|
| Promenada. | |
|
+10Rocket Raccoon Natsume The Black Dahlia Cas Gilbert Unlucky Dog Eiko Askel √2 Takanori 14 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Takanori Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
| Temat: Re: Promenada. Wto Lis 19, 2013 4:12 pm | |
| Co w tym wszystkim było dziwne? To, że Ryan nigdy otwarcie nie domagał się spłaty długu, ale też nigdy nie powiedział, że Feliks nie musi nic dla niego zrobić. Ogółem przez myśl nie przeszło mu, by zmuszać czerwonowłosego do uganiania się za nim i wyczekiwania okazji, w której to on musiałby odpłacić się pomocą. Właściwie użeranie się z kimś, kto siedziałby ci na przysłowiowym ogonie przez dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu byłoby uciążliwe dla kogoś takiego, jak ciemnowłosy. To, że pozornie nachalna uwaga nie robiła na nim wrażenia, nie oznaczało, że ktokolwiek miał prawo wykorzystywać fakt, że to na pewno nie wyprowadziłoby go z równowagi albo po prostu zacząłby sprawdzać, w którym momencie szarooki osiągnie swój limit. W każdym razie w niewielkim powiązaniu tej dwójki był pewien mały plus – skoro Alex tak uparcie dążył do spłacenia obciążającego go długu, Takanori mógł obrócić to na swoją korzyść. W ten sposób powoli dążył do tego, by zrobić sobie z niego ułożonego poddanego, choć jeszcze do tej pory nie rozgryzł, czego więcej mógłby od niego chcieć. Złodziej wypełniał wszystkie swoje zadania, ale dlatego, że była to część jego pracy na rzecz ogółu. Uprzykrzał życie społeczeństwu, które ślepo kroczyło za ideami rządu, ale przecież nie było to nic osobistego. Dług był osobisty, ale nie zdarzyła się na tyle podbramkowa sytuacja, by chłopak od szopów mógł od tak go spłacić. Zresztą Nishimura nie był pewien czy chciałby, żeby ten mały ćpun go ratował. A tymczasem zapraszał go na kawę? Czemu? Nie miał pojęcia. W każdym razie – odmiennie do oczekiwań członka Wilków – ani myślał za niego płacić. Nie rozważył też tego, że będzie musiał, jednak Black sam powinien dojść do tego, że poza długiem życia, kilka drobniaków też nadal był mu winien. Przebiwszy się przez zgromadzony tłum, dotarł wreszcie do skromnej kawiarni, w której spora część stolików była pozajmowana, jednak kilka nadal było wolnych. Miejsce to było na tyle skromne, że można było liczyć jedynie na otrzymanie swojego zamówienia w papierowym kubku. W ten chłodny dzień to i tak nie stanowiło większej różnicy. Przynajmniej można było dokładniej ogrzać zmarznięte ręce. Poza tym nie było też innych powodów do narzekania, biorąc pod uwagę to, że gorące napoje, które można było tu zamówić były niczego sobie. Zanim Cowell usiadł przy jednym z wolnych stolików, jeszcze raz obejrzał się za siebie, od razu wyłapując postać chłopaka, który ku jego zdziwieniu jednak skorzystał z propozycji. Odsunąwszy krzesło, zajął miejsce i oparł wygodnie przedramiona o blat, pobieżnie przesuwając wzrokiem po zebranych. Koniec końców zawiesił spojrzenie na kelnerce, która już zbliżała się do stolika, przy którym zajął miejsce. Miała długie nogi, które teraz jednak nie okazały się być obiektem zainteresowania, a do twarzy przyklejony firmowy uśmiech. Jeden z tych nielubianych przez ciemnowłosego. Teraz jednak zależało mu tylko na jak najszybszym załatwieniu sobie kubka kawy. ― Dobry wieczór. Co podać? ― odparła uprzejmym głosem, gdy już znalazła się obok nowego klienta. W tym momencie przelotnie spojrzał na menu, ustawione na blacie stołu. Było bogate w napoje o różnych smakach i zapewne niejednemu zamieszałoby w głowie, jednak szarooki nie musiał zastanawiać się długo. ― Raz waniliowa latte. ― Rzucił krótko, ewidentnie kończąc swoje zamówienie w tym miejscu. Samym tonem dając kobiecie do zrozumienia, że pytanie o to czy ma podać coś jeszcze było zbędne. Skinęła krótko głową, notując na kartce numer stolika i treść zamówienia, choć Ryanowi wydawało się to zbędne, a gdy już miała odejść za ladę, by przygotować napój, ciemnowłosy zatrzymał ją gestem ręki. ― Proszę zaczekać ― w jego ustach nawet z „proszę” brzmiało to, jak rozkaz. Zapewne brunetka nie poczuła się z tym dobrze, jednak nie mogła zignorować tej prośby. ― Zdecydował się pan na coś jeszcze? ― znów ten uprzejmy do zemdlenia głos. Tym razem nieco wymuszony. Chłopak nie odpowiedział, jednak wystarczyło zerknąć kierunku, w którym spoglądał, by pracownica zrozumiała, że nie przyszedł tu sam i miała do zrealizowania jeszcze jedno zamówienie, do tego samego stolika. ― Dobry wieczór ― podjęła znowu. ― Co dla pana? | |
| | | Natsume Obywatel
Liczba postów : 33 Dołączył : 05/10/2013
Godność : Natsume „Noah” Okamura. Wiek : Dwadzieścia trzy lata. Zawód : Robi za kelnera. Orientacja : Biseksualizm. Partner : Hold my hands above my head and push my face into the bed. 'Cause I'm a screamer baby, make me a mute. Wzrost i waga : 178 cm | 64 kilogramy. Aktualny ubiór : Z Jeffem i z Mio, bo w sumie nie chce mi się szukać innego obrazka, ani opisywać. Ekwipunek : Komórka, portfel (dużo to tam nie ma), klucze do domu, paczka wiśniowych papierosów, zapalniczka benzynowa. Multikonta : Take.
| Temat: Re: Promenada. Sro Lis 20, 2013 12:31 am | |
| Uniósł brew, krzywiąc kąciki ust w wyrazie, który jasno świadczył o tym, iż uważa, że czarnowłosy wygadywał bzdury. Najwyraźniej nie przyjrzał się jasnowłosemu wyraźnie, przez co teraz wyciągał mylne wnioski. A może po prostu z góry zakładał wszystko co najgorsze w związku z osobą Natsume? Może nieświadomie miał wypisane na twarzy pewne rzeczy? Oczywiście rzeczy te nie musiały być prawdziwe i na pewno nie były, skoro osobiście był w stanie zapewnić o ich nieprawdziwości. A może po prostu jego gęba mówiła, że nie jest do końca pewny swego? Nie, nie. To zdecydowanie z nim jest coś nie tak, przytakiwał sobie w myślach, odrzucając na bok myśl tego, że znów popełnił jakiś błąd. ― Aha! ― rzucił triumfalnie, chociaż poczuł się odrobinę zniesmaczony. Nie to, żeby był jakoś szczególnie uprzedzony. Własne złe spojrzenia na świat próbował odsuwać od siebie na stosowną odległość i dzięki temu czuł się w miarę bezpieczny. Przynajmniej dopóki to nagle nie obracało się przeciwko niemu. ― Czyli jednak rozważasz opcje na takie okazje. Ale... Gdybyś przyniósł mi kwiaty, pierwszą rzeczą, która przyszłaby mi na myśl byłoby spierdalanie. Byle jak najdalej. Właściwie efekt byłby taki sam i bez kwiatów. Żadnych randek ― zakończył stanowczo. Może przynajmniej na przyszłość uda mu się wybić taki pomysł z głowy. Zresztą rozmawiał z kimś, kto spierdoliłby każdy romantyczny nastrój, byleby tylko czuć się mniej niekomfortowo. Nie moment przechylił głowę na bok, by zaraz pokręcić nią, nie wiadomo czy przecząco czy z dezaprobatą. Równie dobrze gest ten mógł wyrażać jedno i drugie. ― Nie, to zdecydowanie nie to. Poza tym nie zwykłem porównywać do siebie ludzi, pomimo więzów rodzinnych. To złe na twój sposób ― wzruszył barkami. Prawdę mówiąc, po dłuższym namyśle pewnie sam nie potrafiłby sprecyzować, o co dokładniej mu chodziło. Zresztą czy było to takie ważne? Ledwo się znali, a ten wieczór i tak miał przejść do historii i pozostać zapomniany. Przynajmniej taką miał nadzieję. Poza tym o czym miałby rozmawiać – jak przypuszczał – ze znacznie starszym od siebie facetem? Dobra. To akurat nie był najlepszy argument, biorąc pod uwagę, że Noah nie miał większych problemów z komunikacją. Czasem tylko brakowało mu odpowiednich chęci. ― Nie mam kasy, panie nadziany ― rzucił, mając okazję już tylko zwrócić się do jego pleców. Tu nie minął się z prawdą. Drobniaki w portfelu były jedynym majątkiem, który przy sobie posiadał. Wychodząc dziś z domu nie sądził, że większa ilość pieniędzy na cokolwiek mu się przyda. Nie zamierzał zabawić długo na festynie. Wreszcie ruszył się z miejsca, chociaż bynajmniej nie zamierzał pójść z Jeff'em. Byłoby to nielogiczne, a poza tym głupio byłoby sączyć sam napój, podczas gdy towarzysz przy stole zajadałby się jakimś ładnie wyglądającym daniem. W każdym razie pokonawszy dwa kroki przed siebie, gwałtownie zatrzymał się. To wszystko dookoła działo się zbyt szybko i nie do końca pojął o co chodziło, gdy stoły huknęły o ziemię, poruszone jakąś siłą. Siłą, która – jak się okazało – była całkiem materialna. Blondyn mimowolnie cofnął się o krok, nie chcąc mieć nic wspólnego z tym wydarzeniem, jednak przez cały czas przyglądał mu się w zdumieniu i lekkim zdezorientowaniu. Rzecz jasna, tego dokładnie można było spodziewać się po festynach. Zero spokoju, wszędzie podpici faceci z pokładami testosteronu i efekt tego był taki, jaki wszyscy tu zebrani właśnie widzieli. Okamura skrzywił się mimowolnie na ten pokaz prymitywności ze strony nieznajomych mężczyzn. Kto by przypuszczał, że tak szybko się zmyją? Chcąc nie chcąc, odprowadził ich wzrokiem do wyjścia, a dopiero uczuwszy na sobie cudze spojrzenie, zerknął w stronę agenta. Pytający wyraz natychmiastowo pojawił się na jego twarzy, chociaż prawdopodobnie nie do końca chciał wiedzieć, o co chodziło. Ale jeśli z nim nie pójdę to nie skopie mi dupy? | |
| | | The Black Dahlia Zastępca
Liczba postów : 157 Dołączył : 29/08/2013
FUNKCJA : Wysoko kwalifikowany admin-socjopata. Godność : Nicole Davis [zm. Shetani Skoir-Arato]. Wiek : 24 lata Zawód : Właściciel Elysium Comp., zarządza Asylum. Partner : Gettin' married to the devil. Wzrost i waga : 172 cm | 47 kg Znaki szczególne : Wychudzona; elektryzująco jasne błękitne tęczówki; trzy, podłużne blizny pod lewym okiem; mnogość tatuaży [plecy, kark, wierzch dłoni, bok+biodro]; s o c j o p a t k a. Aktualnie srebrzysto-białe włosy. Aktualny ubiór : Puf, cinq!
| Temat: Re: Promenada. Sro Lis 20, 2013 2:50 am | |
| Jednym, głupim naciśnięciem przycisku Nicole mogła dać cynk policji, a ta zwinęłaby Mio z tego piachu szybciej, niż ktokolwiek by myślał. W tym byli dobrzy - zbierać rozkapryszone dzieciaki, które kopią innych w ramach zemsty. Młoda kobieta miała jednak inne plany w stosunku do władz Rathelonu, jak i do małej dziewczynki, stojąca przed nią. Obojętnie spoglądała na jej pstry ubiór, jak i włosy; mnogość kolorów to coś, co zawsze Mio wyróżniało w tłumie. Nie było to może dobrym rozwiązaniem, łatwo przecież zapadała w pamięć, ale jakoś dawała sobie radę przez te osiemnaście lat, chociaż wielu postronnych widzów pewnie nie dałoby jej czternastki z wyglądu, a dziesięciu z zachowania. Shetani musiała nauczyć się akceptować wiele odchyłów lwiątka, nawet samo jej alter ego. Co zabawne, nie obawiała się wizji noża pomiędzy żebrami, bo nie była na tyle emocjonalnie związana z błękitną, by zwyczajnie jej nie ustrzelić lub przynajmniej połamać jej ręce, gdy ta wykona głupi ruch, mogący jej zaszkodzić. Mio chyba zdawała sobie z tego sprawę, bo nigdy nie zrobiła nic, co naraziłoby jej życie. Często doprowadzała Nicole na skraj cierpliwości, która zdawała się być nieskończona. Nie było to ani mądre ani odważne - po prostu lekkomyślne. - Czytasz durne portale plotkarskie czy starasz się zwyczajnie zatuszować swoją głupotę? - pytanie czysto retoryczne, bo białowłosa nie musiała się pytać. Spoglądała na dziewczę jak na otwartą książkę, kartkowała ją w każdej sekundzie, odkąd tutaj dotarła. - Chyba, że to te słodycze doprowadzają Cię do takiego stanu euforii, że zwyczajnie nie umiesz powstrzymać swoich glanów od zasadzania kopniaków gdzie popadnie. Niech zgadnę - ekler z czekoladą? Nie chcę tylko wiedzieć, kogo wkurwiłaś. Noc zdążyła już zapaść na dobre, a przenikliwa wilgoć i chłód dopadły i te dwie mądre, stojące na nadbrzeżu. Chłodny wiatr od morza tylko potęgował nieznośne wrażenie, że stoi się pod prysznicem, z którego dodatkowo leci lodowata woda. Białowłosa rozejrzała się znudzona, z nijakim zadowoleniem stwierdzając, że przynajmniej na razie są tu same i nie musi obawiać się siekiery w plecy. Pewnie wiele razy mogła tak skończyć, biorąc pod uwagę jej styl życia, jednakże w tym wiodła prym - wiedziała aż za dużo. Kiedy się wycofać, kiedy zaatakować, kiedy puścić psy ze smyczy... Jak powiedział jej brat: Nie wiem, co i ile ona wie, nie chcę wiedzieć, ile wie, jest kobietą - to wystarczy. Pomimo, zdawać się mogło, kruchego wyglądu i cichutkiej aparycji, samo spojrzenie lodowatych oczu utwierdzało w przekonaniu, że tego człowieka należy się obawiać. Może nie uderzy i nie zatłucze na śmierć, ale znajdzie sposób, by zniszczyć życie wroga do popiołu, z którego nic się nie odrodzi, a potem zostawi go samotnego oraz wyniszczonego, bez nadziei na poprawę swojego losu. Oprószone czernią powieki opadły leniwie na oczy, po chwili powracając do lwiątka przed nią: - A skąd pomysł, że jakąkolwiek mam na sobie? - spokojny tembr nadawał temu zdaniu tylko więcej powagi, gdy Nicole uniosła nieco brew w pytającym wyrazie twarzy. Nie miała nawet zamiaru podnosić na nią ręki - nie zrobiła jeszcze nic złego. Tępe i bezsensowne pytania były częścią Mio, wręcz przynależały do niej, a Shetani z niejednego pieca chleb jadła i zdążyła przywyknąć do tego typu odychłów. Potrafiła poradzić sobie z człowiekiem, który chciał się zabić świecową kredką - lwiątko to przy tym pikuś. | |
| | | Lion Donosiciel
Liczba postów : 327 Dołączył : 11/10/2013
FUNKCJA : Mistrz Gry; moderatorka spisu rang. Godność : Mio Misao Mizuki Ren Shiori Hotaru Sayaka `Lion` Amasakawa, ale większość zna ją jako Ruby Gráinne Elisabeth Terrell-Murillo. Wiek : Osiemnaście wiosen. Zawód : W organizacji robi jako durny konfident, natomiast publicznie dorabia sobie jako kelnerka w kawiarence. I podobno chodzi do liceum. Orientacja : Ponoć aseksualna, ale i tak wszyscy wiemy, że to bi. Partner : Drozd~. A nie, zaraz... Drozda nie ma! Q_Q Wzrost i waga : 148cm | 39kg Znaki szczególne : Heterochromia (aktualnie nosi czerwone soczewki); aktualnie różowe włosy; tatuaże; mnogość kolczyków w uszach; ponadprzeciętny debilizm; alter ego. Aktualny ubiór : Feliks: Bu~ + włosy splecione w warkocz.
Natsume: To + grube, bladoróżowe rajstopy, taki sam płaszczyk, a zamiast koturnów białe glany 15-stki. Włosy związane w dwa wysokie kucyki. Ekwipunek : W torbie: portfel (w tym pieniążki i dokumentyyy) i klucze do mieszkania. W kieszeni telefon komórkowy, za cholewą buta granatowy nożyk do tapet, a na rączkach mały skurwiel... yyy, kotek. Obrażenia : Ledwo widoczne zadrapanie na prawym policzku. Multikonta : Jester | Yuu | Walker
| Temat: Re: Promenada. Sro Lis 20, 2013 8:12 pm | |
| Chyba właśnie została obrażona, ale jakoś niespecjalnie ją to ruszyło. Przechyliła głowę w wyrazie totalnego niezrozumienia względem słów sklejających się w jedno pytanie. Zdaniem Amasakawy żadna z opcji nie była tą pasującą do jej obecnej sytuacji. No, ale wiadomo, że ludzkość miała własne zdanie na ten temat, a większość społeczeństwa, choć głównie jej znajomi i wzorce, próbowali wmówić jej, jakim to debilem nie jest. Serio? Była tego świadoma, nie musieli jej tego powtarzać codziennie bez przerwy, bo to nie skłoniłoby jej w ogóle do zmiany. Podobało jej się to. A teraz wręcz nie mogła się powstrzymać, żeby nie opowiedzieć swojej wersji całego przedsięwzięcia. - Otóż ani jedno, ani drugie. Po prostu tak obstawiam. - Przewróciła ślepiami, zaraz zamierając na kilka chwil. Przez tą połówkę minuty, czy może troszeczkę dłużej, krążyło jej w głowie tylko jedno - o czym ona, karwasz twarz, zapomniała? Podrapała się po błękitnym łebku, nim wyszła z siebie i stanęła obok. Ona. Oskarżyła. Cukierki... Uniosła wzrok na swoją niemalże-szefową. Nadal był przyjazny, choć przepełniony swego rodzaju żałością i trudno wyczuwalnym wyrzutem. Nawet, jeśli w tej sekundzie potrafiła myśleć jedynie o tym, jak zimno jej się robi. - Dlaczego oskarża Pani moje żelkowe misie pandy? Żelkowe misie pandy nie są złe... nie chciałyby, żebym robiła komuś krzywdę. - Szkoda tylko, że sama wyrządzić ją komuś zechciała, i teraz to ona miała problem, a nie paczuszka żelków, leżąca sobie w spokoju na dnie torebki i oczekująca na chętne palce, które miałyby zaprowadzić je wprost do ust błękitnowłosej, bądź innych wybranych osób. Na przykład Shetani. - A Pani chce jedną pandę? No, a nie mówiłam? W jednym momencie jej twarz przybrała całkowicie inny rodzaj maski. Ta ukazywała zdziwienie, a nawet i wręcz zaskoczenie wypowiedzią srebrzystowłosej, która MUSIAŁA oszukiwać z tą sugestią dotyczącą braku bielizny. To na pewno nie miało znaczyć, że naprawdę jej nie ma. Pewnie potrzebowała dodatkowego czasu na zastanowienie się nad tym, jaką zakładała. Albo nie wiedziała, czy te dziwne wzorki na majtkach to tęcze, czy misie, czy jeszcze inne serduszka. A może chodziło raczej o występowanie koronki? Albo o to, skąd wzięła się czerwona plama, czy cokolwiek innego, co mogłoby być głupim pytaniem, jakie zadałby sobie pierwszy lepszy debil. Sęk w tym, że Nicole takim debilem nie była. - W-więc... przekształcę to trochę... - wyjęczała, tuż po tym przełykając nerwowo ślinę. Czy tej babie nudziło się już naprawdę aż do tego stopnia, że musiała zawstydzać biedną Lion? No bo serio - ten pąs aż emanował gorącem i dziwnym, czerwonym światełkiem. Zupełnie, jakby podłączyć telefon do ładowania na noc i obudzić się z czerwoną diodą przed oczyma. To naprawdę wyszłoby na to samo! - Cz-czy ma Pani na sobie jakąś bieliznę... i jeśli tak, to jaką~? No. Już lepiej. | |
| | | The Black Dahlia Zastępca
Liczba postów : 157 Dołączył : 29/08/2013
FUNKCJA : Wysoko kwalifikowany admin-socjopata. Godność : Nicole Davis [zm. Shetani Skoir-Arato]. Wiek : 24 lata Zawód : Właściciel Elysium Comp., zarządza Asylum. Partner : Gettin' married to the devil. Wzrost i waga : 172 cm | 47 kg Znaki szczególne : Wychudzona; elektryzująco jasne błękitne tęczówki; trzy, podłużne blizny pod lewym okiem; mnogość tatuaży [plecy, kark, wierzch dłoni, bok+biodro]; s o c j o p a t k a. Aktualnie srebrzysto-białe włosy. Aktualny ubiór : Puf, cinq!
| Temat: Re: Promenada. Wto Lis 26, 2013 2:05 am | |
| Rzecz w tym, że Nicole nawet by nie próbowała przekonać dzieciaka do zmiany swego zachowania. Jej metody wychowawcze można było porównać z torturami, bliższymi metodom średniowiecza niźli cywilizowanego świata. Chociaż lanie juchy działało tylko w kontakcie z młodymi duszyczkami, których umysł nie był jeszcze tak wyklarowany jak dorosłych. Z chirurgiczną precyzją kobieta potrafiła odciąć dopływ tlenu pięciolatkowi lub wrzucić pod koła irytującego berbecia. W jej pojęciu śmierć równała się zapomnieniem. Tęsknota i wyrzuty sumienia nie przywrócą kogoś do życia, to tylko złudne nadzieje zagracające umysł, nie pozwalając mu jasno myśleć. Srebrzysta spoglądała na Mio jednak przez inny pryzmat - ze swoją zabawną osobowością alternatywną, dziecięcym sposobem ubioru i myślenia, poglądem na świat oraz beznadziejnej ufności była szczeniakiem na posyłki. Tutaj metodą był kijek i marchewka. Z tym, że marchewka przemieniła się w lukrowego lizaka na święta. Zniszczyć oznaczało wyrzucić, a zabawa dopiero się rozkręcała. - Pozwól, że Cię oświecę. - mruknęła spokojnie Nicole, mrużąc czarne powieki, a jasne oczy zalśniły w półmroku - Nie obchodzą mnie Twoje żelki ani Twoje alter ego. Nie interesuje mnie rozbity reflektor, ucieczka czy niezapłacone rachunki. Ale jeśli Cię złapią... może zrobić się niebezpiecznie. Nie zawsze panujesz nad tym, co paplasz, prawda, misiu? - Zdrobnienia zazwyczaj kojarzą się z troską i próbą załagodzenia sytuacji. Teraz jednak brzmiały jak skuta lodem groźba ucięcia palców, języka i wydłubania oczu. Srebrzysta podeszła bliżej, unosząc łagodnie podbródek dzieciny, po czym bezczelnie wbiła w nią swe spojrzenie. - Nie jadam słodyczy. - Trudno przewidzieć zachowanie człowieka, szczególnie z tak popapraną historią jak ta tutaj. Zachowując wiecznie aktorską maskę, kryła się przed światem, grając sukowatą panią kierownik, której nienawidzili wszyscy pracownicy. Współczucie nie grało dobrze z jej urodą, chociaż tej nie można było nic zarzucić. Wychudła postura tylko nadawała jej nieprzyjemnej aury, ciągnącej się za nią niczym uparty cień. Dłoń zjechała z podbródka Mio, a długie paznokcie sunęły po jej lewym ramieniu, ręce, aż skończyły na drobnym nadgarstku, który ujęła. Tak złapaną maskotkę nasunęła na swoje udo, pozwalając śliskiemu materiałowi sukienki się podwinąć. Teraz dziewczyna mogła wyczuć skórę Nicole, zadziwiająco lodowatą i gładką, a gdy szok termiczny minął, dłoń zaczęła wspinaczkę w kierunku biodra. Nieprzenikniona twarz srebrzystej ciągle wpatrywała się w dwubarwne oczy lwiątka, jak gdyby wyzywając je na pojedynek. A gdy zdawało się, że to wariatkowo się nie skończy, opuszki Mio zahaczyły o szorstki, w odróżnieniu od ciała, materiał bielizny, która już na sam dotyk wołała, że jest koronkowa. - Zgadnij kolor. - spokojny głos Davis przeciął wilgotne powietrze wybrzeża, a jej dłoń puściła Mio, pozwalając jej uciec. Długie włosy opadły na bladą twarz, kryjąc ją w cieniu, chociaż upiorny widok szybko został poskromiony przez zarzucenie kosmykami w tył, jednocześnie odsłaniając cętki na obojczyki i ramieniu. - I przestań się jąkać i czerwienić. Nie masz dziesięciu lat. | |
| | | Jeff Agent FBI
Liczba postów : 16 Dołączył : 25/09/2013
Godność : Jeff Rodriquez 'Ocelot' Davis Wiek : 31 Zawód : Agent FBI Wzrost i waga : 190 cm | 80 kg Aktualny ubiór : Festyn [bez plecaka]
| Temat: Re: Promenada. Wto Lis 26, 2013 2:18 am | |
| Całe wydarzenie dość szybko zatarło się w tłumie Rathelońskiego festynu. Gdy uciekli zapalczywi wojownicy, co skakali do siebie jak dzikie koguty, a stoliki wróciły na swe miejsce razem z gośćmi, gwar rozbrzmiał na nowo. Zdawało się, że Rodriquez spoglądał teraz z dziwną żałością w oczach na ogłupiałe społeczeństwo. Jako stróż porządku na wyższym szczeblu powinien walczyć z każdym ustępstwem od normy, a tych tutaj wpakować na miesiąc za narażanie utopii na jakiekolwiek złe wpływy i niedobrą karmę. Tak jednak nie zrobił, a gdyby ktoś go zakablował to prawdopodobnie mógłby mieć pogaduszkę z jakimś urzędasem wydziału sprawiedliwości. Nie był jednak na służbie i nie zamierzał świecić złotą odznaką na prawo i lewo. Daleko mu do strażnika Texasu, samotnego jeźdźca i Tonto razem wziętych. Po samej historii Nicole można było ustosunkować się do tego, co działo się w koło, a Jeff nie lubił robić czegoś przeciw sobie. Westchnął ciężko, pocierając skronie, po czym odsunął kosmyki z czoła, napotykając blondyna. - Co do kasy to się nie przejmuj. Oddasz Nicole jak ją spotkasz. Pewnie się ucieszy... - ... jak i Ty, zdawały się mówić jasne, błękitno-szare oczy. Mężczyzna nasunął na siebie kaptur, starając unikać się kropli spadających z nieba. Pogoda była coraz gorsza i tylko patrzeć, aż spadnie śnieg, a ludzie zaczną kryć się w swoich ciepłych mieszkankach i domach, starając się uciec przez zimnem. Festyn miał się ku końcowi, budy znikną z promenady, a kupcy znajdą inne miejscówki i inny towar. Jak co roku. Pozostanie sterta śmieci, drewniane chatki, zamknięte na cztery spusty do lata i dziwna pustka, czasami przedarta spacerowiczami lub biegaczami. - Idziesz? - Jeff miał wrażenie, że się powtarza, ale to nie była jego wina. Gdyby tylko los dał mu łatwiejszą drogę to już dawno siedziałby w ciepłym kąciku w knajpie i zajadał coś dobrego, co wypełniłoby pustkę w jego żołądku. Wpakował ręce do kieszeni bluzy, obracając się i ruszając przez tłum wolnym krokiem, by w razie czego Natsu mógł się z nim zrównać: - I spokojnie, tanie teksty na podryw zostawię na inną okazję. Nie musisz się obawiać obciachu. - Ponury nastrój szybko został rozproszony, gdy agent jak zwykle przełamywał konwenanse.
[A drugi post, jak założę temat i sie wyśpi/pouczę/zjem coś/nie (wszystek) Ómrę] | |
| | | Lion Donosiciel
Liczba postów : 327 Dołączył : 11/10/2013
FUNKCJA : Mistrz Gry; moderatorka spisu rang. Godność : Mio Misao Mizuki Ren Shiori Hotaru Sayaka `Lion` Amasakawa, ale większość zna ją jako Ruby Gráinne Elisabeth Terrell-Murillo. Wiek : Osiemnaście wiosen. Zawód : W organizacji robi jako durny konfident, natomiast publicznie dorabia sobie jako kelnerka w kawiarence. I podobno chodzi do liceum. Orientacja : Ponoć aseksualna, ale i tak wszyscy wiemy, że to bi. Partner : Drozd~. A nie, zaraz... Drozda nie ma! Q_Q Wzrost i waga : 148cm | 39kg Znaki szczególne : Heterochromia (aktualnie nosi czerwone soczewki); aktualnie różowe włosy; tatuaże; mnogość kolczyków w uszach; ponadprzeciętny debilizm; alter ego. Aktualny ubiór : Feliks: Bu~ + włosy splecione w warkocz.
Natsume: To + grube, bladoróżowe rajstopy, taki sam płaszczyk, a zamiast koturnów białe glany 15-stki. Włosy związane w dwa wysokie kucyki. Ekwipunek : W torbie: portfel (w tym pieniążki i dokumentyyy) i klucze do mieszkania. W kieszeni telefon komórkowy, za cholewą buta granatowy nożyk do tapet, a na rączkach mały skurwiel... yyy, kotek. Obrażenia : Ledwo widoczne zadrapanie na prawym policzku. Multikonta : Jester | Yuu | Walker
| Temat: Re: Promenada. Wto Lis 26, 2013 5:57 pm | |
| - Przepraszam! - Wypaliła z miejsca, a gdyby mogła, zapewne rozpłaszczyłaby się na ziemi i błagała o wybaczenie, całując jej buty, a następnie co rusz polerując ich czubeczki, gdyż skaziła je swoimi plugawymi wargami i ich dotykiem. - Ja... poprawię się! Zupełnie nie pomyślałam! A co, jeśli moje kłopoty będą też Pani kłopotami? I kłopotami Szefa? Co, jeśli coś wam zrobią...? Nie wybaczyłabym sobie tego! Ja tak strasznie przepraszam, proszę Pani! - Kajała się dalej, zupełnie, jak gdyby słowa miały jej coś dać. Doskonale wiedziała, że czyny mogą pozwolić na zdobycie większej ilości punktu. I obiecała sobie opanować swoje buciory od następnego razu. Jej też mogłaby to obiecać, ale wolała już nie wspominać o tej sprawie. Co, jeśli to by tylko bardziej rozzłościło jej przełożoną? Słodycze niet? Ale przecież były takie smakowite. No cóż, najwyraźniej Zastępczyni niekoniecznie miała na nie ochotę i przeszkadzało jej coś w tych przekąskach przeładowanych cukrem i lukrem. Pewnie miała jakieś przykre doświadczenia z donutami wpychanymi do jej ust przez natrętne, puchate lolitki. Kto wie? Może to nawet Mio któregoś dnia to zrobiła, a teraz nawet nie pamięta, że jest przyczyną wielkiej nienawiści Davis do cukierków? Przeszedł ją paskudny dreszcz. Zadrżała na całym ciele, a sprawcą tego wszystkiego na pewno nie było zimno. Chłodny wiatr już od dawna nie przeszkadzał jej w życiu, a i nawet był czymś miło odświeżającym. To dłoń kobiety najpierw ją przeraziła, a następnie jeszcze silniej zaniepokoiła. Była stanowczo zbyt nisko i ciągnęła jej dłoń w naprawdę złe miejsce. To było nie na miejscu, żeby macała własną przełożoną po udach i to jeszcze z jej "rozkazu", a ona robiła wszystko, żeby tylko bardziej ją zawstydzić. I jakoś jej to wychodziło. Jednakże pomimo ogromnego zażenowania, w jej głowie tkwiła tylko jedna rzecz. Tylko jedno, jedyne pytanie. "Jaki to kolor...?" - One... o-one... - miałaś się nie jąkać. Przełknęła ślinę i uciekła spojrzeniem daleko, jak najdalej. Zaraz powróciła nim do twarzy srebrzystowłosej i do chłodu jej tęczówek. Cholera, jaki to mógł być kolor? Znowu zwilżyła gardło śliną, tym razem przybierając dość opanowany wyraz twarzy. Nawet, jeśli w środku się w niej gotowało, i to wcale nie ze złości. - ...jest granatowa. To taki bardzo ciemny granat, prawie czarny, ale jednak granat. - Rzuciła, pozornie spokojnie, wpatrując się w lodowaty błękit Shetani z dziwnym niewzruszeniem. Oczywiście to nie mogło trwać długo. Najpierw jedynie lekko się zachwiała, znów zacząwszy niemiłosiernie czerwienić. Rozgrzane policzki miały zaraz spotkać się z podłożem, ale zamiast tego, wybrały sobie na punkt do wylądowania. Tylko na chwilę przewróciła się wprost na klatkę Shetani. Tylko na drobną sekundkę naparła na nią swoim ciężarem. Nie zdążyła jej nawet przewrócić. Jakimś cudem zdążyła się ocknąć i wyprostować. | |
| | | The Black Dahlia Zastępca
Liczba postów : 157 Dołączył : 29/08/2013
FUNKCJA : Wysoko kwalifikowany admin-socjopata. Godność : Nicole Davis [zm. Shetani Skoir-Arato]. Wiek : 24 lata Zawód : Właściciel Elysium Comp., zarządza Asylum. Partner : Gettin' married to the devil. Wzrost i waga : 172 cm | 47 kg Znaki szczególne : Wychudzona; elektryzująco jasne błękitne tęczówki; trzy, podłużne blizny pod lewym okiem; mnogość tatuaży [plecy, kark, wierzch dłoni, bok+biodro]; s o c j o p a t k a. Aktualnie srebrzysto-białe włosy. Aktualny ubiór : Puf, cinq!
| Temat: Re: Promenada. Wto Lis 26, 2013 7:25 pm | |
| Lekcja odrobiona, zadanie sprawdzone, a ocena wpisana. Zimne spojrzenie skryło się pod powiekami, gdy Nicole wsłuchiwała się w płaczliwy monolog z nieziemskim spokojem. Kiedy Mio się zamknęła, ponownie na nią zerknęła, nie mając ochoty dodać nic więcej w tym temacie. Z westchnieniem ułożyła dłonie na biodrach, przysiadając na jednym. Chłód wdzierał się przez skórę ramoneski, a długie buty nie chroniły dostatecznie przed wilgocią i zimnem plaży. Noc była sojusznikiem dzikich kotów, jednakże nie zawsze trzeba było się z tym odnosić. Nim jednak Davis dała radę się odezwać, lwiątko zachwiało się niebezpiecznie. Źrenice srebrzystej w sekundę rozszerzyły się, rejestrując każdy fakt, po czym zdążyła zrobić krok w tył. Warknęła głucho, gdy dziewczyna otarła się o jej pierś, a chuda ręka wystrzeliła, pchając ją w tył, by stanęła na nogi lub siadła na tyłku. - Opanuj się. Ktoś by jeszcze pomyślał, że na mnie lecisz. - mruknęła pod nosem, kręcąc głową. Jasne było, że natężenie emocji sprawiło, iż Mio niemalże padła twarzą w piasek. Nie w tym tkwił problem - Nicole nie miałaby problemu zostawienia jej w ten sposób nawet na całą noc. Gorzej, jeśli ktoś powiązałby dzieciaka z jej osobą - wtedy srebrzysta miała by coś do powiedzenia w bardziej dosadny sposób. Może wilk wilka chronił, jednakże narażanie łba za nic nie wchodziło w rachubę. Mało to eleganckie, ale nikt nikomu nie kazał poświęcać swego życia. Każda bestia wybrała swoją ścieżkę... - Idź do domu dziecino. Noc to nieodpowiednia pora dla takich króliczków jak Ty. Nie zawsze znajdziesz psa obronnego w koło, który odstraszyłby złodziejów, morderców i gwałcicieli. Cholera wie, kto kryje się w mroku. - To mówiąc, Nicole wyprostowała się, poprawiając włosy, po czym odwróciła się na pięcie - Zmykaj. - Trudno to było nazwać rozkazem, ale ten, kto znał Shetani wiedział, że lepiej było kierować się jej sugestiami. Jak nikt wiedziała, co może czekać niegrzeczne dzieci, jeśli skręcą w złą uliczkę. Bez pożegnania już zniknęła w ciemności, kierując się ku głównej ulicy, a w jej dłoni pojawiła się komórka. Naskrobała szybką wiadomość, po czym wybrała numer do kierowcy, mając zamiar wrócić do domu. Dość udawania towarzyskiego człowieka.
[zt] | |
| | | Natsume Obywatel
Liczba postów : 33 Dołączył : 05/10/2013
Godność : Natsume „Noah” Okamura. Wiek : Dwadzieścia trzy lata. Zawód : Robi za kelnera. Orientacja : Biseksualizm. Partner : Hold my hands above my head and push my face into the bed. 'Cause I'm a screamer baby, make me a mute. Wzrost i waga : 178 cm | 64 kilogramy. Aktualny ubiór : Z Jeffem i z Mio, bo w sumie nie chce mi się szukać innego obrazka, ani opisywać. Ekwipunek : Komórka, portfel (dużo to tam nie ma), klucze do domu, paczka wiśniowych papierosów, zapalniczka benzynowa. Multikonta : Take.
| Temat: Re: Promenada. Sro Lis 27, 2013 9:00 pm | |
| Oczywiście, najlepiej udawać, że nic się nie stało! Wątpliwości, które dotychczas zajmowały jego głowę, nie zostały rozwiane. Miał ochotę zapytać mężczyznę, o co właściwie chodziło, ale chęć ta minęła równie szybko, co zawitała w jego umyśle. Za szybko przypomniano mu o tym, że miał do czynienia z człowiekiem nietaktownym, z którym nie chciał mieć za wiele wspólnego. Tym razem obyło się bez naburmuszenia jasnowłosego. Nie bez powodu, gdyż w tej propozycji odkrył także drugą stronę medalu. O ile ta pierwsza – z wyliczeniem tego, że było późno, zimno, a towarzystwo niezbyt mu odpowiadało – nie prezentowała się za ciekawie, tak druga – tu mógł liczyć na najedzenie się przed powrotem do domu, a i istniała szansa, że przez długi czas nie będzie widział się z Nicole i fakt, że jej brat w ogóle wydał na niego pieniądze może zatrzeć się w czasie – była całkiem obiecująca. Przestąpił z nogi na nogę, dając tym jawną deklarację niezdecydowania i niejakiego zniecierpliwienia tym, że tymczasowo trudno było mu podjąć decyzję. Nic dziwnego, skoro pozostawało te pięćdziesiąt procent szansy na to, że trafią do restauracji, a on mimo wszystko spotka młodą Davis i nie będzie mógł się wypłacić. W każdym razie po kilku chwilach Noah zdołał podjąć decyzję, pomimo podejrzliwego nastawienia do Jeff'a. ― Już widzę, jak skacze z radości i pyta czy przypadkiem nie wywaliłem na ciebie swojego obiadu ― przesunął ręką po twarzy, zażenowany tą myślą. Nie znał jej za dobrze, jednak wiedział, że uprzykrzanie mu życia w tym guście od jakiegoś czasu było jej hobby. Jednak tym razem zamierzał być ostrożny. Na tyle, by móc przyznać z triumfem, że niesłusznie oceniła go po jednym występku. Rzecz jasna, bardziej ucieszyłoby go to, gdyby w ogóle nie musiał na nią patrzeć. Takie tam szczegóły. „Idziesz?” Mozolnie naciągnął kaptur na głowę i nieprędko ruszył za mężczyzną. Wcale nie chciał dorównywać mu kroku, jednak mimo wszystko znalazł się na tyle blisko, by usłyszeć kolejne słowa. Prychnięcie, które wyrwało się z ust Okamury było bezcenne. Możliwe, że opacznie zrozumiał „inną okazję”, toteż żartobliwość słów gdzieś mu umknęła. ― Całe szczęście. Jeśli będziesz się przystawiał, zadźgam cię widelcem, a później napomknę władzom, że była to obrona konieczna ― odparł ostrzegawczo i wzruszył barkami. Najpewniej i tak nie poradziłby sobie z mężczyzną, jednak zawsze mógł spróbować. Póki jednak znajdował się w bezpiecznej strefie, nie miał powodów, by pakować się w niepotrzebną bójkę. Nie miał też powodów, by zjeść z agentem kolację, ale z drugiej strony nic mu nie szkodziło. Na razie. | |
| | | Rocket Raccoon Przybysz
Liczba postów : 78 Dołączył : 20/09/2013
Godność : Em... Ten... Jak się nazywam? No... Feliks! Tak, Feliks... Nazwisko? Huh? No... To podchwytliwe pytanie? Wiek : Wiek? No, wydaje mi się, że mamy XXI wiek... Co nie? A! O to chodzi... No więc... Ten... Koło dwudziestu? Chyba... Nie wiem. Zawód : Słyszałeś o tym cholernym kieszonkowcu? Ponoć jest ich kilku. Już zajebali mi portfel i łańcuszek dla żony. Orientacja : Eh? Co? Ja... Co to miłość? - czyli potencjalnie aseksualny, ale cholera go tam wie jak jest naprawdę. Wzrost i waga : 160/47 Znaki szczególne : Cholernie dziwny, mega trudno jest z nim normalnie porozmawiać lub czegoś się dowiedzieć. Ma heterochromię centralną (brązowo-niebiesko-zielone oczy), bardzo często nosi maskę szopa, która jest super zajebista i wy takiej nie macie! Aktualny ubiór : Szara koszulka z czarnym napisem "Sludge Factory", czarna bluza, ciemnoszare spodnie, wciśnięte w 25-dziurkowe glany, czarna czapka-skarpeta na głowie. Ekwipunek : Telefon, portfel, scyzoryk szwajcarski, nóż motylkowy i... krem do rąk. Obrażenia : Myślenie w toku.
| Temat: Re: Promenada. Sro Lis 27, 2013 11:03 pm | |
| I to Feliksowi w tym wszystkim przeszkadzało najbardziej. Miał dług, co oznaczało, że z łatwością Takanori mógłby go do czegoś wykorzystać. Oczywiście nie był do końca przekonany, by Nori chciałby coś takiego zrobić, w końcu był przywódcą, a dla czerwonowłosego równało się to z posiadaniem milionów honorowych cech, które nie pozwoliłyby mu zrobić czegokolwiek złego wobec członków swojego ugrupowania. Nie ważne, że zajmującego się głównie przestępczością. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że tak naprawdę prawie wcale go nie znał i nie mógł wiedzieć jaki faktycznie jest. Mógł się jedynie domyślać. Ale co mu po tym, skoro domysłów może być pięćset tysięcy i żaden z nich nie musi okazywać się prawidłowy? Dlatego właśnie się bał. Na swój sposób, rzecz jasna. Za nic w świecie nie chciałby tego ukazać. I w sumie dobrze mu to szło. Nie był jakimś mistrzem tysiąclecia w kłamaniu, ale jak to się mówi – kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Ponoć działa to tak, że po jakimś czasie nasz mózg sam zaczyna w to wierzyć i tylko podświadomość zachowuje zdrowe zmysły. Ale podświadomość jak to podświadomość – odzywa się rzadko. I wszystko byłoby całkiem dobrze, gdyby nie to, że… właściwie to Alex chyba nie bardzo miał przy sobie te kilka drobniaków. Znaczy pewnie uzbierałyby się jakieś dwa dolary, ale nic po za tym. Pewnie miałby też gdzieś w portfel wciśnięte jakieś karty kredytowe skradzione przy pierwszej lepszej okazji, ale… skąd miałby niby znać do nich PIN? I skąd mógł wiedzieć ile właściwie jest na nich pieniędzy? Jeszcze się nie udał w tej sprawie do żadnego hakera. I właściwie nawet mu się z tym nigdy nie spieszyło. Czekaj… Czy w ogóle kiedykolwiek z czymkolwiek mu się spieszyło? Oprócz spieprzania przed psami, rzecz jasna. No i być może gdy spieszył się do domu, by po raz kolejny w tym tygodniu oddać się słodkiemu nieróbstwie, zapierniczając na konsoli w jakieś Final Fantasy czy coś. Mniejsza jednak o to. Mieli mały problem, ale to było w tej chwili Blackowi w głowie. Tylko kawa, kawa, kawa. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia – od razu poczuł gorzki zapach mielonej kawy. Może i jego zmysły były całkiem przeciętne, jak u każdego człowieka, ale zapach kawy poczuje wszędzie. Tak samo jak i pieczonego ciasta oraz mokrego piżma… W sumie z tym ostatnim trudno się dziwić – zapach jest tak mocny, że czuć go nawet w dwóch pokojach dalej. W każdym razie… nie muszę chyba mówić, że się ucieszył? Niezbyt było to widać po jego bladej jak papier twarzyczce, bowiem zagościło tam jedynie delikatne uniesienie kącików ust w górę, które można przyuważyć tylko przy dłuższym przyglądaniu się, ale jednak! Spokojnie zasiadł do stolika, tuż przed Takanorim i w ciszy oczekiwał aż kelnerka przyjmie od niego zamówienie. Nie musiał zaglądać do menu, doskonale wiedział czego chce (czyżby przełom w nauce i technice?). Jednak ta chwila nie nadeszła. Feel like a ninja, kurna. I już miał podnieść rękę i delikatnie przypomnieć o swojej obecności, kiedy srebrnooki go uprzedził. Ta, można się było tego spodziewać. - Cappuccino – rzucił po kilku sekundach niemego zawahania. Tak, dokładnie, tym razem nie decydował się na nic szczególnie mocnego. I tak powiem w tajemnicy, że nadmiar kofeiny niezbyt dobrze na niego działa. Jeśli widzieliście kiedyś jakiegoś popieprzonego gimbusa z głupawką stulecia i nadmiarem energii to powinniście wiedzieć o czym mówię. | |
| | | Lion Donosiciel
Liczba postów : 327 Dołączył : 11/10/2013
FUNKCJA : Mistrz Gry; moderatorka spisu rang. Godność : Mio Misao Mizuki Ren Shiori Hotaru Sayaka `Lion` Amasakawa, ale większość zna ją jako Ruby Gráinne Elisabeth Terrell-Murillo. Wiek : Osiemnaście wiosen. Zawód : W organizacji robi jako durny konfident, natomiast publicznie dorabia sobie jako kelnerka w kawiarence. I podobno chodzi do liceum. Orientacja : Ponoć aseksualna, ale i tak wszyscy wiemy, że to bi. Partner : Drozd~. A nie, zaraz... Drozda nie ma! Q_Q Wzrost i waga : 148cm | 39kg Znaki szczególne : Heterochromia (aktualnie nosi czerwone soczewki); aktualnie różowe włosy; tatuaże; mnogość kolczyków w uszach; ponadprzeciętny debilizm; alter ego. Aktualny ubiór : Feliks: Bu~ + włosy splecione w warkocz.
Natsume: To + grube, bladoróżowe rajstopy, taki sam płaszczyk, a zamiast koturnów białe glany 15-stki. Włosy związane w dwa wysokie kucyki. Ekwipunek : W torbie: portfel (w tym pieniążki i dokumentyyy) i klucze do mieszkania. W kieszeni telefon komórkowy, za cholewą buta granatowy nożyk do tapet, a na rączkach mały skurwiel... yyy, kotek. Obrażenia : Ledwo widoczne zadrapanie na prawym policzku. Multikonta : Jester | Yuu | Walker
| Temat: Re: Promenada. Nie Gru 01, 2013 8:14 am | |
| Na nikogo nie leciała, cholera! O co jej chodziło? To przecież nie wina Mio, że... uuugh! I dlaczego tak po prostu sobie poszła? Tak w środku rozmowy? To nieodpowiednie. Do tego nazwała ją króliczkiem! Jakim prawem w ogóle śmiała ją tak nazwać? Mio nie była żadnym pieprzonym skurwielem, tylko kiciusiem! Kiciusiem cholera! I nie potrzebowała psa! Miała pazury. Znaczy się, glany. Ale glany były, niczym największe szpony, jeśli tylko zachodziła taka potrzeba. Zresztą, nawet nie miała ochoty spierać się z jej słowami w myślach. Nawet nie była taka znowu zła. Ale, fakt faktem, przykro jej się zrobiło. W końcu zostawiania Mio samej, a do tego w nocy, było czymś potwornym. Bez pozwolenia jej się pożegnać? To już druga taka osoba. Aż jej się ryczeć chciało, no słowo! A skoro o słowach mowa, to na wyraz "zmykaj" jakby machinalnie odwróciła się na pięcie. Zaczęła powolnymi, drobnymi kroczkami dreptać w stronę, z której tu przybiegła, po drodze zapewne rozwalając kolejne reflektory, o ile ktoś na nią rzecz jasna wjechał. [z/t] | |
| | | Takanori Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
| Temat: Re: Promenada. Nie Gru 01, 2013 1:29 pm | |
| Nie istniało żadne pisanie prawo, które zabraniałoby przywódcy działać na szkodę swoich podopiecznych. Zresztą, nawet jeżeli takie by zaistniało, Ryan – a wiadomo jaki chłopak potrafił być – najpewniej nie stosowałby się do niego. Ustalał swoje własne zasady dla ludzi, którzy znajdowali się pod jego skrzydłami. Był tym złym wilkiem, a nawet w prawdziwym stadzie czasem decydowano o tym, kto zostanie poszkodowany i tym razem będzie musiał obejść się bez obiadu. Także najpewniej jakiś powód do obaw istniał, jednak póki co nie był dokładnie sprecyzowany. Najlepiej spłaty długu było zostawić sobie na sytuacje, które wymagały „wyższej konieczności” albo czekać na moment, w którym dług zostanie spłacony pod wpływem jakiejś krytycznej chwili. Teraz jednak Feliks mógł być spokojny, ponieważ żadne z dwóch wymienionych nie miało miejsca. W tak spokojnej kawiarni, jak ta raczej trudno było zrobić sobie krzywdę. Choć istniała niewielka – bardzo drobna – szansa na to, że ktoś tu wpadnie i targnie się na życia obecnych. Wszyscy wiemy jednak, że nie żyli w cholernym filmie akcji, w którym takie coś uszłoby płazem i poszło równie gładko, jak na ekranach kinowych czy telewizyjnych. Kelnerka przyjęła zamówienie czerwonowłosego i poprosiła oboje klientów o cierpliwość. Energicznymi krokami skierowała się za ladę, na chwilę pozostawiając tę dwójkę samym sobie. Zapewne nie był to najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę, że cisz, która zapadła przy stoliku była przytłaczająca i zapewne miała doprowadzić do tego, że czas oczekiwania na gorący napój miał zacząć się dłużyć. Ciemnowłosy powiódł spojrzeniem po kawiarni, wyjrzał także przez szybę na zewnątrz, jednak ostatecznie szare tęczówki wlepiły nieco wyczekujący wzrok w twarz chłopaka. Czasami zastanawiał się, co tak naprawdę było powodem tego, że swojego czasu wyciągnął go z tamtego zaułka, gdy jego życie wisiało na włosku. Właściwie nic z tego nie miał, prócz kogoś, kto czasem plątał mu się pod nogami. Aktualny problem nie leżał jednak w tym dlaczego tak się stało, a w tym, że z punktu widzenia trzeciej osoby ich aktualne spotkanie mogło wydawać się dość niezręczne lub po prostu dziwaczne z powodu braku jakiejkolwiek konwersacji. Gdy dochodzi do spotkania dwóch małomównych jednostek, tak właśnie się to kończy. Z tym, że w tym wypadku to Takanori prawdopodobnie zajmował posadę tego bardziej pewnego siebie i najwyraźniej to od niego oczekiwano więcej. Palce zastukały o blat. ― Widzę, że nie stałeś w kolejce po rozmowność ― mruknął z lekkim zrezygnowaniem, choć – jak już wcześniej wspomniano – wcale nie był lepszy, choć prawdopodobnie w odróżnieniu do Black'a, był w w stanie wydusić z siebie więcej, gdy przychodziło mu bronić swoich racji. ― I nadal wisisz mi kilka dolców, ale wnioskuję, że nie tylko mi ― skoro jeszcze ich nie dostał, sprawa wydawała się dość oczywista. Przyjrzał się młodzieńcowi z cieniem zaciekawienia, ledwo widocznym. ― Znowu nie uważałeś? Nie musiał rozwodzić się nad tym, o co mu chodziło. W pytaniu, które zadał nie było też żadnej troski, jakby to, że złodziej mógł naćpać się któryś raz z kolei i skończyć podobnie nie było niczym dziwnym, ani niewykonalnym. Zresztą, z ćpunami już tak było, prawda? W wielu przypadkach wydawało się, że złe doświadczenia czegoś ich nauczą, a oni wciąż wyciągali ręce po swoją śmierć. Cowell był w tym względzie zatwardziałym realistą, więc sceptycznie podchodził do żywienia podobnych nadziei. | |
| | | Rocket Raccoon Przybysz
Liczba postów : 78 Dołączył : 20/09/2013
Godność : Em... Ten... Jak się nazywam? No... Feliks! Tak, Feliks... Nazwisko? Huh? No... To podchwytliwe pytanie? Wiek : Wiek? No, wydaje mi się, że mamy XXI wiek... Co nie? A! O to chodzi... No więc... Ten... Koło dwudziestu? Chyba... Nie wiem. Zawód : Słyszałeś o tym cholernym kieszonkowcu? Ponoć jest ich kilku. Już zajebali mi portfel i łańcuszek dla żony. Orientacja : Eh? Co? Ja... Co to miłość? - czyli potencjalnie aseksualny, ale cholera go tam wie jak jest naprawdę. Wzrost i waga : 160/47 Znaki szczególne : Cholernie dziwny, mega trudno jest z nim normalnie porozmawiać lub czegoś się dowiedzieć. Ma heterochromię centralną (brązowo-niebiesko-zielone oczy), bardzo często nosi maskę szopa, która jest super zajebista i wy takiej nie macie! Aktualny ubiór : Szara koszulka z czarnym napisem "Sludge Factory", czarna bluza, ciemnoszare spodnie, wciśnięte w 25-dziurkowe glany, czarna czapka-skarpeta na głowie. Ekwipunek : Telefon, portfel, scyzoryk szwajcarski, nóż motylkowy i... krem do rąk. Obrażenia : Myślenie w toku.
| Temat: Re: Promenada. Nie Gru 08, 2013 9:08 pm | |
| Dług najlepiej spłacało się przy lamorożcach. Albo będąc lamorożcem. Takowe to zawsze odpłacały się z nawiązką, nie tylko w sensie zemsto... zemśc... mszczą... zemścianym. Gdy pożyczysz im złotówkę - odsetki będą tak wysokie, że wzbogacisz się, kurna, pięciokrotnie, i wcale nie chodzi o to, że otrzymasz w zamian złotych pięć. Te to mają wtyki u skrzatów i ich zaczarowanego złota w garncach na krańcu tęczy, które tylko świeci i świeci, daje po oczach, ale przy okazji sprawia tyle radości, że o ja pierdzielę. Pewnie nawet surykatki czerpały by z niego więcej szczęścia, niż ze swojego słynnego nakurwiania densa, a puchate różowe jednorożce porzuciłyby kartkę pokolorowaną na tęczowo, byleby tylko podreptać po tej prawdziwej, aż do upragnionego przez wszystkich skarbu. Kolorowe ślepia rozglądały się na wszystkie strony ze swoją zwyczajową nieogarniętością, najpewniej będąc myślami gdzieś daleko, jak najdalej, blisko sera, sernika i swojego łóżka w nieswoim domu, gdzie tuż za ścianą czekała miłość jego życia o nazwisku Amasa... Albo i nie. Tak, czy siak, aktualnie już nie zwracał zbytniej uwagi na otoczenie, ani nawet na osobę szatyna, towarzyszącemu mu w tej magicznej przygodzie pełnej kofeinowych skarbów. Większe zainteresowanie sobą Nishimura zyskał dzięki cichemu zabębnieniu dłonią o stolik, którego dźwięk dotarł do uszu, czy może raczej umysłu Szopeła z lekkim (czytaj: bardzo dużym) opóźnieniem. Wreszcie jednak wsłuchał się w jego głos, a nawet na niego spojrzał. To ci dopiero cuda! Takich to nawet nad Wisłą, Odrą i innymi Wartami nie widzieli! - ...co? - Wykrztusił tylko, a powieki opadały i podnosiły się z niemałą prędkością w odcinku dwóch, czy trzech sekund. Niezbyt wiele z tego co mówił jego szef do niego docierało, ale to było raczej normalne. W końcu tylko niedokońcaniewinnym zombie-złodziejem, no nie? I nie obchodziło go teraz nic innego, jak tylko mózgi. A w tym przypadku mózgami była kawa. Drogocenna, cudowna, zajebista kawa, która powinna stać przed nim już dawno. - Wiszę...? Serio? - Wzruszył ramionami, ale tuż po tym pokiwał głową w zrozumieniu. Odda je. Jasne. Kiedyś. Może. Jak mu ktoś da. Jak ukradnie. „Znowu nie uważałeś?” - Ale, że z czym? - Uniósł brwi, będąc utwierdzonym w przekonaniu, że nie stało się nic złego. No bo, w gruncie rzeczy, nie widział nic, czym można by się w jego przypadku przejmować... czy można było?
Post tak bardzo pisany z Mio, heheszki. ~ Dobra, tak naprawdę to ona odwaliła część roboty, a ja tylko zrobiłam jakieś żule. | |
| | | Takanori Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
| Temat: Re: Promenada. Wto Gru 10, 2013 11:43 am | |
| Ignorancja też miała swoje granice. Granicą tą było przykładowo ignorowanie jego pieprzonej wysokości. Był zdegustowany tym absolutnym brakiem koncentracji. Wymruczał coś pod nosem, wyraźnie niezadowolony, jednak – prawdopodobnie – wypowiedziane cicho przekleństwa utonęły w gwarze festynu. Zastanawiało go czy ludzie tacy, jak Feliks w ogóle ogarniali otaczającą ich rzeczywistość. Czy potrafili przynajmniej raz dać znak na to, że rozumieli co się do nich mówi i słuchali tego uważnie, by wyciągnąć jakiekolwiek wnioski... Niestety. Ilekroć snuł podobne rozważania, ostateczna myśl wiązała się z tym, że nie powinien być zbyt wymagający wobec takich osób. Ujmowało im to w jego oczach, przy czym nie należało dziwić się temu, że ciemnowłosy nie potrafił uszanować znacznej większości społeczeństwa. Już chciał coś powiedzieć, jednak papierowe kubki z gorącymi napojami stuknęły o blat, gdy tylko kelnerka znalazła się obok ich stolika. Młodzieniec zaraz sięgnął po swoją kawę, by upić łyk. Kofeina podziałała na niego uspokajająco, a zobojętniały wyraz powrócił do łask, chociaż szare tęczówki wyrażały nieprzychylność, gdy Takanori spoglądał na czerwonowłosego znad kubka. Kolejne stuknięcie. Papierowe naczynie znów znalazło się na niewielkim stole. Końcówką języka chłopak pozbył się z dolnej wargi resztek latte, po czym na chwilę przytknął wierzch dłoni do ust. ― Nic. ― Wzruszył barkami, jednak to krótkie słowo niczym nie różniło się od lodowatej igły, która miała wbić się w podświadomość Alexa i dać mu do zrozumienia, że jednak coś było na rzeczy. Nie musiał długo zastanawiać się nad tym, o co chodziło. ― Zastanawiałem się tym, czy interesuje cię coś poza tym czy wciągniesz dziś nosem czy dasz sobie w żyłę. Musisz mieć bardzo skomplikowane problemy życiowe. ― Westchnął zrezygnowany i pokręcił głową. Nie miał żadnych zahamowań, toteż wypominanie z łatwością przechodziło mu przez gardło. Nie mógł przyznać jednak, by mu się to podobało. Rzadko prosił się o czyjeś towarzystwo, ale kiedy już pozwalał sobie na nagięcie swoich zasad, to jednak oczekiwał jakieś inicjatywy. A przecież mogli milczeć. To takie proste. ― Właśnie z tym ― rzucił, po czym po raz kolejny sięgnął po kubek. Upiwszy łyk, kontynuował: ― Zresztą nieważne. Po prostu dotrzymuj umów, bo jeszcze stracisz coś więcej, niż tylko zęby. Nawet nie mówię, że koniecznie z mojej winy, ale sam rozumiesz. ― Podejrzewał, że nawet nie musiał tłumaczyć mu tego, niczym niesfornemu dzieciakowi. Oczywiście nie wykluczał też, że osobiście mógł wyrządzić mu krzywdę, gdyby któregoś dnia po prostu stracił cierpliwość.
Tak krótko... Ale przynajmniej jest. | |
| | | Rocket Raccoon Przybysz
Liczba postów : 78 Dołączył : 20/09/2013
Godność : Em... Ten... Jak się nazywam? No... Feliks! Tak, Feliks... Nazwisko? Huh? No... To podchwytliwe pytanie? Wiek : Wiek? No, wydaje mi się, że mamy XXI wiek... Co nie? A! O to chodzi... No więc... Ten... Koło dwudziestu? Chyba... Nie wiem. Zawód : Słyszałeś o tym cholernym kieszonkowcu? Ponoć jest ich kilku. Już zajebali mi portfel i łańcuszek dla żony. Orientacja : Eh? Co? Ja... Co to miłość? - czyli potencjalnie aseksualny, ale cholera go tam wie jak jest naprawdę. Wzrost i waga : 160/47 Znaki szczególne : Cholernie dziwny, mega trudno jest z nim normalnie porozmawiać lub czegoś się dowiedzieć. Ma heterochromię centralną (brązowo-niebiesko-zielone oczy), bardzo często nosi maskę szopa, która jest super zajebista i wy takiej nie macie! Aktualny ubiór : Szara koszulka z czarnym napisem "Sludge Factory", czarna bluza, ciemnoszare spodnie, wciśnięte w 25-dziurkowe glany, czarna czapka-skarpeta na głowie. Ekwipunek : Telefon, portfel, scyzoryk szwajcarski, nóż motylkowy i... krem do rąk. Obrażenia : Myślenie w toku.
| Temat: Re: Promenada. Czw Gru 26, 2013 8:31 pm | |
| Co fakt to fakt – Alex nigdy nie był wzorowym słuchaczem. A w każdym razie nigdy, odkąd zaczął swoją tęczową przygodę z narkomanią. Początki były stosunkowo proste, w końcu nie zaczynał od jakichś monstrualnych dawek, więc można było to wykryć tylko po oczach, narkoteście lub zachowaniu docelowo po wzięciu. Lecz teraz, po okrągłych czterech latach, można to stwierdzić po wyglądzie, ogólnym zachowaniu, odporności organizmu i tym podobnych… Lecz to wszystko niestety da się wykryć dopiero po dłuższej znajomości Feliksa, by wiedzieć jak dawniej się zachowywał, wyglądał… W każdym razie wiele narkomanów po tak długim okresie trafia do ośrodków detoksacyjnych w psychiatrykach, zakładów terapii uzależnień lub… zakładów pogrzebowych, lecz ci, którzy nie podjęli się leczenia lub śmierci – zyskują w prezencie większe lub drobniejsze zmiany zachowań, zależnie od przyjmowanego narkotyku… Ashworth, na ten przykład, zyskał bardzo odrębne postrzeganie rzeczywistości. Dlatego też czasem zachowuje się jak człowiek z autyzmem – zupełnie nie rozumie co się do niego mówi, reaguje dopiero na niektóre obrazy lub dźwięki, a więc jest też trochę jak zwierzę… Aczkolwiek osoby, które nie mają pojęcia o dawnym usposobieniu złodzieja, ani również o tym, że zażywa substancje psychoaktywne faktycznie mogłyby sądzić, iż cierpi on na coś, w rodzaju autyzmu. Trzeba bowiem wiedzieć, iż ludzie z tą chorobą – w szczególności dzieci i młodzież – wykazują jakieś szczególne zdolności w danej dziedzinie, choć ich psychika jest wypaczona i znacznie się różni od normalnego człowieka. Weźmy na przykład takiego X. X jest dzieckiem z autyzmem, które najprawdopodobniej do końca swojego życia będzie totalnie niesamodzielne. Nie potrafi sam się ubrać, zjeść, nie może wyjść samemu na zewnątrz… W dodatku zupełnie nie da się przewidzieć jego zachowań, potrzeb ani emocji, ponieważ nie mówi. Aczkolwiek pomimo tego wszystkiego X posiada swoją szczególną zdolność… Jest absolutnym mistrzem w, dajmy na to, matematyce. I pomimo, że ma – powiedzmy – osiem lat, to potrafi rozwiązać zadania na poziomie gimnazjum. Dokładnie na tej samej zasadzie Feliks mógłby mieć tą chorobę i specjalną zdolność w złodziejstwie, dla ludzi niewtajemniczonych. Z tym wyjątkiem, że mówi. Niechętnie i niezbyt często, ale jednak. W każdym razie – ludzie po prochach rzeczywiście w większości przypadków tracą częściowy kontakt ze światem, tak samo jak i czerwonowłosy. Ich psychika z lekka podupada… Czy da się z tego wyleczyć? Może i tak, ale jest to kwestia nie tylko wytrzymałości – zatem i silnej woli, ale również wyboru… Przecież nie każdy człowiek chce się wyleczyć z narkomanii, prawda? Jednak istnieją ponoć przypadki, które dokładnie wiedzą co się wokół nich dzieje, chociaż zażywają już kawał czasu. Ale ci to muszą mieć już naprawdę wielką wytrzymałość, kontrolę nad swoim ciałem i tym podobne… Dobra, mniejsza o to. Znowu się rozgaduję na jakieś zupełnie nieważne tematy. O dziwo tym razem nie był umysłem gdzieś bardzo daleko od kawiarni, w której przebywali. Tym razem pokornie słuchał, choć chciałby nie słyszeć. W końcu nikt nie chciałby słuchać, jak szef daje mu subtelną aluzję, że jest niepoważnym matołem, który nie widzi w swoim życiu niczego, oprócz narkotyków. Gdzieś w jego podświadomości, jakaś mała cząsteczka, zwana egoizmem, piszczała, że Ryan zapewne też nie jest taki idealny, ale Black ją ignorował. Nie miał zamiaru się wdawać z nikim w dyskusje. O dziwo wydaje się być dosyć pokojowym człowiekiem, ale gdybyście wy wiedzieli, co czasami dzieje się w jego umyśle na temat niektórych ludzi… Tak czy inaczej – na jego twarzy pojawiła się emocja, która przypominała nieco skruchę. Było mu przykro? Być może… Ale statystyki udowadniają, że prawie 80% ludzi okazuje skruchę i przeprasza tylko po to, by nie ponosić konsekwencji. Westchnięcie. - Rozumiem – odparł, tym swoim dziwnym, chłopięcym głosem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w białą piankę, posypaną kawą albo kakao, pod którą kryło się jego cappuccino, zapewne z dużą ilością mleka… W końcu jednak podniósł kubek do ust i napił się, biorąc kilka niewielkich łyków, po czym odstawił naczynie i oblizał górną wargę, która przykryta niewielką warstwą tejże piany. | |
| | | Takanori Przywódca
Liczba postów : 1103 Dołączył : 27/08/2013
FUNKCJA : Administracyjny Skurwiel. Godność : Z urodzenia Takanori Nishimura, jednak wszystkie dokumenty wskazują na to, że nazywa się Ryan Cowell. Wiek : Liczy sobie dwadzieścia lat, choć zapewne niejeden ująłby mu z dwie wiosny. Zawód : Przede wszystkim despota z licencją na skurwysyństwo. Poza tym włamywacz, złodziej, zabójca, kłamca, a od biedy porobi za młodego barmana i muzyka w klubie. Orientacja : Skłonność do aseksualizmu ze słabością do niższych od siebie chłopców. Wzrost i waga : 174 cm | 59 kilogramów. Znaki szczególne : Spaczenie emocjonalne. Srebrne tęczówki oczu. Znaki w kanie wytatuowane wzdłuż linii kręgosłupa; duża blizna przecinająca klatkę piersiową. Kilka kolczyków w prawym uchu, a w lewym jeden. Aktualny ubiór : Z Gilbertem: Zwykły, biały i nieco przyszeroki podkoszulek; luźna, cienka, jasnoszara, rozpięta bluza z kapturem i z podciągniętymi pod łokcie rękawami; czarna, skórzana kurtka; szare, poprzecierane jeansy, podtrzymywane na biodrach czarnym, ćwiekowanym paskiem; na nogach czarne trampki; na lewym nadgarstku przewiązana biała bandana z czarnymi wzorkami; na szyi zawieszone srebrne nieśmiertelniki. Ekwipunek : Zapalniczka benzynowa, paczka czekoladowych papierosów, nóż sprężynowy, portfel i telefon komórkowy. Obrażenia : Rozcięty lewy policzek.
| Temat: Re: Promenada. Wto Gru 31, 2013 2:36 pm | |
| To, że zdawał sobie sprawę ze skutków ubocznych zażywania narkotyków, nie usprawiedliwiało Feliksa w niczym. Jego zachowanie Takanori odbierał jako niechęć do postarania się, by wreszcie doprowadzić się do względnego porządku. Nie znał Black'a jeszcze z czasów przed zażywaniem – w końcu znalazł go bliskiego śmierci od przedawkowania. Już od tamtej chwili mógł wyrobić sobie o nim gorsze zdanie. To nic, że sam przysporzył sobie nieco problemów, gdy zabrał go do swojego domu. Już wtedy znał go pobieżnie, więc jedynym argumentem opowiadającym się za tamtą pomocą były osobiste korzyści. Poza tym nie mógł zaciągnąć go do szpitala, gdy w jego żyłach krążyły już zakazane substancje. Alex miał sporo szczęścia. Ryan miał już okazję obserwować osoby podobne do czerwonowłosego, jednak z żadną z nich nie musiał współpracować. I całe szczęście, bo trudno byłoby znieść bandę ćpunów dookoła, mając świadomość tego, że do trzech czwartych z nich nie docierałoby to, co się do nich mówi. Ponadto nie wiadomo, w którym momencie mogłoby im strzelić coś głupiego do głowy, a substancje psychoaktywne w każdej chwili mogły otworzyć im usta przed osobami, które nie były upoważnione do wysłuchiwania pewnych utajnionych informacji. Jego mały rozmówca nadrabiał tym, że rzeczywiście sprawdzał się w swoim fachu, jednak trudno było tu mówić o tym, by Cowell powierzył mu całe swoje zaufanie. Pewnie, że sam nie był idealny, ale większość tych niedociągnięć potrafił zamaskować do tego stopnia, by nikt nie miał pojęcia o tym, co było. Oczywiście każdy lubił snuć własne teorie na temat jego przeszłości i każda była mylna, choć lubił im przytakiwać, by oszczędzić sobie mówienia prawdy lub wymyślania własnej historii, jednak na ten temat i tak na ogół milczał. Ludzie mogli wierzyć w to, w co chcieli wierzyć, a jemu z kolei nie robiło to żadnej różnicy. Mógł być dzieciakiem z patologicznej rodziny, mógł być synem bogacza, mógł być dosłownie każdym i z wewnętrzną satysfakcją chłonąć cudze pomyłki. Niektórzy myśleli za dużo i nie wychodziło im to na dobre. „Rozumiem.” Pocieszające...Ale nie to mówił wyraz jego twarzy. Bynajmniej nie pocieszony. Wyraz skruchy nie zrobił na nim wrażenia, choć na chwilę uniósł brwi. Nie był to wyraz zdumienia, a raczej lekkiego powątpiewania. Trudno, żeby dał radę uwierzyć mu od tak, skoro miał świadomość tego, że historia będzie zataczać koło, a za niedługo ktoś inny będzie wygrzebywał go ze sterty śmieci, gdy ponownie się zaćpa. Z drugiej strony nie było mu nic do tego, wyłączając wszelkie interesy organizacji. ― Jasne ― mruknął z pewną dozą niechęci. Poskąpił mu już jakiegokolwiek innego komentarza. Z reguły i tak potrafił milczeć przez większość czasu, ale Ashworth był w tym mistrzem. Problem w tym, że trudno było się produkować, gdy druga strona nie zdradzała żadnego zainteresowania. Odwrócił wzrok od młodzieńca, by zawiesić go na scenerii za oknem kawiarni. Zdecydowanie nie byli dla siebie najlepszym towarzystwem, a jedynym plusem tego wspólnego wypadu (który mimo wszystko nie musiał odbyć się w dwójkę) była dobra kawa, której łyk właśnie upił. W tej uporczywej ciszy, która zapadła między nimi, wyglądał, jakby właśnie nad czymś się zastanawiał. Dopiero telefon, który odezwał się wibracjami zmusił go do poruszenia się. Wyciągnął komórkę z kieszeni i odczytał wiadomość, jednak zaraz schował ją z powrotem, nie udzielając już żadnej odpowiedzi osobie, z którą korespondował. ― Pewnie nie zatrzymają ich na długo ― dodał już ciszej, jednak na tyle wyraźnie, by Castiel mógł usłyszeć słowa, które padły z jego ust. Nie było też trudno się domyślić, że chodziło właśnie o chłopaków, z którymi wcześniej musieli się zmierzyć. Tak czy inaczej sprawa z nimi była mniej więcej pod kontrolą, a ciemnowłosy wysunął portfel z kieszeni, by zaraz wygrzebać z niego kilka drobniaków i rzucić je na stół. Rzecz jasna, płacił tylko za siebie. To zadeklarowało jego plan odejścia od stołu, a i nie wyszedł z kolejnymi propozycjami na spędzenie wieczoru, co świadczyło o tym, że zapalczywy fan szopów miał zostać tu sam. Szarooki odsunął się od stolika, wstając z krzesła. A zgarnąwszy papierowy kubek z blatu oddalił się bez słowa pożegnania. Kto bogatemu zabroni... z/t. Tak bardzo brak weny, siły i w ogóle. To pozostawiam cię wolną, córko. | |
| | | Rocket Raccoon Przybysz
Liczba postów : 78 Dołączył : 20/09/2013
Godność : Em... Ten... Jak się nazywam? No... Feliks! Tak, Feliks... Nazwisko? Huh? No... To podchwytliwe pytanie? Wiek : Wiek? No, wydaje mi się, że mamy XXI wiek... Co nie? A! O to chodzi... No więc... Ten... Koło dwudziestu? Chyba... Nie wiem. Zawód : Słyszałeś o tym cholernym kieszonkowcu? Ponoć jest ich kilku. Już zajebali mi portfel i łańcuszek dla żony. Orientacja : Eh? Co? Ja... Co to miłość? - czyli potencjalnie aseksualny, ale cholera go tam wie jak jest naprawdę. Wzrost i waga : 160/47 Znaki szczególne : Cholernie dziwny, mega trudno jest z nim normalnie porozmawiać lub czegoś się dowiedzieć. Ma heterochromię centralną (brązowo-niebiesko-zielone oczy), bardzo często nosi maskę szopa, która jest super zajebista i wy takiej nie macie! Aktualny ubiór : Szara koszulka z czarnym napisem "Sludge Factory", czarna bluza, ciemnoszare spodnie, wciśnięte w 25-dziurkowe glany, czarna czapka-skarpeta na głowie. Ekwipunek : Telefon, portfel, scyzoryk szwajcarski, nóż motylkowy i... krem do rąk. Obrażenia : Myślenie w toku.
| Temat: Re: Promenada. Pon Sty 27, 2014 10:37 pm | |
| A Feliks? Ten nawet nie zauważył, kiedy nagle telefon Takanoriego zawibrował (to znaczy… istotnie – zauważył, aczkolwiek nie zwrócił na szczególnej uwagi, gdyż akurat w tym momecie delektował się smakiem swojego pysznego cappuccino), powiedział coś i uprzednio kładąc odliczoną sumkę pieniędzy – wyszedł z lokalu, trzaskając drzwiami. Owszem, może i zauważył zniknięcie swojego szefa, ale ten cały czas zaczął płynąć dla niego tak… szybko. Bardzo szybko. Jakby to wszystko stało się w ułamku sekundy. Może zawrót głowy? Czyżby znowu był chory? A może zmęczenie? Westchnął. Tak, był chory, a zarazem zmęczony. Zmęczony chorobą, będąca życiem. Brzmi jak jakiś pieprzony poemat, co nie? Ta, to prawdopodobnie dlatego, że narratorce udzieliły się melancholijne klimaty, rodem z angielskich dramaturgii z XVIII wieku. Nevermind. Spojrzał na pieniądze. Tak, było ich stanowczo za mało, by starczyło również na kawę. Spojrzał na tablicę, wiszącą nad barkiem, która stanowiła coś w rodzaju cennika. Cztery dolary. Kolejne westchnięcie. Był pewien, że nie będzie tyle miał. Wyciągnął i zajrzał do portfela. Tak, jak się spodziewał – tylko dolar i dwadzieścia centów. Wzruszył ramionami i zostawił tego dolara, zostawiając sobie tą ostatnią dwudziestkę. Może jeszcze na coś mu się przyda, prawda? Na przykład jak dresy go napadną i będą żądać pieniędzy, lolz. „Pewnie nie zatrzymają ich na długo”. No jasne… To oznaczało, że powinien się już stąd zmywać. I tak właściwie to nie miał tutaj nic większego do roboty. Bo co takiego niby mógłby robić, skoro Ryan odszedł w nieznane? Jeszcze byłby się tu zasiedział, a kelnerki zapamiętałyby jego twarz i z niezauważonej ucieczki bez płacenia dokładnej sumy byłyby nici. Pośpiewując sobie w myślach jakąś piosenkę, o grobowym wręcz nastroju, po cichutku odsunął krzesło, starając się nie narobić zbędnego hałasu, zasunął je równie cicho, i pospiesznie wyszedł, zasuwając kaptur na głowę. Jak zwykle. Czynność powtarzana niezwykle często, jak mantrę, w niemalże każdym sklepie. Owszem, może i czasem starał się kupować coś za żywe pieniądze… „Nie można żyć przez cały czas z kradzieży” – jak to powtarza często Alice. Z tym, że ona ma zapewne na myśli uczciwość i inne takie bzdury, a nie to, że w końcu więcej ludzi zacznie go zauważać i psy zaczną go ścigać. Tsah. Tak czy inaczej – wyszedł z kawiarenki, pociągając nosem, kierując się w tylko sobie znanym kierunku. | |
| | | Oliver Szpieg
Liczba postów : 19 Dołączył : 19/01/2014
Godność : Oliver Einer Wiek : 19 Zawód : Szpieg Orientacja : Aseks Partner : ... seriously? Wzrost i waga : 160/45 Znaki szczególne : Einer nie jest osobą, która jakkolwiek mogłaby się wyróżniać, no może poza wiecznie nie odstępującej go na krok maski czy chomika w kieszeni bądź węża na szyi. Dodać jeszcze można, że chociaż ma 19 lat przypomina podstawówkę albo gimbusa i to takiego niewyrośniętego. To w ogóle dziwny człowiek jest... Aktualny ubiór : Natalie: biały T-shirt, na to zarzucona czarna bluza i czarne... pseudo-bokserki oraz ciemne adidasy.
Yuu: czarna koszulka, na to biała bluza z podwiniętymi rękawami, 3/4 jeansy i najnormalniejsze tenisówki. Ekwipunek : Co nosi przy sobie? Taki tam mały sztylecik żeby było czym chleb pokroić dla głodujących wron. Dodatkowo łańcuszek bardzo często zapinany na ręku pod bluzą sięgający od nadgarstka do łokcia (po co mu to? Nikt nie wie). Multikonta : Nope
| Temat: Re: Promenada. Czw Lut 27, 2014 3:19 pm | |
| - Co ja miałem... Oliver drapiąc się po głowie ominął kolejne stoisko z jedzeniem. Jego oczęta od razu skupiły się na małych apetycznie wyglądających cukiereczkach. Były całe białe, na wierzchu obsypane kolorową posypką. Takich jeszcze nie jadł. A to przecież grzech nie zająć się tymi biednymi, małymi, pewnie samotnymi słodyczami. Zresztą, co poradzić jak one go wzywały. Krzyczały w niebo głosy żeby tylko je wziął i skosztował. Chłopak łatwowierny... Uwierzył im i już chwilę potem szedł dalej deptakiem z dużych rozmiarów torebeczką łakoci. - Mam dziwne przeczucie, że miałem coś zrobić - rozejrzał się zamyślony. Tak, zapomniał, jaki był cel, w którym się tu znalazł i tak, nie powinien teraz tak drałować gdzie go nogi poniosą tylko spróbować sobie coś przypomnieć, ale nieeee. Bo i po co. I na to zadanie przyjdzie odpowiedni czas, wtedy się nią zajmie tak jak powinien, to raczej nie było nic ważnego. Ot sposób na organizację czasu. Prawdą jest, że chłopak nie lubił się przemęczać i nigdy tego nie robił. To było jak wielkie przekleństwo.. "ruszanie się". Za każdym razem, gdy to słyszał przechodziły go zimne dreszcze po plecach. Gdyby nie muzyka pewnie nadal zastanawiałby się nad sensem przyjścia tu, a przecież wiadomo, że tylko by sobie zaśmiecał młodociany umysł. Spojrzał na grajka. Skrzypek. Ot wysoki, ciemnowłosy, pogrywał właśnie jakąś wesołą melodię, a jako iż takie wyjątkowo przypadały Oliver'owi do głowy, zwłaszcza na skrzypcach bądź pianinie od razu przysiadł na najbliższej ławce zasłuchany. Ktoś przechodzący obok mógłby pomyśleć, że chłopak naprawdę tak mocno wczuł się w muzykę aż zupełnie odleciał, jednak nie było to prawdą. Po prostu jego choróbsko trzymające się od czasu podstawówki po raz kolejny dało o sobie znać. Jakim cudem narkolepsja łapie go zawsze wtedy, gdy przebywa gdzieś na mieście? Tego nie umiał zrozumieć. Ciekawym faktem jest, iż chłopięcie zdaje sobie sprawę z faktu, o której godzinie na ogół łapią go ataki senności, jednak, jak wszystko inne, i to dostało piękną plakietkę z napisem "Zajmę się później". Cóż można by rzec? Rozwalił się taki na ławeczce, zaczął ją perfidnie okupować i mu się przysnęło. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, iż niedługo najprawdopodobniej już nie będzie mógł się delektować samotnością. | |
| | | Yuu Zabójca
Liczba postów : 49 Dołączył : 02/12/2013
Godność : Yuusuke Akira Hideyoshi Katsuyuki Noburo Ochida | Deuce Matthew Alvarez Wiek : 23 lata Zawód : Robi na kasie w Macu, żeby później mordować klientelę~. Orientacja : Raczej hetero~. Partner : ._. *siscon* Wzrost i waga : 187cm | 75kg Znaki szczególne : Podłużna blizna na policzku; dwubarwne tęczówki (prawa oliwkowa, lewa szmaragdowa); poprzekłuwane uszy (w lewym dwie dziurki w płatku, w prawym jedna w płatku i cztery idące wzdłuż obrąbka). Aktualny ubiór : Hemoglobina: ...czarne bokserki? ._. I srebrne kolczyki-śrubki w każdej dziurce w uszach.
Oliver: ciemnoszare jeansy, wpuszczone w czarne glany 30-stki; czarna koszula o rozpiętym górnym guziku; czarna, skórzana kurtka; na szyi przewiązana biała bandana, a w uszach srebrne kolczyki-kółka. Ekwipunek : Czarny Colt Peacekeeper (nabity, hai, hai); paczka Camel Milds Orange (+zapalniczka); paczka gum miętowych. Multikonta : Yandere Loli | Błazen Posterunkowy
| Temat: Re: Promenada. Czw Lut 27, 2014 4:41 pm | |
| Musnął koniuszkami palców swoją bandanę, kiedy poprawiał niesforne włosy, wzdychając przy tym ciężko. Wciąż tylko robiły problemy. Powinien je już dawno ściąć, ale jednocześnie się do tego nie palił. Przecież nie było przyczyny, a tak było mu cieplej w kark i czuł się trochę lepiej. Do tego nie musiał ich układać, dzięki czemu nie wyszedłby na pedała. Wystarczyło tylko przejechać po nich szczotką. Ale to nie o włosach teraz rozmawiamy. Naszym tematem jest sam ich właściciel, pokonujący właśnie kolejne metry, dzielące go od celu, jakim miał być jego dom. Nie spieszył się - w końcu dłuższy spacer nie był złą rzeczą - a nawet można było stwierdzić, iż z premedytacją się ociągał. Przyczyna? Żadnej. Chyba że tamta, która została już podana. Do tego zawsze istniała jakaś nikła szansa, że dzięki temu tempu będzie w stanie dostrzec coś, co go mniej lub bardziej zainteresuje. W tym przypadku różnił się od swojej rodziny. Oni wiecznie biegli; nie dlatego, że spieszyli się w panice, ale dla czystej zabawy, bo wiedzieli, że i tak niczego nie przegapią dzięki swojemu doskonałemu zmysłowi obserwacji. U Ochidy była to kula u nogi, każąca mu się potykać. Gdyby mu się spieszyło, nie zauważyłby niczego, bo i tak patrzenie na cokolwiek szło mu dość marnie. I jak tu szukać zagubionych rzeczy czy osób, kiedy miało się takie wady wzroku, zrodzone z własnej podświadomości? Więc wędrował na spokojnie, wsłuchując się w grę ulicznego muzyka. Najwidoczniej nie miał co ze sobą zrobić i dlatego wyłaził na dwór, żeby sobie trochę porzępolić. Oczywiście mężczyzna nie miał mu tego za złe. Przecież nie brzmiało to źle. Po prostu myślał, że lepiej byłoby dla niego wybrać się na jakiś Mam talent!, czy inny szajs, dzięki czemu mógłby zdobyć swoje upragnione uznanie, sławę i pieniądze. Zapewne tego chciał. No w końcu inaczej grałby tylko dla siebie albo dla rodziny, nie mówiąc już nawet o wzroku pod tytułem: daj panie choćby dolara. Niektórzy jednak najwidoczniej lubili takie bity i chętnie przysłuchiwali się im z uwagą. Może do tego stopnia, iż muzyka ta działała na nich hipnotyzująco. Pewien chłopak właśnie wkraczał w ten stan, a Deuce doskonale wiedział, że nie było to dla niego w żadnym wypadku bezpieczne. Tak, znowu miał zamiar bawić się w cholernego bohatera i wybudzać ludzkość ze snu zimowego. Dosłownie snu. Bo w chwili, w której podszedł do Olivera, spostrzegł, że ten naprawdę zasnął i raczej nie miał zamiaru prędko się obudzić. Alvarez jednak miał swoje plany. I na pewno nie było w nich punktu typu "pozwolić dzieciakowi robić za ulicznego żula". W jednej chwili uniósł lekko dłoń, by wziąć zamach i... trzepnąć Einera przez głowę. - Ej, Ty. - Mruknął bez przejęcia jego osobą, jak gdyby naprawdę miał go gdzieś. No bo przecież miał. Po prostu żal mu już było biednych ofiar kradzieży, a im więcej osób do współczucia, tym gorzej. - Matka Cię nie nauczyła, że nie udaje się menela w środku miasta? Okradną Cię. Jakie urocze powitanie. | |
| | | Oliver Szpieg
Liczba postów : 19 Dołączył : 19/01/2014
Godność : Oliver Einer Wiek : 19 Zawód : Szpieg Orientacja : Aseks Partner : ... seriously? Wzrost i waga : 160/45 Znaki szczególne : Einer nie jest osobą, która jakkolwiek mogłaby się wyróżniać, no może poza wiecznie nie odstępującej go na krok maski czy chomika w kieszeni bądź węża na szyi. Dodać jeszcze można, że chociaż ma 19 lat przypomina podstawówkę albo gimbusa i to takiego niewyrośniętego. To w ogóle dziwny człowiek jest... Aktualny ubiór : Natalie: biały T-shirt, na to zarzucona czarna bluza i czarne... pseudo-bokserki oraz ciemne adidasy.
Yuu: czarna koszulka, na to biała bluza z podwiniętymi rękawami, 3/4 jeansy i najnormalniejsze tenisówki. Ekwipunek : Co nosi przy sobie? Taki tam mały sztylecik żeby było czym chleb pokroić dla głodujących wron. Dodatkowo łańcuszek bardzo często zapinany na ręku pod bluzą sięgający od nadgarstka do łokcia (po co mu to? Nikt nie wie). Multikonta : Nope
| Temat: Re: Promenada. Czw Lut 27, 2014 6:01 pm | |
| " Uliczny żul" otworzył jedno oko, po czym je zamknął wmawiając sobie, że to co widzi nie jest ani trochę realne, że tylko śni. Chwilę potem czynność powtórzył drugim okiem. Niestety, Yuu był jak najbardziej rzeczywisty, tak samo jak jego dłoń, która bardzo pięknie chlasnęła młodzieńca. Chociaż tego nie chciał, otworzył obydwa oczęta i spojrzał z wyrzutem na mężczyznę jeszcze nie do końca orientując się co dzieje się w okół. Podobno narkoleptyków nie powinno się budzić, a tu przychodzi taki i bezczelnie bije po głowie. A co jeśli Ollie miałby po tym jakieś problemy? Właściwie wiedział, że mężczyznę obchodziło to tak jak tysiąc poprzednich odcinków "Nieśmiertelnych wampirów" alias "Mody na sukces". - Już mnie okradli! Dzieciństwo mi chamy zabrali! A teraz mnie jeszcze budzą! Drobnomieszczaństwo się szerzy na ziemiach, w dyby takich! - Ziewnął i rozpostarł ramiona niczym ptak, w ramach rozciągnięcia mięśni po chwilowej drzemce. - Zresztą i tak nie mieliby co ukraść innego, chyba, że zabraliby mnie w całości, a tego nie życzę nikomu. Prawda prawdą pozostanie i trzeba się z nią pogodzić. Oliver świetnie zdawał sobie sprawę jak bardzo potrafi być denerwujący i jakoś wyjątkowo nie zamierzał tego zmieniać. A jak jeszcze ktoś mu przerywał arcyważne zajęcia, to już w ogóle robił się wyjątkowo cięty i czepliwy. Wsadził sobie do ust wcześniej zakupiony cukierek i usadowił się wygodniej na ławce. Muzyk grający nieopodal zmienił repertuar, teraz brzdąkał jakąś wyjątkowo senną i smutną melodię, co nie spodobało się młodzieńcowi. Pogoda była całkiem okey, nikt ważny nie umarł i to nawet nie był poniedziałek... po prostu wszystkie powody, dla których można by grać w środku miasta niby-marsz żałobny są nieaktualne. Dopiero po chwili chłopięcie przypomniało sobie o znajomym. - Wiesz, że chorych dzieci nie powinno się budzić. Nawet gdy leżą w środku miasta? To im może potem zaszkodzić, mogą się źle rozwinąć. Nadął policzki na chomika i wsadził następnego cukierka. Wyjątkowo mu posmakowały... lekko kwaśne ale o słodkim akcenciku. - Co tu właściwie robisz? Nie mów, że przyszedłeś się rozerwać do tych zacnych dźwięków muzyki klasycznej - zaśmiał się wesolutko. | |
| | | Yuu Zabójca
Liczba postów : 49 Dołączył : 02/12/2013
Godność : Yuusuke Akira Hideyoshi Katsuyuki Noburo Ochida | Deuce Matthew Alvarez Wiek : 23 lata Zawód : Robi na kasie w Macu, żeby później mordować klientelę~. Orientacja : Raczej hetero~. Partner : ._. *siscon* Wzrost i waga : 187cm | 75kg Znaki szczególne : Podłużna blizna na policzku; dwubarwne tęczówki (prawa oliwkowa, lewa szmaragdowa); poprzekłuwane uszy (w lewym dwie dziurki w płatku, w prawym jedna w płatku i cztery idące wzdłuż obrąbka). Aktualny ubiór : Hemoglobina: ...czarne bokserki? ._. I srebrne kolczyki-śrubki w każdej dziurce w uszach.
Oliver: ciemnoszare jeansy, wpuszczone w czarne glany 30-stki; czarna koszula o rozpiętym górnym guziku; czarna, skórzana kurtka; na szyi przewiązana biała bandana, a w uszach srebrne kolczyki-kółka. Ekwipunek : Czarny Colt Peacekeeper (nabity, hai, hai); paczka Camel Milds Orange (+zapalniczka); paczka gum miętowych. Multikonta : Yandere Loli | Błazen Posterunkowy
| Temat: Re: Promenada. Czw Lut 27, 2014 7:13 pm | |
| Żeby on w ogóle wiedział, że to narkoleptyk. Zacznijmy od tego, że nawet nie poznał w pierwszej chwili, iż ten dzieciak był jego "kolegą po fachu". Kto by się spodziewał, że to mógł być Oliver we własnej osobie? Na pierwszy rzut oka wyglądał na zwykłego dzieciaka, więc Ochida nie przyglądał sie za bardzo uważnie jego twarzy. Bardziej czujnie obserwował własną dłoń, zadającą mu tamten bolesny cios. Tak, o, żeby wiedzieć, czy mu czasem nie odpadnie albo czy coś nie zdąży mu jej odgryźć. Wszystko jednak wydawało się być w porządku, więc mógł już na spokojnie zerknąć na chłopca, wsłuchać się jego głos i... ...stwierdzić, że zna tego debila. I że gadał coraz większe głupoty. Może i nie wiedział o nim wielu rzeczy, ale na pewno przyzwyczaił się już do jego dziwacznych wypowiedzi i nienormalnego sposobu wysławiania się. Przechylił jednak głowę na bok, w wyrazie najszczerszego zdziwienia. Ten chłopak chyba wiedział, jak go zaskoczyć. Zupełnie, jakby przez tych - sumując ze sobą wszystko - niespełna kilka dni ich znajomości przejrzał go na wylot i już wiedział, co powiedzieć i gdzie zasnąć, żeby wybić Akirę z rytmu. Ten jednak nie dawał tego po sobie poznać aż do tego stopnia. Dało się stwierdzić, że uznał tę sytuację za zdumiewającą, ale nikt by po nim nie poznał, że prawie dostał zawału, kiedy Ollie zaczął tak wrzeszczeć. "...a tego nie życzę nikomu." - Ta. Ja sobie też tego nie życzę. - Mruknął bardziej do siebie, niż do towarzysza, odwracając się do niego tyłem tylko po to, by zająć miejsce na ławce, tuż obok niego. Zerknął na jego poczynania, śledząc je krok po kroku, badając ruchy i mimikę. Słodycz wpadająca do jego ust była wręcz dziwnie podejrzana, ale nie pytał o nią. W końcu nie było jego sprawą, co wpierdalał, a do tego nawet nie znał się na cukierkach, więc nie mógł stwierdzić, czy to aby na pewno było coś złego. Mimo wszystko musiał się uczepić. - Dalej tak wpieprzasz cukier? Umrzesz od tego świństwa. No musiał, no. Wymruczał to wszystko, przy okazji wydobywając z kieszeni kurtki drobne pudełko, z którego z kolei wysunął jedną sztukę papierosa. Sekundę później wylądowała ona pomiędzy jego wargami, już odpalona i dymiąca się, wypuszczając swoją obrzydliwą woń na świeże powietrze. Chore dzieci, co? Wzruszył ramionami, kuląc się nieco, bynajmniej nie z zażenowania, czy poczucia winy. Ułożył łokcie na kolanach, krzyżując ręce na nadgarstkach. Po tym też spojrzał na chłopaka i pokręcił głową w wyrazie dezaprobaty. No naprawdę... nie musiał podkreślać tego, że był tylko smarkaczem. - Takie z Ciebie dziecko, jak ze mnie cycata modelka. - Mruknął. - To, że wyglądasz, jak przedszkolak, nie znaczy, że nim jesteś. To nie pora leżakowania w ogródku, Oliver. - Dorzucił po krótkiej ciszy, prostując się z powrotem. Co tu robił? Dobre pytanie. Wracał do domu, cholera. Miał się położyć do łóżka i nic nie robić przez resztę dnia, udając zajebistego super-szpiega, będąc tak naprawdę specem od brudnej roboty, polegającej na wyciąganiu frytek z oleju... no i mordowaniu. - Wracałem do domu, ale jak zobaczyłem śpiącego menela-praktykanta, to postanowiłem podręczyć. A Ty? Masz w ogóle jakieś ciekawe nowiny? Nie wiem, ktoś kogoś zajebał? Znaleźli jakiegoś idiotę? ...moment. Przecież Oliver był szpiegiem... dopiero teraz do niego dotarło. - Właściwie, mam dla Ciebie robotę. Bardziej osobistą i może dość trudną, ale... co to dla Ciebie, no nie, smarku? To w końcu był dzieckiem, czy nie? | |
| | | Oliver Szpieg
Liczba postów : 19 Dołączył : 19/01/2014
Godność : Oliver Einer Wiek : 19 Zawód : Szpieg Orientacja : Aseks Partner : ... seriously? Wzrost i waga : 160/45 Znaki szczególne : Einer nie jest osobą, która jakkolwiek mogłaby się wyróżniać, no może poza wiecznie nie odstępującej go na krok maski czy chomika w kieszeni bądź węża na szyi. Dodać jeszcze można, że chociaż ma 19 lat przypomina podstawówkę albo gimbusa i to takiego niewyrośniętego. To w ogóle dziwny człowiek jest... Aktualny ubiór : Natalie: biały T-shirt, na to zarzucona czarna bluza i czarne... pseudo-bokserki oraz ciemne adidasy.
Yuu: czarna koszulka, na to biała bluza z podwiniętymi rękawami, 3/4 jeansy i najnormalniejsze tenisówki. Ekwipunek : Co nosi przy sobie? Taki tam mały sztylecik żeby było czym chleb pokroić dla głodujących wron. Dodatkowo łańcuszek bardzo często zapinany na ręku pod bluzą sięgający od nadgarstka do łokcia (po co mu to? Nikt nie wie). Multikonta : Nope
| Temat: Re: Promenada. Pią Lut 28, 2014 12:18 am | |
| " Zwykły dzieciak". Oliverek uwielbiał to określenie, gdy tylko je słyszał wpadał w błogi zachwyt i dostawał dziwnych spazmów. Nie jednemu mogłoby się wydawać, że ma ze sobą problemy o podłożu czysto psychiatrycznym. Czyż to nie jest piękne gdy ludzie myślą, że jesteś kimś innym niż naprawdę. Jak dla niego to było całkowicie na rękę. Od najmłodszych lat się z niego śmiali, że przypomina dziewczynkę, na dodatek wyjątkowo niewyrośniętą. A teraz proszę... dostał się do Fraternity i piastuje funkcje szpiega. To już jest jakieś osiągnięcie, to jedyne, z którego może być dumny. Rozbawiło go gdy Yuu przyglądał się swojej dłoni. Aż miał ochotę zrobić mu zdjęcie tym no.... takim co się pstryka i cyk, gotowe zdjęcie. Tak to jest gdy się dziecko wychowało na wsi z dala od cywilizacji i nie ma się najmniejszego pojęcia o jakiejkolwiek technologi. Nawet krowy musieli tam ręczni doić! Takie zadupie. Ciemnowłosy świetnie zdawał sobie sprawę, że gada farmazony, ale po prostu nie umiał być poważny, może i nie znali się wystarczająco długo, ale Ollie miał wrażenie, że Yuu już w większości przyzwyczaił się do jego wybryków. - Toż to przecie jest obraza mego majestatu! Wysoki Sądzie zgłaszam pozew o zniesławienie! - Tupnął nogą. Robienie z siebie debila na środku miasta? Okeeey. Weszło mu to już w nawyk. Starając skupić na sobie uwagę automatycznie ludzie o wiele bardziej ignorują, zwłaszcza w takim Rathelonie gdzie to nienormalni kręcili się właściwie wszędzie. - Powiedział jaśnie pan z fajką w ręku, zadymiający moje idealne powietrze. Ty wiesz, że tym dymem zaburzasz mi aurę?! Moje pole magnetyczne przez Ciebie nie może się skupić. Zresztą... ja wpierdzielam łakocie, a Ty, mam nadzieje, nie podjadasz fryteczek, co? Zachichotał i dźgnął go w żebra. Ano Oliver wiedział iż znajomy pracuje w McDonaldzie. Wystarczyło trochę dedukcji, parę wolnych chwil i dobry kamuflaż żeby odkryć co i jak. Na ogół starał się dowiadywać o nowo poznanych od razu jak najwięcej, tak było i tym razem. Tuż po pierwszym spotkaniu rozpoczął akcję rozpoznawczą. - No to miło mi poznać cycatą modelkę. Ale ja te typy znam... podejdziesz za blisko, a się hieny rzucą żeby udusić. Co prawda na ogół to jedna wielka deska jest, ale wiesz widziałem raz taką inną.. to pewnie nawet nie była modelka - zamyślił się. - Tylko Ty tak uważasz. No na przykład tamta pani obok tego grajka co chwila na nas spogląda i dostrzegłem w jej oczach błysk rodzicielski. Weź mnie chroń... jeszcze się wampir rzuci i mnie porwie i będzie mnie wychowywał na kolejnego błyskającego się w świetle dnia. Spojrzał na znajomego wyczekując aż w końcu usłyszy coś na temat pobytu tutaj, zamiast tego po raz kolejny jego cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Nagle jakby wszyscy wokół się zmówili żeby tylko nic mu nie mówić. Chociaż Yuu prawdopodobnie tego nie wiedział, w końcu zajmował się czymś zupełnie innym - zabijaniem. Szpieg, a zabójca... parę różnic by się znalazło. - A bo ja wiem - wzruszył ramionami. - Co ja jestem? Wiejski monitoring całodobowy? Jakoś tak ostatnio miałem lepsze rzeczy niż kręcenie się w tych wszystkich szemranych towarzystwach. Żeby nie było.. praca szpiega to nie takie byle stokrotki... Tym oto sposobem rozpocząłby się kolejny monolog z serii: "A szpieg musi...", jednak informacje, które usłyszał chwilę później o wiele bardziej go zainteresowały. Mógłby się w końcu zająć jakąś robotą, a nie po prostu obijać się i zamęczać ludzi swoją obecnością. - A na czym ma polegać ta robota, glucie? Uśmiechnął się paskudnie. W głowie pojawiło się setki wizji, ale i tak czekał tylko, aż usłyszy konkrety. Co prawda postanowił już, że pracę przyjmie, chociażby z dobroci serca... nawet tej chwilowej.
// żadne słowa nie opiszą tego jak bardzo źle napisany jest ten post ;_;
Ostatnio zmieniony przez Oliver dnia Pią Lut 28, 2014 6:15 pm, w całości zmieniany 2 razy | |
| | | Yuu Zabójca
Liczba postów : 49 Dołączył : 02/12/2013
Godność : Yuusuke Akira Hideyoshi Katsuyuki Noburo Ochida | Deuce Matthew Alvarez Wiek : 23 lata Zawód : Robi na kasie w Macu, żeby później mordować klientelę~. Orientacja : Raczej hetero~. Partner : ._. *siscon* Wzrost i waga : 187cm | 75kg Znaki szczególne : Podłużna blizna na policzku; dwubarwne tęczówki (prawa oliwkowa, lewa szmaragdowa); poprzekłuwane uszy (w lewym dwie dziurki w płatku, w prawym jedna w płatku i cztery idące wzdłuż obrąbka). Aktualny ubiór : Hemoglobina: ...czarne bokserki? ._. I srebrne kolczyki-śrubki w każdej dziurce w uszach.
Oliver: ciemnoszare jeansy, wpuszczone w czarne glany 30-stki; czarna koszula o rozpiętym górnym guziku; czarna, skórzana kurtka; na szyi przewiązana biała bandana, a w uszach srebrne kolczyki-kółka. Ekwipunek : Czarny Colt Peacekeeper (nabity, hai, hai); paczka Camel Milds Orange (+zapalniczka); paczka gum miętowych. Multikonta : Yandere Loli | Błazen Posterunkowy
| Temat: Re: Promenada. Pią Lut 28, 2014 3:45 pm | |
| Nawet najbardziej niepozorne persony mogą okazać się paskudnymi przestępcami, a ci najbardziej podejrzani - niewiniątkami o naturze aniołka i charakterze baranka. W sumie, to prawie to samo. Znaczy, baranki wkurwiają swoim gadaniem... beczeniem. Ale co tam. Yuu jakoś do tych baranów nie należał, będąc jednocześnie pierwszym i drugim przypadkiem, jednakże niezmiennie małomównym. Przynajmniej w większości sytuacji. A, walić to. Nikt go nie ogarnie. - ...przepraszam, wielce chujnio majestatu. - Przewrócił oczyma, mamrocząc pod nosem obelgę, która może i nie miała dotknąć młodzieńca okazującego się jego rozmówcą, ale jej zadaniem na pewno było ukazać mu myśli Zabójcy na jego temat. Wciąż nie mógł pojąć, co go skłoniło do odegrania takiej roli. I niby kto miał być tym sędzią? Skrzypek nieopodal? Uniósł brwi, spoglądając na grajka. Nie umiał sobie wyobrazić tego gościa w białej peruce i z młotkiem w ręku, drącego się o ciszy na sali, mającego dwójkę przydupasów po różnych stronach, przy czym jeden miałby być obrońcą Yuu. Gdyby była to jakaś urocza panienka, to może by jej jeszcze zaufał, ale... nie. Pewnie dojebaliby mu czymś z ogromnymi (być może obwisłymi) cyckami, jeśli nie zgrzybiałego starucha... również z obwisłymi cyckami. Le fu. Zaraz... podjadanie frytek? Czy jego do reszty pojebało? Trzepnął go w dłoń, kiedy tylko go dotknął, warcząc przy tym przeciągle. Pewnie gdyby był psem, już dawno by go zagryzł. No, ale nic to. Na razie musiał się wybronić, bo przecież ten smark wymyślał tylko jakieś idiotyczne historie. Zresztą, co z tego, że palił? Chociaż faktycznie, wybrał sobie zły moment na peta, na którego zresztą właśnie spojrzał. - Nie palę cały czas. Ze dwa na dzień, czasem jeden. Zależy, jak leży. I nie żrę gówien z fast foodów. - Wymamrotał, przybierając już niewzruszoną maskę skurwiela, po czym zerknął kątem oka na Einera. - A jak mnie jeszcze raz tak dźgniesz, to Ci zgaszę tego peta na mordzie. ...może lepiej z nim nie zaczynać? Wyglądało na to, że mówił szczerze, i to nawet aż nazbyt szczerze. Można było się go zacząć bać, nie wspominając już o momencie, w którym został nazwany modelką. I to cycatą. Przecież miał zajebistą klatę, a nie jakieś tam cycki! Nienawidził cycków! - . . . - To wyrażało wiele. Słuchał go bez przejęcia, zastanawiając się, jak właściwie wyglądałby w jednej z tych kiczowatych sukieneczek, które były uznawane za dzieła sztuki i w ogóle hity sezonu. O co, kurna, chodziło!? A może byłby modelką w bieliźnie erotycznej? Albo występował w nagich sesjach z cudownymi facetami jego postury? Znaczy, nie myślał o nich jako o "podobnych do siebie", ale tak by pewnie mniej więcej... a, nieważne. - Gratuluję nowej posady, Edwardzie Junior. Twoja matka Bella na pewno byłaby z Ciebie dumna i rzekłaby, że wdałeś się w ojca. - Wymamrotał po chwilowym milczeniu. Właściwie, sam dziwił się, że zczaił tę aluzję. Dziwił się, że w ogóle wiedział, co to Zmierzch. Ach, chuj z tym! Jak on w ogóle mógł znać nazwisko głównego bohatera, a nawet jego laski!? "A na czym ma polegać ta robota, glucie?" Oczy mu się zaświeciły, a samego gluta już zignorował. W końcu znalazł swoją iskierkę nadziei, więc nie mógł tracić ani chwili dłużej. Wygrzebał z kieszeni spodni zdjęcie jakiegoś dzieciaka. Ledwie wyrośnięta, kilkuletnia dziewczynka o blond włosach i dwubarwnych ślepiach. Mimo wszystko Oliver mógł bez problemu poznać w niej swoją dobrą znajomą, wciskającą mu słodycze w mordę. Ta. Kolejny rozdział powieści pod tytułem "Pogoń za siostrą, która najchętniej wbiłaby ci nóż w plecy". Na podstawie wydarzeń autentycznych. - Chodzi mi o nią. Znaczy... jest już większa. Troszeczkę młodsza od Ciebie, też taka niedorośnięta... i na imię ma Mio. Mieszka gdzieś w mieście, ale za cholerę nie chce dać się znaleźć.
...chyba Cię powaliło. xD Padłam przy nim. Cudny jest. | |
| | | Oliver Szpieg
Liczba postów : 19 Dołączył : 19/01/2014
Godność : Oliver Einer Wiek : 19 Zawód : Szpieg Orientacja : Aseks Partner : ... seriously? Wzrost i waga : 160/45 Znaki szczególne : Einer nie jest osobą, która jakkolwiek mogłaby się wyróżniać, no może poza wiecznie nie odstępującej go na krok maski czy chomika w kieszeni bądź węża na szyi. Dodać jeszcze można, że chociaż ma 19 lat przypomina podstawówkę albo gimbusa i to takiego niewyrośniętego. To w ogóle dziwny człowiek jest... Aktualny ubiór : Natalie: biały T-shirt, na to zarzucona czarna bluza i czarne... pseudo-bokserki oraz ciemne adidasy.
Yuu: czarna koszulka, na to biała bluza z podwiniętymi rękawami, 3/4 jeansy i najnormalniejsze tenisówki. Ekwipunek : Co nosi przy sobie? Taki tam mały sztylecik żeby było czym chleb pokroić dla głodujących wron. Dodatkowo łańcuszek bardzo często zapinany na ręku pod bluzą sięgający od nadgarstka do łokcia (po co mu to? Nikt nie wie). Multikonta : Nope
| Temat: Re: Promenada. Pią Lut 28, 2014 6:12 pm | |
| Oliverek wręcz przepadał za barankami. Były takie mięciutkie, gdy ich dotknąłeś miałeś wrażenie jakbyś lewitował gdzieś na niebie na jakiejś pięknej białej chmurce. A ich beczenie było w niektórych momentach miłym urozmaiceniem typowego szarego dnia. - A znaj łaskę pana... wybaczam Ci, ale mam nadzieję, że takie karygodne zachowanie już się nie powtórzy. - Machnął mu palcem przed nosem w geście skarcenia. Na pewno musiało to cudacznie wyglądać. Niski bachorek poucza dorosłego mężczyznę i to jeszcze z miną całkowicie poważną... przynajmniej przez pierwsze sekundy, później na jego bladą twarzyczkę wstąpił znów uśmiech. A skrzypek grał dalej z każdą chwilą coraz bardziej dziwaczne melodie, dookoła niego zdążyła zebrać się już spora grupa ludzi, wszyscy wsłuchani. Nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, jak na samym początku ich krzyki... a raczej wrzaski Olivera sprawiały, że od czasu do czasu jeszcze ktoś się spojrzał, tak teraz byli zupełnie niewidzialni i mogli rozmawiać w spokoju, przynajmniej pośrednim. - Dobrze robisz... to co oni do tych fast foodów wkładają to niejednego by przyprawiło o odruchy pozbycia się obiadu w najbliższym koszu na śmieci. - Wsadził sobie do ust kolejnego cukierka przez chwilę się nim delektując, w międzyczasie machnął parę razy dłonią, w którą oberwał. - No i sobie będzie Facepet... widzisz, możesz być z siebie dumny. Wymyślasz takie nowości. A jak to na rynek wejdzie to jakie branie będzie. Pozwól iż zostanę Twym menadżerem. Razem podbijemy ten świat i w końcu przejmiemy władzę! To mówiąc stanął na ławce, jedną nogę postawił na oparciu i podniósł do góry rękę złożoną w pięść niczym statua najwspanialszych przywódców. Ale Oliver nie był ani żadnym wspaniałym, ani tym bardziej przywódcą. Był nikim... a jaką mu to sprawiało przyjemność. - Chyba jednak wolę być Draculą. On to chociaż miał ciekawy żywot i pelerynkę zajebistą. A te historie, że niby ludzi na pal nabijał odbytem... Idealny życiowy idol. Cóż, Ollie'ego również zdziwił fakt iż Yuu zrozumiał aluzję. Wielu jego rozmówców po prostu nie wiedziało o czym mówił. Nic właściwie dziwnego, on sam wiedział tylko tyle ile udało mu się wyczytać z książek. Gdy tylko ciemnowłosy znowu znalazł się w pozycji siedzącej na ławce dostrzegł zdjęcie wyjęte przez Yuu. Od razu rozpoznał istotkę, która się na nim znajdowała. Ciekawe czego chce... - Czyżbyś zmieniał branżę? Teraz masz zamiar zostać zawodowym pedofilem? Będziesz biegał po mieście i łapał dziewczynki? - Zaśmiał się. W końcu nie mógł mu od razu powiedzieć co i jak. Toż to jest zabójca. Jeszcze by coś koleżance zrobił i kto wtedy będzie mu dzień w dzień wpychał coraz to nowsze słodycze o dziwnych smakach niczym "wołowina wieprzowa". | |
| | | Yuu Zabójca
Liczba postów : 49 Dołączył : 02/12/2013
Godność : Yuusuke Akira Hideyoshi Katsuyuki Noburo Ochida | Deuce Matthew Alvarez Wiek : 23 lata Zawód : Robi na kasie w Macu, żeby później mordować klientelę~. Orientacja : Raczej hetero~. Partner : ._. *siscon* Wzrost i waga : 187cm | 75kg Znaki szczególne : Podłużna blizna na policzku; dwubarwne tęczówki (prawa oliwkowa, lewa szmaragdowa); poprzekłuwane uszy (w lewym dwie dziurki w płatku, w prawym jedna w płatku i cztery idące wzdłuż obrąbka). Aktualny ubiór : Hemoglobina: ...czarne bokserki? ._. I srebrne kolczyki-śrubki w każdej dziurce w uszach.
Oliver: ciemnoszare jeansy, wpuszczone w czarne glany 30-stki; czarna koszula o rozpiętym górnym guziku; czarna, skórzana kurtka; na szyi przewiązana biała bandana, a w uszach srebrne kolczyki-kółka. Ekwipunek : Czarny Colt Peacekeeper (nabity, hai, hai); paczka Camel Milds Orange (+zapalniczka); paczka gum miętowych. Multikonta : Yandere Loli | Błazen Posterunkowy
| Temat: Re: Promenada. Pią Lut 28, 2014 7:12 pm | |
| "A znaj łaskę pana..." Prychnął głośno, odwracając swoje spojrzenie i marszcząc brwi, czyniąc tym samym swój wyraz twarzy co najmniej brzydkim. Dopiero co podjął z nim rozmowę, a już miał zjebany humor tymi jego komentarzami. No naprawdę, niby był zabawny i w ogóle, ale mógł tym oświecać panienki i je na to podrywać, a nie męczyć biednego faceta po dwudziestce, który z ledwością wychwytywał, co mówił naprawdę, a co było tylko i wyłącznie nędznym żartem klasy B. Skończyło się jednak jedynie na dezaprobacyjnym pokręceniu głową przez ciemnowłosego i rozłożenie jego dłoni w geście poddania. No naprawdę... był już tak cholernie zmęczony... miał w tej chwili być w domu i się wylegiwać. Niby to dobrze, że się chłopak napatoczył, bo mógł mu pomóc, ale z drugiej strony o wiele więcej tracił na tej rozmowie, niźli zyskiwał. Doskonale wiedział, że dzisiejsze jedzenie w barach szybkiej obsługi nie było zbyt apetyczne. To znaczy, wyglądało nieźle, pachniało dobrze, a smakowało zajebiście, ale jednocześnie wszyscy doskonale wiedzieli, co się kryło w tych doskonale okrąglutkich kotlecikach do burgerów, prostych fryteczkach ze świeżego oleju i sałatkach ze składnikami z pierwszej ręki. Wszystko było tak samo sztuczne, jak tworzywo, z którego wykonuje się zabawki do Happy Meal'u. Sama chemia i konserwanty. Dlatego też mężczyzna odruchowo wzdrygnął się na słowa o pawiu, którego mogliby puszczać ewentualni konsumenci. Mimo wszystko, takie punkty wciąż cieszyły się sporym powodzeniem wśród ludzi, którzy z radością wpierdzielali te bomby kaloryczne, aż im się uszy trzęsły. - Podbijemy świat papierosem gaszonym na Twoim ryju? - Odparł, odwracając głowę i unosząc ją nieco, by mieć lepszy widok na osóbkę Olivera. Naprawdę był aż taki głupi, czy to po prostu Deuce nie pojmował jego wyobraźni? Jedno i drugie. Ale po co mu były te wszystkie odchyły? W końcu chwycił młodego za nadgarstek i znów zmierzył go nieprzychylnym spojrzeniem, nakazującym mu się uspokoić. Idiota, syknął w myślach, ciągnąc go lekko w dół. Jednak widać było, iż sam chciał usiąść, choć najwyraźniej miał zamiar powiedzieć jeszcze jakieś inne pierdoły. No i kimże byłby Ochida, gdyby nie miał racji? Westchnął ciężko. Choć Szpieg miał tu trochę racji. Dracula był o wiele lepszym materiałem na wzór do naśladowania, niźli taki Cullen. Ten to był paskudny, obrzydliwy, a nawet jeszcze inne świństwa. I nie, nie powiedział tego geniusz zła. Wszyscy wiemy, że w jego przypadku "okropny" byłoby przymiotnikiem uznanym za komplement. A tu nie mieliśmy tego na myśli. Tylko dzikie, amerykańskie fanki dały się złapać na ten pseudo-urok. - To moja siostra, ośle. - Warknął w odpowiedzi, w międzyczasie pstrykając chłopaka w czoło i mrużąc niebezpiecznie oczy. Może i był cholernym sisconem, ale tylko w sensie bezwzględnej ochrony, nie pierdolenia. No i wolił płaskość. Ale co z tego? - Gdybym chciał robić za pedofila, sam bym się tym zajął. Poza tym, mówię - ma już 18 lat. Prawie 19. Chcę ją znaleźć i zabrać do siebie, chociaż ona najwyraźniej nie ma ochoty. Ma jakiegoś focha. Och, czyżby? - Dobra, nie przepada za mną. ...ta? - No dobra, nienawidzi mnie i twierdzi, że jestem zdrajcą. - Przewrócił oczyma. Och, ludzie. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Promenada. | |
| |
| | | | Promenada. | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |