|
| Personal hell. | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Shirai Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
| Temat: Re: Personal hell. Wto Lis 19, 2013 10:33 pm | |
| Wygodnie było całe życie zasłaniać się niewinnością, podczas gdy tylko nieliczni byli świadomi do czego chłopak potrafiłby doprowadzić, gdyby dał upust własnym emocjom. I choć zazwyczaj wszelkie jego uczucia dało się bez problemu wyczytać z twarzy, tak demaskowanie tej mniej prostolinijnej strony przychodziło mu coraz łatwiej im bardziej się starał. Wszystko to, rzecz jasna, uciekało w popłochu w towarzystwie Nishimury, a jednak ponownie pozwalał sobie na to wszystko, jako wymówkę stawiając po prostu pragnienie bliskości. Nawet jeżeli dobrze wiedział, iż domaganie się tego od starszego mijało się z celem. Z drugiej strony - uświadomiony w tym, że szanse są niewielkie - zdecydował, iż przy odrobinie starań spróbuje wydobyć z niego chociażby namiastkę człowieczeństwa. Choćby musiał wywołać to siłą i nawet jeśli spotka się to z licznymi niepowodzeniami. Nie był w końcu niepoprawnym optymistą... No i ostatecznie za każdym razem dostawał pewną dawkę bliskości. W prawdzie nie dokładnie o taką mu szło, ale lepsze to niż nic. Gotów był to znieść nawet w imię obolałych mięśni i długiej listy wymówek dlaczego nie potrafi podnieść się z łóżka. - To już nie moja wina - odparował asekuracyjnie. Nie czuł się w żaden sposób winny temu, do czego mogła doprowadzić jego bezmyślna chęć obłapiania Ryana nieco dłużej niż powinien. W końcu to nie jego wina, że Cowell nie potrafił trzymać rąk przy sobie w jego obecności, prawda? A że sam się o to prosił... No cóż. Na żałowanie przyjdzie czas odrobinę później, kiedy nie będzie już musiał stawać na rzęsach by sprostać wymaganiom rzeczywistości, zwłaszcza że w przeciągu ostatnich kilku godzin, te stały się znacznie trudniejsze. ,,Jak na moje oko to niewystarczająco źle." Na moment opuścił gardę i wystarczyła ta jedna chwila, by dosłyszane słowa wywołały groteskowo groźny grymas na twarzy blondyna. Równocześnie otworzył usta w niemym zdumieniu, ale nie odezwał się nawet słowem, prędko odwracając wzrok. Za nic nie chciał, by Ryan był świadkiem jego emocjonalnych rozterek, zwłaszcza że doskonale wiedział, jak podobne zwroty mogły na niego wpłynąć. Wraz ze skupianiem się na dotyku dłoni na jego nagim ciele, Shirai bił się z myślami. Jednoczesne pragnienie, by ten doprowadził go do momentu, w którym każda cząstka jego ciała dotkliwie będzie dawać o sobie znać spierało się z głośnym protestem. Nawet podkładanie się miało swoje granice... Niemniej i te zdawały się marginalne w pewnych sytuacjach. Jak na przykład ta. Wystarczyło nasilić dotyk na jego ciele, by przyjemne mrowienie stało się dotkliwsze. Nienawidził siebie i jego za to, jak łatwo ulegał wpływom z jego strony, ale niewiele mógł poradzić. - Sądzę... sądzę, że będziesz tak miły... - wymruczał nieco na siłę, choć w głosie dało się słyszeć wyraźne otępienie, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z tego co mówi. I prawdopodobnie tak było, lecz kilka sekund później nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, zwłaszcza w obliczu następującego po tym zbliżenia. I choć czuł przemożną chęć nie spuszczania z niego wzroku, przymknął powieki i oddał się pocałunkowi, mimochodem wciskając palce w skórę jego nadgarstka w odruchu wyrzucenia z siebie nadmiaru buzujących odczuć. Niemal odetchnął z ulgą gdy ich wargi się rozłączyły, łapczywiej chwytając powietrze do ust i z głębokim pomrukiem aprobując ugryzienia na skórze szyi, którą wdzięcznie eksponował, równocześnie próbując nadzorować trasę dłoni ciemnowłosego. - Zachłan-ysh - syknął, wyciągając się bezceremonialnie w górę i zaraz wracając do poprzedniej pozycji, przy czym z całą nieświadomością własnych czynów otarł się plecami o jego ciało, potęgując przy tym doznania, które niezmiernie skutecznie wprawiały go w stan ponownej euforii. Tylko odrobinę mieszało się to z wątpliwościami. Bycie wykorzystanym nie ma miejsca, gdy druga strona dobrowolnie oddaje się w czyjeś władanie, lecz w tej chwili Shirai zapragnął mieć choćby słowo do powiedzenia. A to stawało się trudniejsze z każdą chwilą, komplikowane zarówno przez zdania, które bałamuciły go za każdym razem równie efektywnie, jak i dotyk... W tym wypadku musiał wspiąć się na wyżyny, choć i tak westchnienie wydobyło się z jego ust równocześnie z dosadnym uczuciem ścisku w żołądku. Niemalże się denerwował, choć nie przerabiali tego po raz pierwszy. - Nie ma tak łatwo... - wymamrotał, starając się nadać tym słowom nieco więcej stanowczości, ponieważ w obecnej chwili zapomniał co to dokładnie było. Bał się jednak, że jeśli niczego nie zrobi, po raz kolejny zatraci się w tym wszystkim, a wtedy skaże się na jego łaskę czy niełaskę i nigdy nie zyska niczego na kształt wolnej woli. - Nie weźmiesz, jeśli... jeśli odmówię - dodał, próbując zagłuszyć szum lejącej się na nich wody. Sam nie wiedział co nagle strzeliło mu do głowy. Równie dobrze sam mógł przyprzeć go do ściany i pocałować z większą zapalczywością, jednak to wymagałoby odwagi. A Shirai zgubił jej część po drodze... Z drugiej strony - musiał naprawdę porządnie uderzyć się w łeb, żeby sądzić, że zrobi na Takanorim choćby niewielkie wrażenie. W ostatecznym rozrachunku to nie on tutaj ciągnął za sznurki i chyba wyłącznie ułudny optymizm sprawił, że zechciał powiedzieć nie. Prawdę mówiąc, wcale nie był pewien co do tego, czego naprawdę w tej chwili pragnął. | |
| | | Takanori Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
| Temat: Re: Personal hell. Sro Lis 20, 2013 6:37 pm | |
| Błędne było stwierdzenie, że ciemnowłosy nie potrafił się powstrzymywać. Właściwie na tę chwilę mógł przerwać natychmiastowo. Ale nie widział ku temu sensownego powodu. W takich momentach w głowie rodziły się myśli, które zarówno miały w sobie sporą dawkę perwersji, jak i te drugie – zapewne takie, które mniej spodobałyby się jasnowłosemu – kręcące się wokół złośliwego potraktowania chłopaka. I to nie pierwszy raz. Mógł przerwać. Mógł brnąć w to dalej i znów wprowadzić kochanka w stan słodko-gorzkiej – lub jeśli ktoś woli przyjemno-bolesnej – euforii. Prawda była taka, że aktualnie można było spodziewać się wielu przeróżnych rzeczy. Trudno było odczytać cokolwiek z oblicza, które uparcie nie zdradzało niczego konkretnego. Pewnie to było przyczyną tego, że Shirai'owi znacznie trudniej było się domyślić, kiedy kłamał, a kiedy mówił prawdę oraz kiedy go pożądał, a kiedy jego towarzystwo w intymnych sytuacjach było Ryanowi zbędne. Trzeba było przyjrzeć się dokładniej, by w srebrzystych zwierciadłach duszy dostrzec coś poza błyskiem wyższości. To niewiele, ale zawsze we własnej wyobraźni można było wyolbrzymiać pewne znaki. Pomyśleć, że może nawet z czegoś się ucieszył i że nie ma tam jedynie okrutnej pogardy. Przez wodę, która spływała po ich twarzach trudno jednak było dostrzec coś podobnego. Teraz mógł zarówno opuścić kabinę – przy czym powiedzieć, że ostatnie chwile były tylko żartem, a noc jednorazową zabawą w celu sprawdzenia czy próba ratowania czegoś, co zostało zrujnowane miała jakikolwiek sens – jak i urzeczywistnić wszystkie wyobrażenia, które zapewne zdążyły już nawiedzić głowę blondyna za sprawą dotyku. Wziąć go teraz albo zaciągnąć do łóżka, przywiązać i pieprzyć przez resztę dnia, wiedziony osobistym kaprysem. W końcu każdy ma jakieś zachcianki, prawda? W obliczu tej świadomości aż trudno było odpowiedzieć sobie na pytanie, do czego jeszcze był zdolny. Nie zraził się lekko buntowniczą postawą. Nikt nie mówił, że za każdym razem marzyła mu się całkowita uległość. Doskonale zdawał sobie też sprawę z tego, jak szybko pękała ta cienka nić pewności siebie, którą musiał tkać przy nim na ostatnią chwilę. Próbuj dalej, przemknęło mu przez myśl, jednak Ishikawa odwróciwszy swój wzrok, nie miał okazji przyjrzeć się wyrazowi twarzy szarookiego, który z bliżej nieokreślonych przyczyn starał się do do tego zmotywować. ― Miły ― powtórzył. Dopiero w jego ustach to określenie zabrzmiało niedorzecznie. Oboje wiedzieli, że moment, w którym nie działo się jeszcze nic bardzo złego, nie oznaczał, że po krótkim upływie czasu także nic takiego się nie stanie. Przebywanie w towarzystwie Cowell'a było niczym stąpanie po polu minowym, więc w każdej chwili można było spodziewać się niespodzianki, która akurat w tym wypadku mogła poważnie skrzywdzić nerwy. ― Fakt. Może niektórzy biorą to za akt uprzejmości. Taki drobny paradoks istniejącej generacji ― odparł, wzruszając lekceważąco barkami. Czegokolwiek by teraz nie powiedział, widocznie starał się przekreślić szansę niebieskookiego na uniknięcie konsekwencji z wpakowania się w pułapkę. Ale czy cena faktycznie była bardzo wysoka? Nie. Nie, jeśli to mu się podobało. Trudno walczyć z niektórymi odruchami, które łącznie składały się na bardzo wymowny język ciała. Takanori czuł wyraźny uścisk palców na nadgarstku, jednak nie przejął się nim zbytnio, chociaż niewątpliwie miał zostawić po sobie ślady. Nie zamierzał przerywać. W świetle wszystkich ruchów cały opór wydawał się być bezsensowny, jednak zawsze można było uznać go za urozmaicenie. Urozmaicenie, które mimo wszystko nie odbierało Nishimurze pewności siebie. Wątpliwe, by cokolwiek było w stanie mu ją odebrać, ale próbować nikt nie zabraniał. ― Nie? Wydaje mi się, że masz jednak inne zdanie. Więcej, jestem tego pewien ― rzucił, opierając podbródek o jego ramię. Zerknął na niego z ukosa, by zaraz po tym przesunąć palcami po jego kroczu. Można było uznać to za grę nie fair, aczkolwiek nikt nie wspominał, że wymagano tu jakiejkolwiek uczciwości. ― Jeśli. ― Podkreślił. Było to całkiem dobre słowo. Nadal nie usłyszał, by miał przestać. Co prawda, nawet, gdyby usłyszał, zapewne nic by sobie z tego nie robił. Przez moment jednak nie robił absolutnie nic poza obejmowaniem chłopaka jedną ręką i trzymaniem drugiej ręki tam, gdzie zdecydowanie nie powinno jej być. Czekał aż Shi mimowolnie poprosi o więcej? Zaczął rozważać nad tym, że jednak nie powinien dobijać go bardziej po zeszłej nocy? Nie wiadomo. Odetchnął głębiej, a nos wypełnił zapach żelu pod prysznic, którym zdążył już obmyć swoje ciało, dopiero po tym uniósł głowę i ponownie raczył się odezwać: ― Później się nad tym zastanowisz.Ale nad czym? Kto, jak kto, ale Shirai powinien doskonale wiedzieć, że chodziło o odpowiednią rekompensatę. Oznaczało to co najmniej tyle, że przywódca zapewne zamierzał przystać na jego propozycję, ale pewnie nie w taki sposób, jakiego by oczekiwał. Oczywiście, że nie. Jego sposoby były znacznie ciekawsze. Odsunąwszy się o krok do tyłu, wymusił na chłopaku odwrócenie się przodem do niego. Zanim przyparł go do ściany wyłożonej kafelkami, ujął jeszcze jego twarz w dłonie i musnął wargami jego usta, jednak już wtedy naparł na niego, nie dając mu innego wyboru, jak tylko cofnięcie się w odpowiednie miejsce. Aktualna pozycja najpewniej okazała się być bezpieczniejsza dla jasnowłosego. Nie minęło dużo czasu, nim kolejne pocałunki zasypały jego szyję, przeplatając się z lekkimi przygryzieniami na gładkiej skórze chłopaka. Dłonie, które wcześniej ujmowały jego policzki, zaczęły sunąć wolno po jego bokach, a swoją trasę zakończyły na biodrach młodzieńca. Wargi ciemnowłosego już stykały się z klatką piersiową Małego i niebezpiecznie zsuwały się coraz niżej, wraz z ciemnowłosym, który coraz bardziej uginał nogi, składając jak największą ilość pocałunków i ugryzień na torsie kochanka, jakby za ich sprawą miał przywołać najbardziej kosmate myśli, które przez chwilę niespełnienia miały nawiedzać jego głowę. Wyobraź sobie... Przesunął zębami po jego podbrzuszu, na moment zaciskając palce mocniej na jego biodrach. Gdy jedno z jego kolan zetknęło się z podłożem, w następnej kolejności można było spodziewać się tylko jednego. Guess what... C e n z u r a. | |
| | | Shirai Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
| Temat: Re: Personal hell. Czw Lis 21, 2013 11:55 pm | |
| Osiemnaście lat to zbyt mało, by nauczyć się dokładnie rozpoznawać momenty, w których należałoby się grzecznie wycofać i nie kusić losu. Cóż, dla niektórych to wystarczająca ilość czasu, jednak w tym wypadku Shirai nie miał szans bycia podpiętym pod ów kategorię. Istniało wiele idiotycznych wyjaśnień dla których ponownie wpakował się w coś, co na pierwszy rzut oka brzmiało jak charakterystyka pieprzonej kabały. Musiał być niesamowicie durny lub po prostu zakochany, o ile to coś, co trzymało go przy starszym zasługiwało na podobne górnolotne określenie. A jednak wracał i wracał, mimo nieustannie popełnianych błędów, które na samym początku powinny go najzwyczajniej w świecie skreślić. Tego już nie sposób było określić mianem toksycznego, czy jakkolwiek krzywdzącego względem blondyna, najwyraźniej mającego okazję urodzić się jako stworzenie, którego upór i duch były wprost proporcjonalnie wielkie względem drobnego ciałka. Głupota, naiwność, masochizm... Wszystko to było jedynie skupiskiem pustych wyrazów, jednak nie patrzmy na to pod innym względem, gdyż głębi tutaj również na próżno było szukać. Całość wydawała się dość stereotypowa, a ponieważ Ishikawa zachowywał się jak z powieści wyjęty chłopak, któremu najwyraźniej zaimponowała stanowczość ciemnowłosego, trudno dalej się spierać. Po raz kolejny przekroczył granicę, której dla własnego dobra przekraczać był nie powinien. Jednak wierutnym kłamstwem byłaby próba wmówienia, że nie czerpał z tego garściami przyjemności równającej się z grzechem. Jakkolwiek bolesne miałyby być następne dni i jak wiele żenujących wymówek musiałby wymyślić, w dalszym ciągu nie umiałby po prostu przestać. I chodzi tutaj o naprawdę liczne płaszczyzny, na których winien wykazywać się większą wstrzemięźliwością, choć na pierwszy rzut oka widać, że główną przyczyną tego wszystkiego był jego wrodzony urok... Prócz, rzecz jasna, nazbyt oczywistego pragnienia doprowadzenia go do obłędu zaledwie przy pomocy nikłego dotyku i szeptu. Dostał znacznie więcej, lecz był na tyle uległy względem Nishimury, by dać się otępić samym przedsmakiem. Nienawidził się za to, ale jednocześnie był w stanie dać mu się wykorzystywać ilekroć ten by nie prosił... Z czasem prawdopodobnie wykazywałby się asertywnością, jednakże i to nie byłoby w stu procentach szczere. Przyjście do tej łazienki było oczywistym błędem z kilku powodów. Po pierwsze, gorąca woda zdawała się niemal bulgotać w połączeniu z wysoką temperaturą panującą w kabinie, jednak nie będącej wynikiem wyłącznie ciśnienia. To wystarczyło, by blondynowi zaczęło kręcić się w głowie, choć akurat to stanowiło najmniejszy z jego problemów. Jeszcze chwilka, a straciłby przytomność. I sam byłby sobie winien. Chwila, w której Ryan znalazł się w nieco większej odległości od niego i Mały przestał czuć jego dotyk na częściach ciała, których nie zdołał nawet musnąć podczas obecności pod jednym prysznicem, przyjęta została niemalże z odetchnieniem ulgi. Wcześniejsza chęć najwyraźniej dążąca go nieodstępowania go na krok uciekła chyba z krzykiem. A przynajmniej tak właśnie się zdawało, kiedy chłopak - odzyskawszy pozorną wolność - skręcił kurki z wodą, ustawiając znacznie niższą temperaturę, gdyż w innym wypadku najprawdopodobniej próba umycia się, bo przecież głównie po to tutaj przyszedł, skończyłaby się dość niefortunnie. I to prawdopodobnie wyłącznie dla niego. Nie śmiał nawet wyrażać swojego niezadowolenia bycia wykorzystywanym w tak perfidny sposób. Bądź co bądź, sam się o to prosił, w dodatku niejednokrotnie, a i powinien być świadom, że przyszłość nie rysowała się już przed nim równie kolorowo co za poprzednimi razami. Na daną chwilę przestał nawet zwracać uwagę na to, co Cowell zamierzał dalej robić. Liczyło się po prostu zachowanie równowagi, a że zazwyczaj nie miał najmniejszych problemów z kondycją i wytrzymałością, tym bardziej zdumiony był tym momentem słabości obecnie. Pozbierał się jednak całkiem zręcznie, szczególnie w tej sytuacji. Mimo wszystko nie wyszedł jednak z pod prysznica, pozwalając by znacznie chłodniejsza woda przywróciła mu wszystkie zmysły i częściowo zmyła pulsujące czucie w niektórych fragmentach ciała. Ostatecznie szarooki oparł się po prostu o ścianę i odchylił głowę do tyłu, dopiero po dłuższej chwili otępienia postanawiając się ruszyć i dokończyć prysznic, z którego wyjście od razu mijało się z celem. - Jeśli wykończysz mnie tak prędko... Nie będzie na kim się mścić. - Wypowiedział te słowa zadziwiająco głośno i pewnie, choć wielce prawdopodobne, że był to jedynie efekt ponownego wyczerpania materiału, paradoksalnie do tego, co powinno było się z nim teraz dziać. - I wcale się o to nie proszę... - zaznaczył z góry, lecz już o ton ciszej. Nie był przecież idiotą, nawet jeżeli od pewnego czasu uparcie dążył do zapewnienia wszystkich wokoło, że tak właśnie było. Doskonale wiedział, że od teraz będzie tylko trudniej, ale skoro już obiecał, to nie zamierzał tejże obietnicy łamać. - A przynajmniej nie tak często - dodał jeszcze, gwoli ścisłości, bowiem prosił się o to przez cały czas i dobrze o tym wiedział.
// wtf. serio. srsly guise. wat. maskoten się wypalił. | |
| | | Takanori Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
| Temat: Re: Personal hell. Sob Lis 23, 2013 1:45 am | |
| „Nie będzie na kim się mścić.” Już przygotowywał się do opuszczenia kabiny. Nawet odchylił szklane drzwi, jednak jeszcze przystanął na chwilę i spojrzał za siebie przez ramię. Jego wyraz twarzy zdradził o wiele więcej, niż można było oczekiwać, a konkretnie – nie wykazywał najmniejszego poruszenia tym faktem. Nie dlatego, że nie wierzył w to, iż pewne sytuacje mogły wykończyć jasnowłosego, ale dlatego, że oboje doskonale wiedzieli, jakie od teraz było ich stanowisko w tej kwestii. Możliwe, że tylko jego stanowisko, jednak Shirai już osobiście zdążył się przekonać, że względnie można było przymknąć oko na pewne ograniczenia. ― Do czasu ― skwitował, wzruszając lekceważąco barkami. Nic tak nie satysfakcjonowało, jak przygważdżanie cudzego ego do parteru. Ishikawa być może miał swój urok, ale nie był on czymś, co było w stanie zapędzić ciemnowłosego w pułapkę. Teraz wręcz karą było uświadamianie mu, że nie był jedyny na świecie. Poza tym musiał dostać nauczkę także za to, że wykazał się zwątpieniem wobec Ryana. To, że w kwestii doboru sobie ofiar był wybredny, nie znaczyło, że był w stanie przekreślić każdego, kto nie był Małym. Trzeba było wziąć też pod uwagę to, że ich dwójka diametralnie się od siebie różniła, zatem różnie podchodziła do takich spraw. Cowell miał jednak to do siebie, że jeżeli miałby okazję zemścić się w znacznie gorszy sposób, zrobiłby to bez skrupułów i późniejszego poczucia winy. ― Oczywiście. Możemy bawić się w długotrwałe celibaty, jeżeli masz z tym jakiś problem. Mam cię nie dotykać przez tydzień, dwa tygodnie, a może przez miesiąc? ― w jego głosie nie było nawet cienia poirytowania. Brzmiał tak, jakby faktycznie składał mu ofertę, choć w srebrzystych tęczówkach pojawiły się złośliwe iskry. Kolejna gra? Nie zamierzał czekać na odpowiedź, bo chwilę później uskutecznił wyjście spod prysznica, a puszczone drzwi zatrzasnęły się samoistnie. Sięgnął po ręcznik wiszący na wieszaku i najpierw osuszył nieco mokre włosy i twarz, po czym zajął się resztą ciała. Odruchowo owinąwszy ręcznik wokół bioder, podszedł do umywalki, by zaraz zabrać się za dokładne wyszorowanie zębów. Była to zwyczajna czynność, ale teraz można było uznać ją za chęć pozbycia się pamiątki po minionej chwili. Złudzenie. W końcu pomimo tego, że z tym ponurym nastawieniem nie wyglądał na kogoś, kto zwraca uwagi na detale codziennej dbałości, podchodził do niej dość skrupulatnie. Właściwie przez ten czas był w stanie nie zwracać uwagi na szum prysznica za plecami i ignorować świadomość tego, że nie był sam. W powietrzu uniósł się zapach męskich perfum o przyjemnym, odświeżającym zapachu. Odrzuciwszy niedbale ręcznik na kosz do prania, naciągnął na siebie bieliznę, zaś po tym zajął się resztą ubrań, a także dodatkami, które tylko świadczyły o tym, że zamierzał za niedługo wyjść z domu. Nigdy nie przebywał w nim długo. Poprawił wilgotne kosmyki włosów niedbałym ruchem ręki, czego efektem było chwilowe doprowadzenie ich do większego nieładu, ale przynajmniej nie przysłaniały mu już widoku. ― Wychodzę. Jak też będziesz się zbierał, nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi. Pewnie nie muszę zostawać ci klucza, wnioskując po tym, jak świetnie poradziłeś sobie wczoraj z zamkiem ― rzucił na tyle głośno, by jego głos przebił się przez dźwięk szumiącej wody. I co? Zero romantycznych pożegnań? Nie mogło być inaczej. Ruszył ku drzwiom, ostatni raz obrzucając bezwstydnym spojrzeniem nagiego kochanka, którego już tylko częściowo przysłaniała rozmywająca się mgiełka pary wodnej na szybkie kabiny. Opuściwszy pomieszczenie, skierował się jeszcze do sypialni, by zabrać ze sobą telefon, portfel, nieodłączną paczkę papierosów i zapalniczkę oraz – zapobiegawczo – scyzoryk. Nie przejmował się bałaganem w sypialni, bo mógł zająć się nim później. Później było dobrą porą. Gdy kierował się już na dół, puszysty kot czekał już u stóp schodów, leniwym ruchem ogona zamiatając podłogę. Miauknięcie było wyraźnym sygnałem tego, że domagał się swojej dziennej porcji jedzenia, a kiedy właściciel znalazł się już na parterze, kocur podniósł się z siadu i otarł się nachalnie o jego nogę. ― Jego podręcz ― mruknął, doskonale zdając sobie sprawę, że Shirai prędzej ulegnie Kotu, niż on sam. Fakt faktem – gdyby Małego teraz nie było w jego domu, skręciłby do kuchni. Ale był. A Nishimura oddał mu tę przyjemność opieki nad jego ulubieńcem. Zadziwiające, że jeszcze nie wytargał go do swojej chrzanionej willi. Naciągnął na głowę kaptur cienkiej bluzy, narzucił na siebie skórzaną kurtkę, a założywszy buty, po prostu opuścił swoją posiadłość. Po zamknięciu za sobą drzwi, usłyszał jeszcze jedynie niezadowolone miauknięcie. z/t. Bezsens, bezsens everywhere. | |
| | | Shirai Przybysz
Liczba postów : 30 Dołączył : 17/10/2013
Godność : Shirai Ishikawa Wiek : 18 lat. Zawód : uczeń Orientacja : homoseksualna Wzrost i waga : 159 cm || 48 kg Znaki szczególne : wyjątkowa uroda sama w sobie jest szczególna. Poza tym posiada również drobny kolczyk w prawym uchu oraz niewielki tatuaż na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Aktualny ubiór : Biały t-shirt z czarnym napisem "SORRY, I'M BAD", na którego narzucił ciepłą bluzę w granatowo-białą kratę, zapinaną na zamek, w dodatku z dość obszernym kapturem. Na tyłku nosi wąskie spodnie w barwie granatu zbliżonego niebezpiecznie do czerni przy odpowiednim świetle, zapięte na pasek z ćwiekami, w dodatku ozdobiony kilkoma cienkimi sznurkami dźwięczącymi przy każdym ruchu. Na nogach ma zwykłe trampki do połowy łydki, w które wpuszczone są spodnie. Nie obyło się bez udziwnień, bo niegdyś białe obuwie ozdobiono głównie czarnymi napisami, znakami oraz drobnymi malowidłami, co pięknie komponuje się z zestawem sznurówek - lewy but związany jest oczobijnie żółtą, zaś prawy jaskrawo zieloną. Ma również ozdoby na łapskach: prawy nadgarstek zdobi czarna frotka, zaś lewy kilka kolorowych rzemyków. Ekwipunek : Portfel, komórka, odtwarzacz mp4 z dyskretnym, czarnym zestawem słuchawkowym, pęk kluczy z ozdobnikami w postaci miękkich drutów, wsuwek i tym podobnych rupieci. Multikonta : nie jestem kaczką, jestem oposem. c:
| Temat: Re: Personal hell. Pon Lis 25, 2013 10:25 pm | |
| Mógł oczywiście przewidzieć, że Ryan zdoła obrócić jego słowa przeciwko niemu samemu, czegokolwiek by one nie dotyczyły, a już zwłaszcza jeśli chodziło o tę konkretną kwestię. Nie spojrzał jednak w jego stronę, gdy wychodził, pozwalając, by woda wykonała swoje zadanie, kojąc i przywracając trochę świadomości. By to osiągnąć przykręcił nieco wodę, żeby przypadkiem nie zasnąć pod tym cholernym prysznicem i nie zmuszać Cowell'a do zastania po powrocie zwłok w swojej własnej łazience. Miał ochotę wywrócić ostentacyjnie oczyma, choć byłaby to po postu gra pod publiczkę w jego wykonaniu, zwłaszcza że bez trudu można się było domyślić, iż słowa ciemnowłosego trafiły w ten odpowiedni punkt. Zawsze trafiały, a teraz po prostu wykorzystywał sytuację. Jak gdyby już samo dotarcie do niego i utrzymanie tej relacji na pewnym poziomie, nie narażając się na jego gniew, nie było wystarczająco trudnym zadaniem. - Nie mam problemu - skomentował cicho. Jakby jego słowa mogły cokolwiek tutaj zdziałać. No i, cholera, w tej chwili był o tyle otępiały, że nie robiło mu to właściwie większej różnicy, przynajmniej dopóki nie docierała jeszcze do niego powaga sytuacji. A jeżeli Ryan zechciałby bawić się w dręczenie go, to zrobi to bez uprzedzania, tak więc pozostawało mu jedynie dzielnie wszystko znosić. Lub mniej dzielnie, ale na tyle, by nie dać się złamać. Potem już nie odzywał się nawet słowem, bez trudu nie zwracając na siebie jego uwagi, bo kiedy w końcu miał dla siebie cały prysznic, świat na moment przestał mieć znaczenie. Owszem, nawet ktoś tak beznadziejnie zauroczony potrafił zaniechać obsesyjnego myślenia o kochanku, który zresztą na każdym kroku zdawał się chcieć uprzykrzyć mu życie. Oh, przecież to na swój sposób urocze, nieprawdaż? Względnie. - Zajmę się tym - rzucił jeszcze za nim, ale na tyle cicho, by głos został wyciszony przez lejącą się wodę. Zrobił to niemal bezwiednie, nie zamierzając z nim dyskutować. Zerknął przelotnie w jego kierunku, gdy znikał za drzwiami, po czym odetchnął głęboko i dokończył mozolnie prysznic, nie interesując się już niczym. Rzadko miał okazję doceniać prawdziwą samotność, bo zazwyczaj otoczony był gromadą ludzi, czy to we własnym domu, czy szkole (do której i tak zaglądał stosunkowo rzadko), czy też na treningach, choć akurat towarzystwo tych ludzi cenił niezmiernie. Jednak w tym całym zgiełku czasem potrzebował chwili samotności, a zyskiwał to będąc samemu w mieszkaniu Ryana. Kolejna zaleta odzyskania tego, co potocznie nazywano związkiem. Kiedy skończył i psychicznie przygotował się na wyjście z przyjemnego otoczenia prysznica, zaraz wydobył czysty ręcznik, którym niedbale ususzył ciało. Chwilę potem pozbywał się nadmiaru wilgoci z włosów, które - korzystając z okazji - oblepiły niemożliwie jego twarz. Osuszył je z równym rozkojarzeniem, po czym zabrał się za odszukanie ubrań. I choć wizja noszenia tych samych ciuchów drugi raz z rzędu nie wydawała się szczególnie kusząca, to nie miał innych propozycji, a choć chęć ukradnięcia czegoś z szafy ciemnowłosego była równie nęcąca, to postanowił przecierpieć jeszcze trochę w znoszonych ubraniach. Naciągnął na tyłek bieliznę, spodnie i wygrzebał pogniecioną już nieco koszulę, po czym spojrzał krytycznie w lustro, krzywiąc się nieznacznie. Potargał przydługie końcówki, chcąc doprowadzić je do choćby udawanego porządku, lecz ostatecznie zrezygnował, kierując się z powrotem do sypialni. Odnalezienie frotki, którą wcześniej ściągnął włosy okazało się trudniejsze niż sądził, w efekcie czego łóżko wyglądało teraz jeszcze gorzej niż wcześniej, o ile było to możliwe. Rzecz jasna, nie zawracał sobie głowy sprzątaniem. Bądź co bądź, to nie było jego łóżko i jego sprawa, a Ryanowi nie zaszkodzi odrobina ruchu... Trochę więcej ruchu niż zwykle... Mniej więcej po piętnastu minutach był gotowy do wyjścia, więc mozolnym krokiem skierował się na dół, raczej leniwie, bo w gruncie rzeczy niespecjalnie chciało mu się wracać do siebie. Rozmowa z matką nie przedstawiała się szczególnie kolorowo, zwłaszcza że od zeszłego wieczoru nie dał jej znaku życia. I o ile nie zawsze spowiadał jej się z każdego swojego ruchu, o tyle nie był pewien, czy kolejny raz nie przeciągnie struny. Konflikty z rodzicielką to naprawdę ostatnie, czego w życiu potrzebował. Przy czym był to argument, by ruszyć tyłek i wreszcie wrócić do domu... Na całe szczęście na jego drodze znalazła się pewna futrzasta istota, która od dłuższego czasu informowała całe domostwo o swoim pustym żołądku. - Fluffy - wymruczał Shirai, dostrzegając śliczną mordkę. Wystarczyło znaleźć się nieopodal, a Kot automatycznie zaczynał uskuteczniać zaloty w postaci ocierania się o łydki chłopaka, by wreszcie dopiąć swego i otrzymać pożywienie. Nie musiał się nawet starać, bo wyraz zachwytu automatycznie wpłynął na lico chłopaka, kiedy ten pochwycił puszystą istotę w ramiona, fundując mu taką dawkę pieszczot, o której miał nie zapomnieć na długi czas. Całe szczęście, że wciąż byli w dobrych stosunkach, więc obyło się bez pazurzastej reprymendy ze strony zwierzęcia, Bez wahania podążył wraz z nim do kuchni, by po kilku minutach z zadowoleniem obserwować jak czworonóg pałaszował zawartość swojej miski. Ponownie nie mógł powstrzymać się od zagłaskaniem go, co zwierzę dzielnie znosiło, jedynie cichymi miauknięciami hamując go, kiedy ewidentnie przeszkadzał mu w zapełnianiu żołądka. Nie trwało to zbyt długo, chociaż Ishikawa nie miał zamiaru tak szybko opuszczać domu Cowell'a, kiedy już dorwał się do tej uroczej puszystej kulki. Niestety, jego zapał ostudzony został dźwiękiem dobiegającym z kieszeni spodni. Sygnał telefonu sprawił, że blondyn wzdrygnął się i niechętnie wydobył urządzenie, zerkając na wyświetlacz. - Cholera - syknął, dostrzegając uśmiechnięte zdjęcie matki, po czym zerknął przepraszająco na Kota. Westchnął, pochylając się i wsunął nos w jego futro na sekundę, po czym wyprostował się i skierował do wyjścia, komórkę na powrót umieszczając w kieszeni. Na tłumaczenie przyjdzie czas nieco później. Jeszcze tylko skrupulatne upewnienie się, że drzwi zostały odpowiednio zamknięte i był gotowy do powrotu. No, względnie gotowy. Bólu mięśni i zmęczenia materiału nie mógł zbyć pstryknięciem palcami. Już on się, kurna mać, zemści. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Personal hell. | |
| |
| | | | Personal hell. | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |