raczej wcale.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Wto Lis 05, 2013 9:27 pm
I właśnie to było coś, co od samego początku powinien usłyszeć. Pewnie źle zrobił, że przez tak długi czas nie chciał wysłuchać jasnowłosego, ale z drugiej strony znacznie prościej było doprowadzić go do podbramkowej sytuacji. Właśnie wtedy najważniejszym było, by pomimo tego, jak bardzo dostawało się po dupie, nie rezygnować ze starań. Prawdopodobnie jedynie w takich chwilach były one najbliżej prawdy. To nie tak, że wystarczyła tylko ta jedna chwila, by na nowo odbudować to, o co wcześniej tak długo się starał. Nie. To oczywiste, że ciemnowłosy nie był zdolny do obdarowania go tym samym kredytem zaufania. Shirai pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że jeszcze przez jakiś czas Ryan nadal będzie robił mu pod górkę. W końcu był złośliwym sukinsynem, w dodatku cholernie pamiętliwym, co prawdopodobnie było najgorszym połączeniem. Blondyn mógł cieszyć się z otrzymania drugiej szansy, ale zaprzepaszczenie jej nie miałoby już szansy na ponowną ugodę. Ale przynajmniej jego ciało nie kłamało. Choć nic na to nie wskazywało, widok tego jak Cowell na niego działał, było satysfakcjonujące. Dla kogoś, kto kwalifikował się w szereg despotów, świadomość tego, że wystarczyło tak niewiele, by podporządkować sobie drugą osobę, na pewno sowicie dokarmiała ego. Rzecz jasna, można było uznać, że słowa wypowiadane przez Ishikawę były efektem świadomej już manipulacji, ale pewnie i bez tego szarooki zajmował jego głowę. „Nie zrobię tego ponownie.” ― To dobrze. Następnym razem musiałbym cię zabić ― wymruczał pod nosem. Z cudzej perspektywy prawdopodobnie brzmiałoby to, jak żart kogoś o czarnym humorze, ale niebieskooki doskonale wiedział, że Takanoriemu problem mogło przysporzyć jedynie późniejsze ukrywanie zwłok. Oczywiście odnosił się jedynie do jawnego przypadku zdrady, której szczerze nie tolerował. Zaraz po tym odsunął się na niewielką odległość, by móc dokładniej przyjrzeć się urodziwej buźce chłopaka. Skromność nie była jego mocną stroną, ale przecież nawet nie musiał jej posiadać. ― Uznajmy, że prawie mnie przekonałeś ― rzucił, jednak – paradoksalnie do użytego „prawie” – przysunął twarz bliżej jego, by w pierwszym momencie zaledwie musnąć wargami jego usta, a później samemu przygryźć jego dolną wargę. Nie mógł zapomnieć, że miał jeszcze kilka rzeczy do naprawienia. Przede wszystkim zatarcie wszelkich śladów tego, że kiedykolwiek ktoś inny kładł łapska na jego własności. Shi mógł wyrazie poczuć, jak jego koszulka podciągana jest coraz wyżej. Ruch ustał dopiero, gdy brzuch i część klatki piersiowej chłopaka zostały odsłonięte. Był to aż zbyt jasny znak na to, że właśnie zbliżał się moment, w którym spodnie (i nie tylko) zaczynały być zbędne. Zresztą dobrze było mu przypomnieć przy kim mógł sobie na to pozwolić. Przywódca musnąwszy wargami kącik jego ust, nachylił się, by złożyć pocałunek na nagiej klatce piersiowej, za nim nieco niżej, na brzuchu. Później następny i jeszcze... Niektóre z nich kończyły się przygryzieniami, które niewątpliwie miały na celu pozostawienie śladów po tej nocy na kilka następnych dni. Ręka, która wcześniej zaciskała się na boku blondyna, zsunęła się niżej, a palce zahaczyły o spodnie, które pasek skutecznie utrzymywał na jego biodrach. Niepotrzebnie. Dlatego też, kiedy ponownie dorwał się do jego ust, tym razem wręcz wymuszając na nim pocałunek, który pewnie doskonale sprawdzał się w roli czegoś, co odwracało uwagę, zabrał się za dość sprawne rozpinanie chrzanionej przeszkody. Czy musiał? Tak, do cholery.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Sro Lis 06, 2013 7:53 pm
Nikt dokładnie nie mógł przewidzieć, jak długo Shirai będzie się starał o odzyskanie względów Ryana. Choć sam chłopak upierałby się, że jak najdłużej, lecz istniała szansa, że po dzisiejszej aferze przez nieco dłuższy czas lizałby rany, by spróbować po jakimś czasie... Nawet jeśli kwestia samego spróbowania podlegałaby od tego czasu dyskusji. Z jednej strony dobrze się stało, że został teoretycznie przyparty do muru i zmuszony do zeznań. Dobrze dla niego samego, w końcu istniała opcja, że Cowell pozbyłby się nękającego go problemu raz a dobrze. Nikt już nie zakłócałby jego spokoju i w teorii wszyscy byliby szczęśliwi. Bo, nawet jeżeli teraz konflikt na moment przycichł, nikt nie zapewniał chłopakowi, że od teraz wszystko będzie już w najlepszym porządku. Sam Ishikawa chyba też nie oszukiwał się w tym względzie. - Nie będziesz miał powodu - odparł nieco ochrypłym szeptem, nieco zaniepokojony wizją. Miał na uwadze, że ta groźba wychodząca z ust przywódcy nie była tylko słowami rzucanymi na wiatr. Wystarczyła nieco większa prowokacja, powtórka z rozrywki i powinien zacząć szczerze obawiać się o własne życie. Z tym większą determinacją poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie pozwoli sobie na przekroczenie granic. - Niech będzie i tak - mruknął cicho, skupiając wzrok na jego twarzy, znajdującej się teraz niebezpiecznie blisko. Ledwo dosłyszalnym pomrukiem zawtórował ukąszeniu wargi, posłusznie rozchylając jeszcze usta, jak gdyby już nie podkładał mu się wystarczająco. W międzyczasie wyczuwał coraz dotkliwszy chłód na coraz większym obszarze nagiej skóry, machinalnie napinając wciąż mięśnie. Denerwował się, czego nie trudno było zauważyć, lecz próbował nagłą chęć ucieczki. Możliwe, że w dalszym ciągu nieco się go obawiał, lecz z każdym momentem Ryan sprawniej nakierowywał jego myśli na odpowiedni tor. Blondyn odchylił lekko głowę do tyłu, przekrzywiając ją na bok i obserwował go dalej z pod przymrużonych znacznie powiek, pozwalając sobie jedynie na ciche westchnienia, naprzemiennie nerwowym przełykaniem śliny i przygryzaniem warg. Ledwie zauważył moment, w którym został ponownie przyciągnięty bliżej, przez co z początku opieszale odpowiedział na pocałunek, dopiero po chwili poświęcając się tej czynności z większym entuzjazmem. Jednocześnie uniósł się wyżej na łokciu i dłoń opartą wciąż na jego torsie przesunął wyżej, zacisnąwszy palce na jego ramieniu, po czym - w dalszym ciągu chyba nieco niepewny swego - musnął palcami jego kark, po czym wsunął smukłe palce między ciemne włosy starszego, rozkoszując się dotykiem, którego tak dawno nie miał okazji doświadczyć. Ryan nie potrzebował odwracania uwagi, gdyż sama jego obecność była doskonałym rozpraszaczem, chociaż w tej chwili Shirai wydawał się już nieco pewniejszy swego. Głównie dlatego, że w jednej chwili zapomniał o całym świecie, mrucząc mu melodyjnie prosto w usta. Mógłby poprzestać na tym, ale na dłuższą metę nie opowiadała mu całkiem bierna opcja, zwłaszcza, że znacznie cięższy oddech wyraźnie świadczył o podekscytowaniu Małego. Nie chciał niczego mu utrudniać, więc pozwolił sobie zaledwie na sięgnięcie wolną ręką do koszulki przywódcy i podwinięcie ją do góry, podciągając się jednocześnie, by umożliwić sobie płynne przesunięcie krótkimi paznokciami wzdłuż jego boku.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Czw Lis 07, 2013 7:28 pm
Oby, skwitował w myślach. Teraz już szkoda było marnować czas na zbędne rozmowy, gdy można było spożytkować go w znacznie przyjemniejszy sposób. Mimo tego, że jakaś cząstka świadomości nadal prosiła się o to, by w tym momencie go odtrącił i przerwał tę farsę, zdusił w sobie tę chęć. Pewnie motywujący ku temu był dotyk, który nadal przywoływał na myśl te lepsze wydarzenia przeszłości. I słodki zapach, który Shi niezmiennie roztaczał wokół siebie. Pasek od spodni szybko dał za wygraną, a zsunięcie ich z bioder Wilka nie było już wielkim wyzwaniem, a koniec końców i tak musiały skończyć rzucone niedbale na podłogę. Młodzieniec nie uchronił się przed bezwstydnym wzrokiem, które zmierzyło jego obnażone partie, gdy Cowell odsunął się na moment, głównie po to, by zsunąć z siebie bluzkę, która także wylądowała na panelach. Cała reszta była już tylko kwestią czasu. Pomruki Shiraia nie były wystarczającą nagrodą. Trzeba było zmusić go do czegoś więcej, przez co już całe swoje życie miał pamiętać o tym pieprzonym przyrzeczeniu.
*sugestywny obrazek mode* ...
Cenzura
Nie ma takiego czytania porno.
Owocna noc pociągnęła za sobą dosyć twardy sen. Takanoriemu rzadko zdarzało się odpłynąć tak szybko, nawet, jeżeli sen nie trwał zbyt długo. Świadomość powoli powracała do łask, ale ciemnowłosy tylko zacisnął powieki mocniej, jakby otworzenie oczu mimo wszystko stanowiło teraz problem. Nic dziwnego, skoro ciemność była o tyle przyjemna, że nie miało się ochoty narażać oczu na światło dzienne, które mimo tego, że nadal mdłe, wdzierało się do pomieszczenia przez nieosłonięte okno dachowe. Zaklął w myślach, obracając się z boku na plecy i potarł dłońmi jeszcze nieco zaspaną twarz. Dopiero po tym raczył wreszcie uchylić powieki, a spojrzenie szarych tęczówek najpierw przesunęło się po suficie, później zahaczyło o okno, nad którym wisiały jasnoszare chmury, a gdy uniósł się na łokciach, przez co kołdra zsunęła się z jego klatki piersiowej, wlepił wzrok w blond czerep, który wystawał spod kołdry obok. Jego obecność przyjął z dość dużą dawką obojętności, choć zapewne gdzieś tam liczył na to, że Mały zmyje się wcześnie rano, by jego nieobecność w domu nie rzuciła się nikomu w oczy. Równie dobrze jego matka mogła nie być zaznajomiona z faktem, że jej syn już od bitych dwóch miesięcy nie miał wstępu do tego domu, a kiedyś jego przesiadywanie tutaj było całkiem normalne. Co prawda „przesiadywanie” niekoniecznie było dobrze dobranym określeniem (czego przykładem była chociażby ostatnia noc), ale ten fakt nie wychodził poza te cztery ściany. ― Och, jeszcze tu jesteś ― rzucił markotnym tonem, jakby jego obecność rzeczywiście mu nie odpowiadała. Nie baczył też na to, czy Shirai aktualnie go słyszał czy też uparcie tkwił w objęciach Morfeusza. Poza tym kim byłby Take bez swojej zgryźliwości? Jasnowłosy już nieraz się na niej poznał, a teraz powinien być w pełni świadom tego, że nie miał co liczyć na pobudkę rodem z filmów romantycznych, ani w ogóle przyjemniejszy poranek. To i tak cud, że ciemnowłosy powstrzymał się od zrzucenia do z materaca, chociaż aktualnie wszelkie formy uprzykrzenia mu życia byłyby jak najbardziej wskazane. Nic nie miało być już takie proste, jak kiedyś. Można powiedzieć, że bliżej niezrozumiała gra dopiero się zaczęła. Ryan podniósł się do siadu, poprawił niedbale roztrzepane włosy, po czym zacisnął palce na kołdrze, by pociągnąć ją odrobinę w dół, ale na tyle wystarczająco, by odsłonić szyję Ishikawy. Nachylił się, w pierwszej chwili zaledwie muskając wargami jego skórę, później przygryzł lekko dokładnie to samo miejsce, a na koniec... skutecznie oznakował swoją własność. Nie byłoby to nic wielkiego, gdyby nie fakt, że z premedytacją wybrał widoczne miejsce, co najlepiej miało przysporzyć chłopakowi problemu z natarczywymi pytaniami ze strony znajomych. Jakby same problemy z siedzeniem już nie wystarczyły, co?
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Czw Lis 07, 2013 10:18 pm
Nie spodziewał się przyjemnego poranka... Prawdę powiedziawszy nie spodziewał się żadnego szczególnego sposobu przebudzenia, prócz rutynowego dźwięku budzika i nerwowych głosów z dołu, nawołujących go do pobudki w tempie natychmiastowym. Stało się jednak inaczej, lecz nim dotarł do niego głos Ryana, trwał jeszcze w półśnie, poruszając się ledwo zauważalnie, co można było tłumaczyć zwyczajnym wierceniem się przez sen, by ułożyć się wygodniej. Pierwszym, co zdołał zarejestrować był... ćmiący ból mięśni, który dawał o sobie znać w sposób nader dotkliwy. Shirai syknął cicho pod nosem, lecz nic nie wskazywało na to, by miał zamiar budzić się ze snu, chociaż niecodzienny wysiłek kończący się dyskomfortem w takim miejscu powinien dać mu nieco do myślenia. A jednak niczego sobie z tego nie robił, chcąc ponownie zapaść w głębszy sen, lecz raptem dotarł do niego głos Cowella. Tym razem obyło się bez zrywu, bo dość prędko połączył jedno z drugim, orientując się do czego doszło... I właśnie dlatego nagle zapragnął zakopać się w kołdrę bardziej, nie dając mu szans na dostrzeżenie, że jego twarz przybrała odrobinę żywszy kolor. Powinien być naprawdę szczęśliwy, że wreszcie dopiął swego... Czy raczej zapoczątkował coś, co mogło w którymś momencie ułatwić im powrót do normy. Miejmy nadzieję. Postanowił dalej ciągnąć tę szopkę, pozwalając mu sądzić, że wciąż śpi, więc nie mógł pozwolić sobie na asekuracyjne wyrwanie kołdry i opatulenie się nią po sam czubek nosa. Mogło to być uznane za błąd, gdyż moment później odetchnął nieco głębiej, prawie zachłystując się powietrzem zaraz po tym, kiedy Ryan zajął się znakowaniem go w raczej mało subtelny sposób. Blondyn powstrzymał niespodziewaną chęć odwrócenia się i zarzucenia mu ramion na szyję, chociaż nie mógł nie przyznać, że wyzwanie było naprawdę trudne. Pozwolił sobie jedynie na leniwy pomruk, udając, że dopiero to wyrwało go ze snu. - Znakujesz mnie jak jakieś bydło - mruknął naburmuszony. Odczekał chwilę i odwrócił się z głośniejszym syknięciem, po chwili ponownie zakopując się w kołdrę. Uniósł dłoń i potarł pulsujący punkt palcem, przymykając jedno oko, po czym rzucił mu uważne spojrzenie. - Nie dadzą mi spokoju - odezwał się głośniej z lekkim wyrzutem, dopiero teraz orientując się jak bardzo ochrypł jego głos. Cóż, tego akurat powinien był się spodziewać... Poprzedniej nocy miał niewielkie podejrzenia, iż Cowell próbuje wymazać z jego wspomnień wszelaki cudzy dotyk. Wraz z siłami witalnymi. A teraz dotarły do tego nadwyrężone struny głosowe. - Może chcesz oznaczyć mnie w jeszcze paru miejscach? - rzucił, a następnie ukradkiem zerknął pod pościel. - Chyba zostało jeszcze trochę wolnego - dopowiedział i odchrząknął. Drapało go w gardle. Nieprzyjemne uczucie... To chyba z nerwów na samą myśl, że podczas przebierania się przy ludziach będzie się musiał tłumaczyć. Stado natrętnych szerszeni chyba nie było zbyt przekonywujące... Jakie szerszenie zostawiają po sobie ślady w tak strategicznych miejscach? Ach, tak. Jeden jedyny. Właśnie na niego patrzył.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Czw Lis 07, 2013 11:51 pm
Uciekanie się do przedstawienia i tak niewiele dało, skoro Ryan dopiął swego. Teraz to blondyn popełnił błąd, skoro nawet nie pomyślał o tym, żeby w jakiś sposób wyjść z sytuacji cało, chociażby za cenę zniesienia zdecydowanego spojrzenia na jego zarumienionej twarzy. Aktualnie wszystko wskazywało na jego winę, także wszelkie wyrzuty były tu nie na miejscu, ale nawet jeśli – reakcja ciemnowłosego i tak nie uległaby zmianie, a jasnowłosy był całkiem uroczy, gdy udawał, że coś mu się nie spodobało. Nie taki był cel tego wszystkiego, ale z dwojga złego lepsze to, niż ponowne słuchanie nieskładnego bełkotu, wywołanego skrępowaniem, choć pewnie jeszcze nieraz miał go uświadczyć. Sam nigdy nie potrafił pojąć, jak w jednej chwili można zgubić wszystkie słowa, które chciałoby się wyrzucić drugiej osobie w twarz. Ale o ile on sam tak nie potrafił, uważał, że w jakiś sposób działało to na korzyść dla drugiej strony. Przynajmniej w tym wypadku tak było. Maił przewagę, był jej w pełni świadomy, a przede wszystkim wiedział, jak ją wykorzystać. Same plusy. ― Drobne działania profilaktyczne ― uściślił, spoglądając na niego z góry. Pewnie było w tym coś z wypominania. Tak, jakby ostatnio zapomniał o tym małym detalu, co sprawiło, że nie w pełni miał go tylko dla siebie. Jeżeli z kolei prawdą było to, że tak naprawdę nikt nie może być nasz w każdym calu, był zdolny odrzucić tę regułę na rzecz własnych przekonań ku temu, że był w stanie podporządkować sobie drugiego człowieka. Cholerny despota. ― Mam nadzieję, bo właśnie do tego dążyłem. Szkoda tylko, że nie będę mógł popatrzeć, jak próbujesz się wytłumaczyć. Wymyśliłeś już jakiś ambitny plan? ― spytał, jednak coś w jego głosie podpowiadało, że niekoniecznie wierzył w to, że łatwo pójdzie. Zastanawiało go tylko to, czy tacy ludzie, jak Shirai naprawdę musieli spowiadać się z podobnych drobnostek. Zaraz jednak uniósł brwi, gdy tylko jasnowłosy – na swoją niekorzyść – zaczął podsuwać mu plany. Czasami lepiej uważać o co się prosi albo też zwracać uwagę na to, przy kim się żartuje. ― Chętnie. ― Mruknął i bez zawahania wsunął rękę pod kołdrę, jednak przez cały czas wpatrywał się w twarz chłopaka. ― Tutaj ― palce zahaczyły o brzuch chłopaka. ― Tutaj ― chłodny dotyk zsunął się niżej i zatrzymał na jego podbrzuszu. ― I jeszcze tutaj ― kiedy było już pewnym, że zaraz powiedzie ręką w stronę najwrażliwszej części ciała młodzieńca, ta przesunęła się ku jednemu z bioder i zakończyła swoją wędrówkę na jego udzie, po czym wysunęła się spod kołdry, mając na celu pozostawienie po sobie czegoś w rodzaju niedosytu. W końcu co za dużo, to niezdrowo. Jednak, gdyby się uprzeć, sam pokusiłby się o więcej, aczkolwiek z drugiej strony zakrawało to o przesadne rozpuszczanie Ishikawy, a do tego nie chciał dopuścić już na samym początku, choć pewnie dwa miesiące – miejmy nadzieję – celibatu właśnie dawały mu w kość. Tymczasem zmierzwiwszy włosy z tyłu głowy, przeciągnął się i wreszcie zwlókł z łóżka. Jako, że niekoniecznie krępowało go paradowanie w negliżu w obecności kochanka, nawet nie pokwapił się o podniesienie z podłogi zrzuconych nocą ciuchów. Był to daremny trud, biorąc pod uwagę, że wypadało się przebrać, ale przede wszystkim wizja porannego prysznica była zachęcająca. Nie zważając już na obecność Ishikawy w pokoju, podszedł do szafy, z której wyciągnął świeże ubrania, po czym bez słowa wyjaśnienia, opuścił sypialnię i skierował się do łazienki. Minęła ledwie minuta, a stłumiony szum wody z prysznica zaczął dobiegać zza drugich drzwi na piętrze.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Nie Lis 10, 2013 7:26 pm
Sam nie był w stanie zrozumieć jakim cudem przy innych był wygadany za dziesięciu, potrafił przegadać najbardziej gadatliwą osobę jaką znał i w towarzystwie uchodził za rozentuzjazmowanego chłopaka, a w momencie znalezienia się sam na sam z Ryanem, po prostu połykał własny język i nie był w stanie wydobyć z siebie wiązanki długich i sensownych zdań. Przynajmniej jeśli nie został doprowadzony do ostateczności, lecz w takim wypadku nie zawsze wszystko co chciał powiedzieć, winno wydostać się z jego ust. Teraz znowu dopadło go to dziwne uczucie, lecz ostatecznie jakoś z tego wybrnął... Jednak najwyraźniej nie tak jak powinien. Jak zwykle zorientował się nieco za późno. Albo przez dwa miesiące zdołał zapomnieć z kim miał do czynienia. - Uczulenie - burknął odruchowo, nie dodając na całe szczęście, że drugą opcją faktycznie byłby atak natrętnych szerszeni. Kto wie jakby się to skończyło. Istniało prawdopodobieństwo, że zyskałby kilka dodatkowych znamion, które znacznie trudniej byłoby usprawiedliwić przy pomocy tak marnej wymówki. Jak na razie uznał, że ma trochę czasu, nim będzie zmuszony do spowiadania się dociekliwym znajomym, czemu jego skóra przystrojona niczym świąteczna choinka. By zamaskować ślad na szyi gotów był nawet na paradowanie w szaliku, chociaż temperatura nie zniżyła się jeszcze na tyle, by należało go nosić. Może podświadomie wiedział, że żartobliwe propozycje wysuwane w stosunku do Cowella będą miały skutek odwrotny do zakładanego. Nie byłoby to znowu takie zaskakujące, ponieważ reakcją nie był jakikolwiek protest z jego strony, prócz niespokojnego poruszenia się i nieomal zachłyśnięcia powietrzem, ze wzrokiem utkwionym w twarzy kochanka. Wyraźniejszej reakcji mógł doczekać się dopiero gdy jego dłoń znalazła się niebezpiecznie blisko wrażliwszej partii ciała Shiraia, lecz ostatecznie młodzieniec zdołał zdusić w sobie pomruk, zaciskając wargi do granic możliwości. Odetchnął z ulgą, uwolniony od swoistej presji. Nie mógłby tak po prostu skłamać, że mu się to nie podobało, choć zacietrzewienie zmuszało go do zachowywania się jak gdyby tylko czekał aż ten skończy. W rzeczywistości zapragnął wciągnąć go z powrotem do łóżka dokładnie w chwili gdy zauważył, że ten je opuszcza. Przez głowę przeszło wiele plastycznych wizji odpowiedniejszego spożytkowania czasu niżeli zwyczajny prysznic, lecz dobrze wiedział, kto ucierpiałby na tym najbardziej. Zresztą już teraz nie był w stanie perfekcyjnym, o czym przekonał się w momencie zetknięcia się stóp z podłożem. Chwilę trwało nim zmuszony był do oderwania wzroku od nagiego ciała starszego poruszającego się po pokoju i kolejną chwilę zastanawianie się, czy warto było wstawać. Dosłyszał dźwięk lejącej się w łazience wody i przełamał naiwną nieśmiałość (czy raczej chęć zostania w łóżku, by nie nadwyrężać mięśni bardziej), dźwigając się do siadu, a następnie przerzucając nogi na podłogę. Dwa kroki po podłodze starczyły, by wysiłek dał mu się we znaki, wykrzywiając pełne usta w lekkim grymasie. Jednak jakkolwiek doskwierający nie byłby to dyskomfort, mimo wszystko z oczywistych powodów nosiło go... ze szczęścia. Endorfiny wywołane wysiłkiem już dawno przestały mieć prawo bytu w jego ciele, ale teraz miał wrażenie, że nieco się ożywiły. Przesadna pruderia niemal zmusiła go do owinięcia się pościelą, lecz zdusił w zarodku tę chęć; jakkolwiek nie wstydziłby się obnażonego teraz ciała, zwłaszcza gdy wyglądało jak wyglądało, nie powinien robić z siebie idioty. Pozbierał jedynie porozrzucane po podłodze ubrania, w których jeszcze zeszłego wieczoru występował, a następnie przyciągnął je do piersi i - starając się nie okazywać na twarzy chwilowych załamań spowodowanych co wyraźniejszym sygnałem od zmęczonego mięśnia - skierował się do łazienki. Jeśli już miał zniknąć z jego mieszkania szybciej, niż matka zorientuje się, że nie wrócił na noc (choć pewnie już na to za późno), powinien chociaż sprawiać pozory zadbanego. Ostrożnie dostał się do środka, automatycznie porzucając skołtunione odzienie na podłogę i przeczesał roztrzepane blond kosmyki, nie spuszczając wzroku z przywódcy. Wystarczył minimalny kopniak od podświadomości, by w następnej chwili znalazł się pod prysznicem, opierając jeszcze przez moment o szybę. - Stąd mnie chyba nie będziesz próbował wyrzucić, prawda? To byłoby nieekonomiczne - oznajmił, siląc się na powagę, chociaż kąciki ust natrętnie wyginały się do góry. Nie czekał jednak na odpowiedź. Nagle znowu zachciało mu się czułości, których rzecz jasna nie powinien domagać się w zbyt dużej ilości, gdyż przylgnął do pleców starszego, gotów odsunąć się w tempie natychmiastowym.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Sro Lis 13, 2013 12:30 am
Koniec końców trzeba było zmyć z siebie pamiątki po ostatniej nocy i pozostawić jedynie te, które znalazły swoje miejsce w podświadomości. Nie był to pierwszy, a także i nie ostatni raz, co ciemnowłosy mógł przyznać bez problemu. Istniały pewne zobowiązania, których należało się trzymać, pomimo tego, że niekoniecznie musiały podobać się tej drugiej stronie; stronie, która musiała jeszcze odpokutować swoje grzechy. Główną przeszkodą był to, że bolesne odpracowywanie niekoniecznie było przeszkodą, także dawkowanie szkodliwych przyjemności było wskazane. Woda była gorąca, jednak nie na tyle, by zmusić go do nagłego obniżenia jej temperatury. Miła odmiana podczas tak chłodnego poranka, który dało się odczuć w całym domu. To tylko dodatkowo zniechęcało do szybkiego przerywania obecnej czynności. Woda obmywała ciało chłopaka, a przemoczone włosy przykleiły się do czoła, ale zaraz zostały zagarnięte do tyłu. Młodzieniec odsunął już na bok obrazy bardzo niedalekiej przeszłości na rzecz teraźniejszości i – być może – tego, co miało się jeszcze dziś wydarzyć. Szum wody zagłuszał wszelkie inne dźwięki, które mogły nieść się po budynku, a to tylko przesądziło o szybkim zapomnieniu o tym, że nie był sam, czy raczej o odtrąceniu od siebie myśli, że ktokolwiek mógłby mu teraz przeszkodzić, a sytuacji, w których ktoś pakował ci się do łazienki we własnym domu było raczej niewiele. Szczególnie, gdy mieszkało się samemu. Z tego przyzwyczajenia nawet nie odczuwał konieczności przekręcania zamka w drzwiach, zaś zabawa w podglądanie najpewniej dla wielu przestała być zabawna w podstawówce. Ten fakt wykluczał także możliwość tego, że za kilka chwil może przestać być jedyną osobą w pomieszczeniu, do którego na ogół chodziło się w pojedynkę, bo tak było wygodniej. Dla każdego. Bo każdy chciał tej chwili prywatności. Shirai jednak miał widocznie inne zdanie na ten temat. Takanori już zdążył sięgnąć po butelkę z żelem pod prysznic i wylać jego niewielką ilość na rękę z zamiarem namydlenia się, jednak zamarł na moment z ręką wyciągniętą przed siebie, gdy zza jego pleców dobiegł głos jasnowłosego. Gdy tylko młodzieniec przylgnął do jego pleców, pokręcił głową z dezaprobatą, jednak nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu, który miałby na celu zniechęcenie Ishikawy do odsunięcia się. Zresztą w żaden sposób nie czuł się skrępowany jego obecnością. Zerknął za siebie przez ramię, już w tym momencie rozpoczynając obmywanie skóry, począwszy od ramion, schodząc w kierunku klatki piersiowej, brzucha i niżej. ― Bogaty paniczyk przejmuje się marnotrawstwem wody? ― uniósł brew w pytającym wyrazie. W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała sarkastyczna nuta. Nie podzielał tych zmartwień, bo sam nie przejmował się odrobinę wyższymi rachunkami, a jednocześnie obecność Kundla wcale mu nie przeszkadzała. Co prawda, młodzieniec powinien zdawać sobie sprawę z tego, że przychodząc tu aż prosił się o więcej, jednak szatyn chwilowo zdusił w sobie chęć przyparcia go do ściany. W końcu był mistrzem w opieraniu się temu wrodzonemu urokowi. ― Kiepski argument, Mały. Bywałeś bardziej przekonujący ― mruknął, odwracając głowę, a spłukawszy z rąk pianę, podstawił twarz pod strumień wody, by zaraz obmyć ją dokładnej. Wysoka temperatura nie działała pobudzająco, jednak miał jeszcze o tyle dużo czasu, że nie musiał martwić się osowiałością. ― Aż tak potrzebne ci moje towarzystwo czy to jakaś niema prośba o to, żebym ci pomógł? Hm? ― druga część pytania zawierała w sobie coś na kształt satysfakcji, jakby doskonale wiedział, że to może skutecznie zniechęcić Shi'ego lub co najmniej wyprowadzić go z równowagi, która jeszcze pozwalała mu na zbliżanie się do niego bez zająknięcia. Obrócił się częściowo w jego stronę, by móc bez problemu złapać go za ramię, a później przeciągnąć przed siebie. Tym razem to plecy jasnowłosego przylgnęły do torsu Ryana, gdy ten pewnie objął go na wysokości ramion. Wydał z siebie pomruk, który można było uznać za zdradzający jakieś szczątkowe zadowolenie, gdy przysunął wargi do ucha blondyna. Najwidoczniej Cowell nie miał zamiaru wyrzucać Shiraia spod prysznica. Pytanie tylko, czy ta prowokacja miała wyjść Ishikawie na dobre? ― Jednak skoro tak bardzo chcesz, ten jeden raz mogę się na to zgodzić, jednak zaczynam sądzić, że robisz to specjalnie. Poza tym... Jak się czujesz? ― nie było to pytanie motywowane troską. Zresztą rzadko zdobywał się na takie gesty i zapewne to jakiś czas temu przechyliło szalę. Aktualnie jednak nic już nie przeszkadzało Takanoriemu w byciu złośliwym sukinsynem; sukinsynem, który teraz czekał już tylko na to, by usłyszeć oczekiwaną odpowiedź, a później – oczywiście – zrobić wszystko po swojemu. Przesunął nosem po policzku Małego, z kolei uścisk już w tym czasie zdawał się zelżeć w niewielkim stopniu, jak gdyby Nishimura zamierzał dać mu trochę swobody lub stworzyć pozory, jako takich wyrównanych szans. Szyby kabiny prysznicowej zdążyły już zaparować, tworząc iluzję całkowitego odcięcia od świata zewnętrznego. Na ten moment nie był najważniejszy.
Shirai
Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
Temat: Re: Personal hell. Czw Lis 14, 2013 11:45 pm
Nie poszedł za nim do łazienki przez wzgląd na zwyczajny egoizm, który nim kierował, czy nawet przypomnienie, że nie uważał tego co między nimi zaszło za jednorazowy wyskok. Choć... może po części? Z drugiej strony nawet on miał prawo domagać się choćby odrobinę więcej czułości, niźli przespanie się z problemem. A obolałe wciąż mięśnie, niska temperatura i niespodziewana samotność, na jaką został skazany popchnęła go w tym samym kierunku co Ryana. Może sam Shirai chciał upewnić się, że to wszystko nie było grą pod publiczkę, by następnego dnia dobitnie dać mu do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany. Podświadomie miał wrażenie, że właśnie tak mogłoby się to skończyć, a niedawna poranna scena w sypialni miała za zadanie uśpienie jego czujności. Istniała szansa, że Cowell, po powrocie z łazienki, w niezbyt subtelny sposób mógłby dać mu do zrozumienia, że miał czas na odejście i go nie wykorzystał... Licho wie co skłoniło Małego do takich przemyśleń - nadmiar euforii sprawiał, że zaczynało się wątpić w prawdziwość swojego szczęścia. Z drugiej strony - czemu Ryan miałby zadawać sobie tyle trudu? Głupota. Nagła zmiana temperatury wywołała umiarkowanie przyjemne dreszcze na ciele chłopaka, lecz ten nie potrafił oprzeć się pokusie ponownego korzystania z dobrodziejstw natury. Czy - w tym wypadku - dobrodziejstwa znajdowania się w odległości kilku metrów drugiego ciała, którego przestrzeń osobistą mógł, do czasu, naruszać bez skrępowania. I nawet jeżeli ogarnęło go chwilowe zwątpienie, nie dał tego po sobie poznać, co nawet ułatwiała mu obecna pozycja. Uparte skupienie wzroku w podłodze prysznicu uniemożliwiło odgadnięcie wyrazu twarzy ciemnowłosego, chociaż tutaj tylko nadzieja trzymała go przy wrażeniu, że ten mógłby okazać się nieco mniej niedostępny niż zazwyczaj. Szczęście w tym, że nie został odprawiony z kwitkiem, a pytanie przywróciło na twarzy młodszego ślad uśmiechu. - Właściwie to niespecjalnie - odparł zgodnie z prawdą. Sam fakt, że stał tam niczym słup, korzystając ze sposobności do ponapawania się bliskością Nishimury, przeczył jakoby Ishikawa przejmował się teraz czymkolwiek innym. Dalsze tłumaczenie nie miałoby miejsca, gdyby nie następne słowa, czy może raczej wyrzuty, skierowany do młodego. Blondyn odchrząknął cicho i przytknął lekko dłonie do jego boków, opierając brodę na jego plecach. - Wolałem cię nie prowokować, a tylko to przyszłoby mi teraz do głowy - wyjaśnił szybko nieco niemrawo, demonstrując ochrypły ton. Równie dobrze mógł wpakować mu się pod ten prysznic z całkiem odmiennymi intencjami, ale gdyby do tego doszło, czego był prawie pewien, jego zdolności normalnego poruszania się, nie wydając przy tym niezadowolonych dźwięków, zostałyby zdrowo stępione. Jedna noc to za mało, by nadrobić dwumiesięczny celibat, a nawet jeśli Ishikawa łaknął teraz jego bliskości jak nigdy, nie mógł z całą szczerością przyznać, że dzielnie zniósłby nadrabianie strat... I dezynfekcję, by zatrzeć ślady po jednym wybryku. - Uhm, by... bynajmniej - mruknął, jakby nagle na nowo stracił język w gębie. Mógł teraz dodać, że zdołałby sam poprosić, gdyby faktycznie zależało mu na pomocy starszego, tyle że obydwaj doskonale wiedzieli, że nie przyszłoby mu to z taką łatwością. Wielokrotnie dał już popis wątłej pewności siebie w towarzystwie przywódcy. Sama odpowiedź nie została udzielona poprawnie, gdyż w teorii niczego nie wyjaśniała - a to nowość! Tym się nie przejął, ponieważ, jak sam sądził, nie było po co. Jego towarzystwo było mu potrzebne. To oczywiste, nieprawdaż? Uh, czy to aby nie zaczyna robić się zbyt poważne? No cóż, teraz i tak było za późno. Nim zdołał połapać się w ciągu wydarzeń i - w miarę możliwości - utrudnić starszemu robienie z siebie tego, czego ten tylko zapragnął, otrzymał trochę więcej bliskości, niż to, czego oczekiwał. Ściągnął dłoń w pięść i odetchnął z pozornym spokojem, przekręcając głowę na bok, by nie demonstrować za bardzo spąsowiałych policzków. Prawie było mu z tego powodu wstyd; alleluja za podwyższoną temperaturę wody. - Specjalnie? Wcale... - zaczął, urywając prędko na dźwięk pytania. Źrenice chłopaka zwęziły się automatycznie, a ten nieznacznie odchylił głowę do tyłu, chcąc zerknąć na Ryana, co doprowadziło głównie do tego, że woda naleciała mu do oczu. - A jak sądzisz? - odparł jak najniewinniej potrafił, po czym uniósł dłoń do góry, odgarniając wilgotne kosmyki, które utrudniały mu pełną widoczność. Ręka jednak nie wróciła na swoje miejsce, zatrzymując się na jego przedramieniu. Przejechał wzdłuż niego palcami, ponownie opuszczając wzrok w dół, a następnie schwycił jego rękę w nadgarstku, kierując ją na swoją klatkę piersiową i spory kawałek niżej. Chwilę poświęcił temu zajęciu, po czym znowu odchylił głowę w kierunku ciemnowłosego. - To jak, zamierzasz mi pomóc, czy mam najpierw ładnie poprosić? - rzucił rozbawiony, co oczywiście miało być jedynie żartem wystosowanym w kierunku starszego. Najwyraźniej po raz kolejny nie przemyślał swoich posunięć, choć istniała szansa, że tym razem swobodna propozycja nie zostanie obrócona przeciwko niemu. A może właśnie wiedział? Możliwe, że poczucie izolacji od świata sprawiło, że na moment przestał zaprzątać sobie głowę dobrym wrażeniem, czy wstydem, lecz najprawdopodobniej nie miało minąć sporo czasu, nim znowu przypomni sobie, że mniej intymne sytuacje wprawiały go w stan zawstydzenia. W końcu zwykle właśnie znajdowanie się z Cowellem sam na sam utrudniało mu składne wypowiadanie się. - Coś mi się należy za ten wysiłek... - dodał, powstrzymując się od zaznaczenia, że całkiem sporo.
Takanori
Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
Temat: Re: Personal hell. Nie Lis 17, 2013 10:07 pm
Niewiniątko w swej najprawdziwszej postaci. Takanori – jak długo i dobrze znał już Shiraia – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż momentami jasnowłosy potrzebował czegoś znacznie więcej. Co prawda to, czego oczekiwał w tym wypadku okazywało się być zbyt dużym wymaganiem, z czego z kolei on sam powinien zdawać sobie sprawę. Nawet, jeżeli pod jego zachowaniem nie kryły się żadne złe intencje, to nie przeszkadzało Ryanowi w sądzeniu, że mimo to takowe gdzieś się kryły. Albo siedziały gdzieś w jego głowie, która podświadomie domagała się więcej. O wiele bezpieczniej dla jasnowłosego było poczekać na własną kolej, niż zasłaniać się argumentami, które za nic by nie przeszły. Z drugiej strony to, że nie wycofał się, gdy jeszcze miał ku temu okazję, mówiło samo za siebie. Chyba, że gdzieś pomiędzy wierszami kryła się jedynie chęć wyszorowania mu pleców, w co akurat ciemnowłosy szczerze wątpił, skoro w niedalekiej przeszłości większość takich przypadków kończyła się, jak się kończyła. Niezależnie od późniejszych konsekwencji związanych z niewygodą w poruszaniu się przez jego kochanka. Duży plus był taki, że Cowell naprawdę dobrze radził sobie z trzymaniem na wodzy tego, co skłaniało ku temu, byleby tylko dać Małemu do zrozumienia, że przyjście du było niewielkim niedopatrzeniem z jego strony. Oczywiście, jeżeli nie spodziewał się niczego innego poza wyrzuceniem go z kabiny. Aktualną sytuację mógł więc uznać za zupełnie nowe doświadczenie, abstrahując od tego, że miał jeszcze dziś rano wrócić do domu w stanie względnie nienaruszonym. Z czystej złośliwości trzeba było mu to utrudnić. ― Trochę za późno ― skwitował. Choć korciło go jeszcze, by rzucić, że nie prowokowałby go, gdyby został na swoim miejscu, nie zrobił tego. Ishikawa mógłby wyczytać w tym skrywany komplement, a i tak ostatnimi czasy rozbestwił się już wystarczająco. Teraz trzeba było ustawiać go na nowo, chociaż bardziej wymagający trening nie był aż tak konieczny. Wystarczyła niewypowiedziana groźba, która stanowczo miała mieć pokrycie w rzeczywistości, gdyby coś poszło nie tak. I nie, nie chodziło tu o rękoczyny, wszak te nie pozostawiały śladów na długo, o czym można było się przekonać widząc jasnowłosego w swojej pełnej krasie. Jakby nigdy nic się nie stało, a przynajmniej nikt inny by się o tym nie dowiedział. Szum wody zagłuszył kolejne słowa, przez co Nishimura i tak nie miał okazji dowiedzieć się, czego od niego oczekiwano. Poza tym w obecnej sytuacji już raczej go to nie obchodziło. Przez cały czas dokładnie przyglądał się reakcjom Shiraia, a wewnętrzne poczucie satysfakcji ponownie nie chciało go opuścić. Gdy jasnowłosy odchylił głowę, szarooki odsunął nieco swoją, by mieć lepszą widoczność na jego twarz. Trzeba przyznać, że zadał całkiem dobre pytanie. ― Jak na moje oko to niewystarczająco źle ― nie obyło się bez drugiego dna. Zaraz powędrował wzrokiem za dłonią Małego, która ujęła jego nadgarstek. Zaciekawiony dalszym działaniem ze strony blondyna, nie stawiał żadnego oporu, toteż prowadzona za jego pośrednictwem ręka, gładko zaczęła zsuwać się po ciele Kundla, po którym spływała gorąca woda. Jeżeli młodzieniec nie uważał tego za prowokację, to już trudno powiedzieć czym to było. Gdy dłoń ciemnowłosego dotarła do podbrzusza kochanka, na którym się zatrzymała, opuszki palców na moment położyły na nim większy nacisk, by zaraz załagodzić to delikatniejszym muśnięciem. Kolejne pytanie, które padło z ust niebieskookiego, zmusiło go do ponownego uniesienia wzroku w celu skupienia się na obliczu młodzieńca. ― A jak sądzisz? ― powtórzył jego pytanie, jednakże dla odmiany nie silił się na niewinność. Wręcz przeciwnie – nie krył jednoznaczności w tym pytaniu. Ton sugestywnie podsuwał, który tor myślenia należy obrać. A później, jakby na potwierdzenie kolejnego zdania, wsunął wolną rękę pod jego podbródek, zmuszając go do obrócenia głowy z bok i większego odchylenia jej. Sam nachylił się i na początku musnął ostrożnie jego usta swoimi. Ciche ostrzeżenie. Jednak przesunąwszy końcówką języka po jego dolnej wardze nie zamierzał już czekać na pozwolenie, jednak kradzież zachłannego pocałunku nie należała do złych doznań. Pozwolił powiekom na tę chwilę opaść na jego oczy, byleby tylko ochronić je przed wodą. Ręką, którą jeszcze przed momentem ujmował twarz chłopaka, objął go w pasie. Oderwawszy się wreszcie od warg jasnowłosego, za nowy punkt obrał sobie jego kark, który przygryzł lekko zębami, nie przejmując się mokrymi kosmykami włosów, lepiącymi się do jego skóry. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie miał na niego ochoty. ― Powinienem spytać tylko czy coś będę z tego miał, ale... ― tu przerwał na chwilę, zaś dotyk, który wcześniej Mały czuł na podbrzuszu, teraz skupił się po wewnętrznej stronie jednego z jego ud, najpierw delikatny, zaś w następnej chwili – w połączeniu z krótkimi paznokciami, które przesunęły się po wrażliwej skórze – zaborczy. ― I tak to sobie wezmę ― dodał ciszej, chociaż nawet przez szum wody Ishikawa mógł usłyszeć to stwierdzenie. Zresztą trudno o sprzeciw, gdy ktoś, w połączeniu z tymi słowami, nagle dotyka najintymniejszej partii cudzego ciała i nie wyraża żadnego skrępowania tym faktem. Bo to właśnie w tym momencie zrobił. Był o tyle nieprzewidywalny, że w każdej chwili mógł użyć brutalniejszej perswazji, jednak czasem wystarczyła ta odrobina przyjemności, by zawrócić komuś w głowie. Przecież prosił o pomoc. Try to say „no”.