Narodziny i wczesne dzieciństwo
Co wielkiego można powiedzieć o wszystkim. Poród jak każdy inny, polski szpital w Krakowie. Oddział położniczy, wrzaski, jęki, wielkie bóle, a przede wszystkim napierdolony jak messerschmidt ojciec dziecka. Pierwsze, to co mu się dziwić. Wparował do szpitala napruty z dwójką kumpli w podobnym stanie. Poszli wcześniej gdzieś sobie wypić. Ochrona uprzejmie ich wywaliła z budynku, więc się przekimali pod, dopiero rano na wpół żywi weszli i mogli ujrzeć nowe dziecię.
Nie ma co pierdzielić trzy po trzy, bo wiadomo jak to wszystko wygląda. Ważne jest kim są rodzice malucha. Ojciec, żołnierz, wysoko postawiony oficer zarabiający odpowiednie pieniądze, aby zamieszkać w kamienicy na Starówce tak pięknego miasta jakim jest Kraków. Matka? Wykłada historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, specjalizuje się w II Wojnie Światowej.
Zatem jak można się spodziewać, dzieciństwo nie należało do najlepszych. Rodzice wiecznie zapracowani, nie dbający o uczucia syna. Mający olbrzymie ambicje w stosunku do pierwszego dziecka. Pięciolatek chodzący na kurs angielskiego? Normalka, w ich mniemaniu ma znać język obcy i to bardzo dobrze.
Dzieciństwo, etap szkolny
Jak wcześniej wspomniałem, norma... Dodatkowe kursy z języka, zajęcia sportowe, taneczne. Wszystko już od małego, czas całkowicie zapełniony tuż po obowiązkowych lekcjach w szkole podstawowej. Zaledwie jeden dzień w tygodniu wolny, niedziela. Kościół i te sprawy, był ministrantem nawet. I tak bez jakichś większych ceregieli mijał okres szkoły podstawowej.
Gimnazjum następnie nas czeka. Świadomy okres buntu większości szybko dojrzewających dzieci. Bójki, wymuszenia, picie alkoholu, palenie papierosów to nic niezwykłego w tym czasie dla blondyna. Całe szczęście, ale od narkotyków stronił. Można mu pogratulować, kiedy jego znajomi chętnie dawali sobie w żyłę to on po prostu wypił flaszkę, przyjarał fajką i ewentualnie bzyknął się z jakąś nawaloną fanką. Tsa... Był popularny, tego nie można zaprzeczyć. Wysoki, postawny blondyn, przystojny, umięśniony z bogatej rodziny. Czego chcieć więcej?
Liceum, kolejne problemy dla rodziców. Wieczne skargi nauczycieli, wychowawców. Niby ogólniak, ale nic go nie interesowało za bardzo z tego wszystkiego. Miał w dupie edukację, najchętniej to poszedłby już pracować nawet na zmywaku w McDonaldzie, ale obowiązki Chojnackich... Jakoś przebolał pierwsze dwa lata liceum. Co dalej? Pierdyknął go jakiś prąd, piorun czy coś mocnego, bo wiele się w nim zmieniło. W sumie nie... To tylko spostrzeżenia jego rodziców. W rzeczywistości od małego w jego pokoju widniały plakaty z żołnierzami, partyzantami którzy kiedyś walczyli o Wolną Polskę. Interesowały go zawsze te rzeczy, ale rodzice ślepo zapatrzeni w karierę nie widzieli tego.
Przyszedł do domu, po maturach już. Usadził własnoręcznie matkę i ojca na sofie, popchnął ich jak gdyby nigdy nic.
- Będę żołnierzem... Wyprowadzam się od was wy pierdolone skurwysyny!I wybiegł z domu, z przygotowaną już torbą do wyprowadzki. Poszedł w świat, rodzice stwierdzili, że nie będą go powstrzymywać, że to podoficerki się nie dostanie, bo według nich... Był on idiotą, proste. Jego wyniki? Same stu procentówki z tego czego się podjął. Rozszerzona historia, matematyka, fizyka i WOS. Bez problemowo dostał się do Sił Lądowych. Tam już przykładał się, robił to dla siebie samego. Dzieciństwo na strzelnicy lub przy innych dyscyplinach sportowych niesamowicie mu w tym pomogły. Można rzec, że był najlepszym uczniem, już wtedy widziano w nim zadatki na komandosa.
Pięć kolejnych lat minęło i koniec szkoły, koniec nauki...
Wszystko inne po szkole
Co dalej? Ruszył po szczeblach kariery jako oficer! Piął się wyżej i to nie za byle co! Misje w Afganistanie? Spoko, nie ma problemu. Jeździł kiedy tylko miał szansę, nie odmawiał nigdy. Zdobył wielkie doświadczenie, wojsko dostrzegło jego potencjał snajperski oraz zainteresowanie się piromanią. Więc czemu nie skorzystać? Dano mu karabin i leć na wojnę! Spisał się świetnie, był niezastąpiony na tej pozycji. Do tego był przeszkolony, żeby móc działać również na bliższych odległościach, podkładał nieraz drobne ładunki wybuchowe i wracał na swoją pozycję snajperską.
Propozycję otrzymał od Jednostki Wojskowej Grom, tuż po mianowaniu na pułkownika. Wszelkie szkolenia przeszedł bez problemu, a jego rodzice? Dostawali wiadomość o kolejnych awansach ich dziecka, o przyjęciu do oddziału komandosów. Krew się w nich gotowała, że tak go nie doceniali, a on już nie miał nic z nimi wspólnego, a przynajmniej nie chciał.
Posłużył jakiś czas i co? Ile on mógł mieć... 28 lat? Coś koło tego pewnie... Obudził go listonosz, a co najdziwniejsze. Anonimowy list, który otrzymał, jakaś prośba o spotkanie. Pierwsze co się nasunęło na myśl "WHAT THE FUCK IS IT!?" Coś w tym rodzaju. No, ale dobra, nic do stracenia nie miał. Polazł sobie na umówione miejsce o odpowiedniej godzinie. Tam facet, krótko ścięty, elegancko ubrany. Widać, że nic z tego co nosi nie należy do najtańszych rzeczy.
Kilka słów zachęcających do wyjazdu, a gdzie? Do mroźnej, zasypanej śniegiem Finlandii! Ponoć mają dla niego niezłą fuchę, na zlecenie. Uhm... Czemu nie? Poleciał tam na jak się okazało morderczy trening w warunkach tak okropnych, że kilkoro z ludzi zginęło. Tak, nie był sam jak się okazało. Czyżby Ci popaprańcy chcieli stworzyć właśnie w tym miejscu drugiego Simo Häyhä? Całkiem możliwe patrząc na to, że każdy z tutaj obecnych jest strzelcem wyborowym.
Przeżyło ich może trzech, ale to Kamil Chojnacki, Polak z krwi i kości został zaproszony do budynku sztabu. Tam zostało mu wszystko wyjaśnione, czym jest Fatum, po co te długie i mordercze szkolenie, dlaczego właśnie on. Bez zastanowienia zgodził się na dołączenie, ot z nudów. Stwierdził, że będzie weselej pracować dla nich jako jeden z Cieni niż dalej się tłuc w Polsce.
I dalej co się działo to wiele historii, jak chociażby ustanowienie rekordu, bycie nazwanym jako najskuteczniejszy snajper w świecie wojskowym. Czy chociażby zdobycie pseudonimu "Bone". Wiele rzeczy się działo, lecz nie należą do najważniejszych.
Teraz co robi? Był na misji, w Finlandii. Ba! Przeszkalał rekrutów, żeby byli jednak przydatni czasami. I nagle jebudubu. Telefon od zarządu, że ma się natychmiastowo stawić w niejakim Rathelonie amerykańskim. Więc wsiadł w samolot i poleciał, wcześniej otrzymując cel swojej misji. Który rzecz jasna zostaje jego i zarządu słodką, najsłodszą tajemnicą.