Dimness Szarak
Liczba postów : 127 Dołączył : 25/09/2013
Godność : Naomi ''Dimness'' Kasai Wiek : 19 lat Zawód : Pracuje dorywczo w kawiarni Orientacja : Heteroseksualna Partner : Brak. ;P Wzrost i waga : 166 cm | 46 kg Znaki szczególne : Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dlatego napiszę że ma szare oczy. Bo tak. Aktualny ubiór : Bordowa bluza zakłądana przez szyję z kapturem, jasnoniebieskie rurki z wysokim stanem, czarne trampki z białymi sznurowadłami. Ekwipunek : Telefon, klucze do domu oraz mały portfel. Multikonta : Hue, hue, hue...
| Temat: Historia małej wredoty Pią Wrz 27, 2013 12:29 pm | |
| - Do cholery, parszywa suko! - Głośny ton pijaka był irytujący. Dziewczyna o brązowych włosach, dopiero co weszła do domu a już musiała się cierpieć męki. - Kto ci mówił że możesz wychodzić!? Gówniaro jedna! - Zamknij się wujku! - Wchodząc do swojego pokoju, trzasneła dźwiami i zamkneła się w pokoju. Wzieła głęboki oddech i usiadła na ziemi, opierając się o dźwi do swego pokoju. Spoglądała swoimi szarymi oczyma w górę. Tak wyglądało u niej codzienne powitanie w domu. Krzyki i jak najszybsze udanie się do swojego małego azylu. Jeszcze dało się słychać masę przekleństw kierowanych w jej stronę za ścianą. Wstała i skierowała się do biurka. Włączyła laptop i zasiadła w fotelu. - Życie jest ostre... Eh. - Gdy ukazał się pulpit i wogóle, otworzyła notatnik. - No to znów piszemy... - Położyła swoje palce na klawiaturze i nacisneła delikatnie "D".
Dziewczynka. Te słowa padły z ust doktora przyjmującego poród. Raczej nie muszę mówić kim było to dziecko. Nie to nie ja, Naomi. To moja siostra, Mia. Ja miałam wtedy cztery lata. Byłam głupia i denerwująca. To ostatnie się nie zmieniło. Oczywiście, jako ta starsza, zostałam zepchnięta na niższy margines. I jakoś żyłam tak z trzy lata. A potem, nagle się okazało że Mia umiera, rano z niewiadomych przyczyn, wiedzieliśmy tylko że umarła w czasie snu.
I myślałam że znów będę w centrum uwagi. Ale nie. Moi rodzice przez długi czas, chyba zapomnieli że istnieje. No to ja znalazłam przyjaciela w komputerze. Nie siedziałam jednak zbyt często, bo ojciec był programistą i miał pracę, ale patrzenie się jak wpisuje kody i za ich pomocą tworzy jakieś wyszukiwarki lub coś, to było super. Potem ja zaczełam próbować, oczywiście szło mi za przeproszeniem do dupy. Moje szczeście że ojciec zaczął mi pomagać. Niestety długo to nie trwało.
Miesiąc później, mój tata został zabity. W nocy, gdy wracał do domu. Został potrącony przez pijanego kierowcę. Pomimo że dojechał do szpitala, umarł tam z powodu obrażeń. Moja matka, widząc że bardzo chciałam kontynuować naukę, kupiła mi książkę do programowania i pozwolała mi siedzieć długo przed komputerem, bylebym miała się uczyć. Gdy miałam trzynaśce lat, do mojego rodzinnego domu wprowadził się wujek. Moja matka, zawsze miała dobre serce oraz stawiała na moje bezpieczeństwo, chodź w tylko wypadku nie mogę się przekonać że z powodu jej "dobrego serduszka" wpuściła tu tego pijaka. Tak czy siak, chodziłam normalnie do szkoły, poznawałam nowych ludzi. Niektórzy byli fajni inni nie. Życie brneło na przód. Natomiast ja, wraz z dorastaniem zauważyłam jedno: że Rathlon ma za przeproszeniem gówniany rząd. Zaczełam więc myśleć jak uprzykrzyć im życie.
Nawet nie wiedziałam w co się wpakuje... Gdy miałam już swoje 17 lat, wiedziałam mnóstwo rzeczy na temat hakowania i programowania. Niestety w tym okresie moja matka tajemniczo znikneła. Nie wiedziałam nic na ten temat, a policja nie chciała się na ten temat wypowiadać. Więc zrobiłam małe włamanie do ich bazy danych. Nic nie znalazłam, ale przez przypadek wsadziłam im tam wirusa i spowodowałam że niektóre komputery musiały mieć restart systemu. Wiem o tym bo pisali w gazecie. A potem ja zrobiłam przeczyszczenie laptopa w poszukawiu wirusa i faktycznie był. Szczęście że ja nie musiałam zrobić reset systemu.
Ekstra. Po prostu ekstra. Życie mnie znienawidziło. Nie dość że ta cała wpadka z wirusem na komisariacie, mogła się skończyć tragicznie to do tego mój wujek zaczął się uważać za pana tego domu. Nie dziwie się że go żona zostawiła. Jak można żyć z takim popaprańcem pod jednym dachem! Eh. Ponieważ on, pracy znaleść nie mógł, tak więc ja zaczełam pracować dorywczo najpierw w cukierni, potem w kawiarni.
Skończyłam 18 lat. Pełnoletność się ukłoniła w moją stronę. Życie wcale nie odpuszczało, a ten dureń, który nazywa się moim wujkiem, zabiera mi kasę co jakiś czas. No po prostu, krew mnie zalewa. To było chyba na wiosnę, nie pamiętam kiedy dokładnie. Postanowiłam powtórnie spróbować szczęścia i włamałam się do bazy danych policji. Znalazłam! Nareszcie dowiedziałam się czegoś o nagłym zniknięciu mojej matki! Ale informacja była krótka i uderzająca: "Zastrzelona przypadkowo, podczas strzelaniny pomiędzy policją a grupą przestępców." Koniec. Jedno zdanie, które sprawiło że w mojej głowie pojawiło się tysiące pytań. Później z nudów (i być może dlatego że mi wszystko było jedno) zhakowałam system na komisariacie i popsułam kilka plików, tak że nie dało się ich otworzyć. Nic niby szczególnego, a jednak któregoś wieczora na spacerze, zaczepił mnie męźczyzna pewien męźczyzna.
Szybko dowiedziałam się kim jest. Namawiał mnie do dołączenia się do tak zwanych Duchów. Miałam stać się Informatorką. Postanowiłam najpierw dowiedzieć się czegoś o tej grupie. Nie zajeło mi to długo. Trzy dni później, znów spotkałam tego męźczyznę. Nie miałam nic do stracenia, więc stałam się jedną z Duchów Rathlonu. A teraz pozostało mi poznać grupę.
- Eh... Może chodź raz się do mnie uśmiechniesz, życie? - Dziewczyna zamkneła notatnik, nawet nie zapisując swego "dzieła". | |
|